sobota, 17 lutego 2024

Miód Wrzosowy nektarowy z pasieki Daniel Woś

Nie ukrywam, że sytuacja z kompletnie skrystalizowanym we wrześniu miodem Skarbów Roztocza z września zirytowała mnie. W pewnym momencie nie wiedziałam, czy zwrócą mi pieniądze, czy wyślą nieskrystalizowany miód, więc zaczęłam poszukiwania innego. Znalazłam więc dojście do Pana Daniela, który ma swoją małą, przydomową pasiekę z miodami wrzosowymi. Nakreśliłam mu sytuację i dowiedziałam się, że charakterystycznie galaretowaty miód wrzosowy z września powinien zacząć się krystalizować dopiero w grudniu. Tym bardziej utwierdziłam się, że z miodem Skarbów Roztocza było coś nie tak i kupiłam miód od pana Daniela Wosia, mającego własną pasiekę.

Miód Wrzosowy nektarowy z pasieki Daniel Woś to miód nekatory z własnej pasieki Daniela Wosia z Trzydnika Dużego.

Po otwarciu poczułam bardzo intensywny zapach o zaskakująco zachowawczej jak na miód słodyczy, kojarzący się z kwiatami. Były nieco ostro-drapiące w ziołowy sposób - nasuwały na myśl kwitnący wrzos, ale nie tylko. Całość spowiła taka... Swojska nuta, powiedziałabym, że ula.

Miód był niepodważalnie płynny i... galaretowato-kisielowaty. Z łyżeczki lał się, ciągnąc. Przy czym - jadłam go w październiku, listopadzie, grudniu - miód prezentował swą idealną gładkość. Żadnego scukrzenia. Kleił się i lepił nieco inaczej niż każdy miód. Jakby przyklejał się do łyżeczki, ciągnął się.
W ustach rozpływał się powoli. Początkowo także w nich był galaretowato-glutowaty i kiesielowaty. Dał się poznać jako gęsto-pełny, a jednak rozpuszczający się ze specyficzną dla miodów gładkością. Nie przypominał miodów kremowanych (ja jadłam rzepakowy). Bardzo przypadła mi do gustu ta konsystencja.

W smaku pierwsza pojawiła się słodycz i jakby zawahała się. Dała się poznać jako subtelna i zachowawcza. Roztoczyła po ustach motyw kwiatów. Za ich sprawą słodycz rosła, wciąż jednak ostrożnie.

Kwiaty wydały mi się wręcz uroczo słodkie.... I drapiące, ale nie tylko w słodkim kontekście. Pojawiła się lekka ostrawość jakby ziołowo-kwiatowa. Wyłonił się z tego delikatny wrzos. Słodycz jeszcze trochę wzrosła, a mniej więcej w połowie rozpływania się porcji w ustach w kwiatowo-wrzosowej toni odnotowałam cierpkość o szlachetnym zacięciu.

W tle przemknęła goryczka... Ziołowa...? Jakby nieco palona gorzkawość była tu niska, daleko za słodyczą, ale wyraźnie uszlachetniająca tę słodycz. Nie wydawała się taka czysta, a z pazurem, charakterem - mimo że smakowało to ewidentnie jasnym miodem. Mało jak na miód słodkim, za to z takim jakby swojskim akcentem (myśl o ulu cały czas siedziała mi w głowie).

Po zjedzeniu czułam słodko-goryczkowate drapanie w gardle i posmak bardzo kwiatowo słodki, z wyraźnie zarysowanym wrzosem. Utrzymywał się długo.

To bardzo interesujący miód, mimo że smakowo nie w pełni w moim typie. Konsystencja za to przecudowna. W smaku bardzo ciekawy, charakterny. Jego słodycz była wyraźnie kwiatowa, z dużym udziałem wrzosu, który jednak nie stał na pierwszym planie. Słodycz wydała mi się niska jak na miód, acz bez drapania się nie obyło. Mieszała się z lekką cierpkością, goryczką, co bardzo mi się podobało. A jednocześnie miód miał charakter miodu jasnego - jego połączenie z lekką goryczką wyszło naprawdę niecodziennie.
Choć wolałabym, by był jeszcze wyraźniej wrzosowy jak miód Skarbów Roztocza, to jednak wolę miód z pasieki pana Wosia ze względu na niższą słodycz, dzięki czemu wyszedł bardziej uniwersalnie (i pasuje do większej ilości rzeczy). I był tańszy.

Jadłam go m.in. z jogurtem (typu greckiego Piątnicy) i dodatkami. Dzięki galaretowato-kremowej konsystencji nie przemieszał się z jogurtem, więc w kwestii konsystencji spisał się doskonale. Utrzymywał się na jogurcie i ciekawie obklejał dodawane orzechy. 

Najlepsze połączenie było z orzechami włoskimi (dodałam 45g). Miodu dałam ok. 2,5 łyżeczki. 
Miałam nosa, bo ten charakterny, słodko-goryczkowaty miód doskonale spisał się z równie charakternymi orzechami. Ich gorzkawość i poważniejszy charakter jeszcze wydobyły kwiatowo-ziołową goryczkę. Miód nie przesłodził mi nadto tej kompozycji i udanie zgrał się z kwaskiem jogurtu (jogurt żadnego kwasku z miodu nie wydobył).

Inne, też pyszne, to z jogurtem wymieszanym z wiórkami kokosowymi (1,5 łyżki) i z orzechami nerkowca (ok. 45g). Dodałam prawie 2 łyżeczki miodu. Smaczne, łagodne i już  ryzykownie słodkie, ale nie bez charakteru - wszystko przejrzyście czuć.

Spróbowałam także z jogurtem z pistacjami (trochę ponad 40g - waga już bez łupinek). Dodałam nieco ponad łyżeczkę miodu (dość sporą) i... to "nie pykło". Wprawdzie miód wrzosowy pasował do jogurtu, ale jakoś niespecjalnie do pistacji. Ich naturalnie słodko-słonawy charakter gryzł się z goryczką miodu, którego słodycz wydawała się rosnąć w zestawieniu z nimi aż zaskakująco. Nie chodziło jednak o to, że dodałam go za dużo, bo tam, gdzie łyżeczką zagarniałam tylko odrobinkę, za bardzo się ogólnie gubił, więc nie chodzi o ilość, moc, a po prostu niedopasowane charaktery, tak mi się wydaje.

Ogólnie jednak ten miód bardzo przyjemnie łączył się z orzechami i jogurtem. Uniwersalny i w każdej opcji ciekawy.

Inna opcja to twarożek (pół kostki twarogu półtłustego Pilos i jogurt typu greckiego Piątnicy), np. z ok. 50g pestek dyni. Dodałam jakieś 2-2,5 łyżeczki miodu. To odpowiednia, niezasładzająca ilość.
Twarożkowa baza pozwoliła wyraźnie zarysować się smakowi, nie ingerując w niego. Miód nie przesłodził zbytnio kompozycji, a pestki dyni jeszcze podkreśliły aromat i smak wrzosu. W tym wydaniu miód wrzosowy smakował bardzo jednoznacznie. 

Na kanapkach (na chlebie żytnim razowym) także zacnie się zaprezentował i pokazał swój charakter. Jego stonowana słodycz cudownie połączyła się z twarogiem. Wrzosowa, nienachalna goryczka ładnie się na nim zarysowała. Z serem żółtym (Claasdamer z Kauflandu) także wyszedł smacznie, acz inaczej. Wydał mi się kontrastowo do wytrawniejszego sera wręcz kwiatowo uroczy, a jednocześnie mocniej goryczkowaty (nie tak ewidentnie wrzosowo). Obie kanapki z miodem z pasieki Wosia były smaczne, nie zasłodziłam się, mimo że miodu nie żałowałam.
Ogromną zaletą miodu wrzosowego na kanapkach jest to, że nie spływał z nich, a utrzymywał jak  galaretka.

Mama też ten miód jadła - kończyła słoik (bo jednak cały taki słoik miodu - choćby najlepszego - to nie dla mnie). Opisała: "Przepięknie pachnie! Nadzwyczajnie mocno, słodki taki... wyraźnie kwiatowo, może wrzosowo, tego nie wiem. W smaku słodki, ale nie mocno. Zaraz w dodatku pokazał się jego charakter, głębia. Takie kwiaty... Nie wiem, czy wrzos, ale lekka goryczka. Konsystencja niezwykła. Smak wspaniały, mimo że to nie ciemny miód. Słodki, ale nie tak bardzo, pojawia się w nim trochę goryczki. I ile charakteru! Potem tak ta goryczka się wyłania, bardzo delikatna i przyjemna, to i chyba ten wrzos czuć. Wydał mi się bardziej kwiatowy niż te czysto słodkie i właśnie nie kwiatowe w smaku zwykłe miody wielokwiatowe. Nieporównywalny do tych wszystkich sklepowych, tańszych miodów (głównie gryczanych) co kupowałyśmy. Tu jakość robi wrażenie. Na tostach z serem żółtym i masłem orzechowym to bajka! Im więcej go jadłam i tak już pod koniec słoika, pod koniec listopada, wydawało mi się, że jakby zwietrzał.".
Zgodziłyśmy się też, że obu nam ten miód pasował w zasadzie do momentu, w którym wydawał się ciekawostką. Smakowo obie wolimy dobry gryczany.


ocena: 9/10 (nuty smakowe, jakość w odniesieniu do ceny)
kupiłam: olx
cena: 30 zł + przesyłka (za 320g)
kaloryczność: nie podana
czy znów kupię: nie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.