Jak pisałam przy Deseo Czaszce z orzechem włoskim czy Czekoladzie Wytrawnej 70 % Nikaragua, nawiązałam kolejną współpracę. Zaznaczyłam od razu, że nie interesują mnie obecnie czekolady inne niż czyste ciemne, a wypytywana, czy np. ciekawostkowe (jak zielona z matchą) też nie wchodzą w grę, nadmieniłam, że lubię pasty 100% z orzechów. Deseo oprócz robienia czekolad, prowadzą też cukiernię. Dlatego oprócz trzech wybranych czystych plantacyjnych tabliczek, dostałam pastę z orzechów - losowi zostawiłam to, z jakich orzechów mi wyślą. Padło na laskowe. Ucieszyłam się, bo z pistacji akurat jakiś czas temu jadłam (Nutura, który mnie w sobie nie rozkochał). Krem wyglądał na lejący (wolę bardziej stałą konsystencję) i o dziwo właśnie na takie urozmaicenie naszło mnie po chrupiącej Nuturze z pistacji i Basi Basi 100 % z fistaszków do ciamkania. Gdy jednak pomyślałam o zachwycającej Mixitelli PB + orzechy laskowe, nie byłam pewna, czy to dobrze, czy źle dla Deseo, że biorę się za nią po stosunkowo krótkiej przerwie (poprzeczka zawieszona bardzo wysoko).
Pasta Deseo jest robiona ręcznie, przy czym nacisk położono na konsystencję. Aby uzyskać odpowiednio idealnie kremową, używany jest do tego młyn kulowy.
Deseo Pasta z orzechów laskowych 100% to masło / krem orzechowy w 100% z orzechów laskowych.
przed i po uporaniu się z olejem |
Krem miał dość jasny kolor, kropeczek w zasadzie w nim brak - to jeden z dowodów, że zrobiono go z orzechów blanszowanych (bez skórek).
Na wierzchu wydzieliło się sporo oleju, z czego zlałam jakieś 2,5 łyżki; zostało na oko prawie drugie tyle, ale nauczona doświadczeniem (po Mixitelli PB + orzechy laskowe, gdzie wolałam średnią konsystencję), resztę wymieszałam (acz średnio dokładnie, na dnie trochę zostawiając bardziej zwartej). Przemieszało się to w miarę łatwo, choć najpierw wystraszyły mnie zwarte skupiska, zatopione w oleistej bazie, ale koniec końców po paru sekundach uzyskałam gładką konsystencję.
Była rzadka i lejąca, a zarazem trochę ciągnąca. Całość okazała się dość oleista, ale nie odpychająco. Na samym dnie nieco gęstsza. Całościowo wyglądała na bardzo kremową.
Kremowość potwierdziła się w ustach. Podobnie jak idealna gładkość (w słoiku nie trafiłam na choćby najmniejszą drobinkę) i aksamitność. W trakcie jedzenia wysoka tłustość nie męczyła, a wręcz... ukrywała się. Krem miał w sobie coś ze smaru. W ustach jakby nieco gęstniał i zalepiał je, bardziej kleił się do podniebienia, warg, języka etc. Dał się poznać jako miękki. Mocno kojarzył się z mięknącą mleczną czekoladą. Z czasem wydawał mi się nieco pylisty, zawiesinowy. Do tego dość sycący, a jednocześnie lekki. Im więcej go jadłam, tym słowo "rzadki" coraz mniej mi do niego pasowało. Wyglądał na taki, ale w trakcie jedzenia to poczucie uciekało. Oleistość także - wyparła ją "smarowatość".
Na samym dnie krem był nieco suchszy i zwarty, gęsty, ale wciąż kremowy i interesująco "czekoladowy" (jak bardziej proszkowa mleczna tabliczka).
W smaku od początku uderzały słodziuteńkie orzechy laskowe. Miały delikatny charakter, ale zacną wyrazistość. Wyszły nieco maślano. Przywołały do siebie wręcz pewną mleczność, przez co przyszedł mi na myśl nugat lub pralina orzechowa... Bardzo mleczna.
Leciutkie prażenie ociepliło kompozycję. Nie było wysokie, a jednak zasugerowało delikatny karmel lub raczej... karmelowo słodką mleczną czekoladę (a skojarzenie to nasilała konsystencja). Słodkawa mleczność orzechów i nugatowość rozszerzyły tę wizję o orzechową czekoladę (typu gianduja). Czysty, naturalny smak orzechów laskowych był bowiem pełny, nie do pomylenia. W wyobraźni widziałam lekko podprażone, blanszowane orzechy, a więc delikatne i głównie słodkawe.
Mniej więcej w połowie rozpływania się porcji w ustach wyraziste orzechy laskowe jakby... do nugatowo-mleczno czekoladowego, pralinowego deseru zasugerowały delikatną kawę rozpuszczalną creme - myślę tu o smakowitej piance na kawie. Wprowadziła odrobinkę powagi, ale na pewno nawet nie gorzkawość.
Pod koniec wszystko to wciąż było dziwnie mleczno-słodkie, ale jednocześnie wyraźnie słodko-orzechowe. Gdy w ostatnich sekundach przy każdej łyżeczce myślałam, że pojawi się gorzkawość, pasta znikała, jak nugatowa mgiełka.
Właśnie bowiem jako orzechowo laskową mgiełkę postrzegam posmak. Był delikatny, słodko-orzechowy, subtelnie prażony i wciąż z nugatowo-mleczno czekoladowym tłem.
Części suchsze, te na samym dnie, wydały mi się też "suchsze" smakowo, a także chyba jeszcze bardziej jak czekolada mleczna gianduja - już puszczająca oko do gorzkawości, ale jednak nie serwująca jej.
Całość zaskoczyła mnie swoją słodyczą. Była tak wysoka, że aż dziwna. Gorzkość nie wystąpiła, był za to ciepły klimat i trochę pralinowy charakter. Jestem więc pewna, że krem zrobiono z minimalnie podprażonych orzechów bez skórek.
Konsystencja była bardzo lejąca, w zasadzie rzadka (ale "czekoladowo gęstniejąca"). Nie mój typ, ale to zupełnie inna rzadkość niż wstrętnie oleistego Sante Go On Peanut Butter Smooth 100 % Peanuts. Ta była... pozytywna i... wciągnęłam się w nią. Choć obstawiam, że krem spłynął by z kanapek / wafli, do deserów powinien się świetnie nadać. Łyżeczkowanie to też dobra opcja (wszak to nie woda; uczucie jak przy łyżeczkowaniu przeciętnego jogurtu).
Pasta wyszła o wiele łagodniej i rzadko niż Mixitella PB + orzechy laskowe, a jednak także zachwycająco.
ocena: 9/10
kupiłam: deseopatisserie.com (dostałam)
cena: 25 zł (za 200 g; ja dostałam)
kaloryczność: 646 kcal / 100g
czy kupię znów: nie wykluczam
Skład: prażone orzechy laskowe 100%
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.