Po tym, jak trochę odsapnęłam od próbowania wyjątkowo nie moich czekolad Halba, pisania i sprawdzania ich recenzji, postanowiłam zrobić sobie kolejną (acz mniejszą) turę. Nie to, żeby tamte jakoś specjalnie mnie zmęczyły czy coś, ale po prostu czasem trochę dziwnie tak brać się za produkty skrajnie nie dla mnie, rzetelnie je oceniać. Ciekawostkowo mogę próbować; pisać, co czuję, z czym co mi się kojarzy uwielbiam, więc i za kolejne się wzięłam (wreszcie tabliczka, o której nadmieniłam przy .......). Oczywiście nie liczyłam, że się zakocham, ale jak już były z dalekiej Szwajcarii, dlaczego nie? Tym bardziej, że jakość zaskakująco wysoka. Myśląc o już spróbowanych naszła mnie myśl, że obecnie czekolady z orzechami zupełnie mnie nie interesują - wolę oddzielnie. A czekolady z karmelizowanymi dodatkami? To już pytanie w odniesieniu do dzisiejszej. O ile kiedyś tolerowałam, teraz na zwrot "karmelizowane..." trochę się krzywię (a w głowie mam: "po co karmelizować?"). Co do tej pomyślałam też, że szkoda, że i Mamie obecnie karmelizowanie niezbyt się podoba (i dodatkowo ostatnio doszła do wniosku, że chyba nie jest fanką migdałów). A jednak liczyłam, że coś zacnego jakościowo będę mogła jej dać. I ta tabliczka była już ostatnią mleczną, a z racji bycia "bio" miała mi posłużyć jako przejście do właśnie tej linii, występującej pod szyldem Nuturaplan.
(Halba) Coop Naturaplan Chocolat au Lait Amandes Caramelisees bio to mleczna czekolada o zawartości 34 % kakao z Peru z karmelizowanymi migdałami (które stanowią 25% całości); zrobiona w 62,5% ze składników z certyfikatem Fairtrade.
Po otwarciu uderzył zapach wyrazistych migdałów, zrównany z intensywnym, pełnym mlekiem z wanilią. Jej słodycz była bardzo wysoka i szlachetna, wzmocniona karmelowym echem. Karmel był raczej lekko palony, aż wchodzący w klimat toffi z racji mocno mleczno-maślanej bazy. Było to urocze i szlachetne zarazem. Gdy wąchałam spód, to migdały wychodziły na przód jako sztuki mocno prażone. W tejże nucie doszukałam się iluzji soli i ledwo uchwytnego motywu smażenia. Jakby w mleczno-waniliowo-toffi tabliczce zatopione były prażone migdały solone.
Gruba tablica nie była zbyt konkretna / masywna, na dotyk wydała mi się trochę plastikowa i tłusto-lepkawa, jakby spieszyło jej się do rozpuszczania. Łamała się delikatnie, dość krucho. Migdały okazały się porządnie wtopione; nie łamały się wraz z nią (a po prostu zostawały w którejś z części).
Dodano ich tak dużo, że w zasadzie migdał przy migdale wypełniały całą tabliczkę, a żeby spróbować samej czekolady musiałam ostrożnie dosłownie sam brzeżek spiłować zębami.
W ustach rozpływała się tłusto i kremowo. Była aksamitna, gładko śmietankowo-maślana. Powoli pokrywała podniebienie lepkawymi smugami i z wolna odsłaniała migdały.
Te dodano wielkie całe, połówki i kawałki, a także kawałeczki małe. Niektóre otoczone chrupko-skrzypiącą, twardawo-pękającą skorupką. Ta miejscami (od Mamy wiem, że w większości) była biała i bardziej twardo-rzężąca, miejscami nieco bardziej karmelowa i przypominająca kruche szkiełko. Niektóre migdały były pokryte nią częściowo, inne prawie w całości, a jeszcze inne w ogóle. Gdy się jej pozwoliło, rozpuszczała się - częściowo szybko, częściowo wolniej. Żadne migdały za to nie miały skórek.
Gryzione na koniec migdały dały się poznać jako... różne. Niektóre otoczone już prawie rozpuszczoną, cienką cukrowo-szklistą skorupką, a same w sobie twarde, masywne i chrupiące. Inne ze sporą grudką nalepionego, twardego i rzężącego cukru - pod nim okazały się zaskakująco surowo-twarde (jakby stwardniałe), chrupiąco-kruche. Jeszcze inne (to dotyczy raczej kawałków) w ogóle były nagie - te były najbardziej surowo-soczyste, tłuste. Dobre jakościowo, dłużej gryzione i ciamkane, ("wysysane" wręcz) prawie wszystkie soczyście tłuste.
W smaku czekolada zaszarżowała wyrazistym, naturalnym i słodziuteńkim mlekiem. Jego naturalną słodycz podkręciła wanilia, której czułam ogrom. Wyszła szlachetnie, wprowadziła jeszcze więcej słodyczy, zabarwiając ją i początkowo dominując w tej sferze. Ogółem jednak rosła i rosła, stając się cukrową. Mnie prędko wydała się za wysoka.
A jednak sama czekoladowa słodycz nie irytowała tak bardzo, bo nasilała się także naturalna mleczność, przez co pomyślałam o mleku waniliowym. Dołączył do niej maślany wątek. Nieodzownie wiązał się z karmelowym echem, co z czasem przełożyło się na toffi. Choć mleko było wyraziste, masło się z nim zrównało. Tabliczka miała wydźwięk maślanego karmelu i toffi, posłodzonego wanilią.
Wraz z odsłaniającymi się dodatkami słodycz podskakiwała. Chwilami migał czysty cukier i drapał nieprzyjemnie w gardle; ten już denerwował. Czasem jednak pojawiał się motyw bardziej palonego cukru... karmelowo-prażony. Dopiero spod niego wyłaniały się migdały, też wpisane w prażony motyw. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa, choć nierozgryzane, trochę wniosły do bazy - oczywiście migdałową, taką delikatniejszo-neutralnawą nutę.
Na zasadzie kontrastu do cukru, w porywach prażono-karmelowych pstryczków, mleko wydało mi się aż niewiarygodnie wyraziste (i też słodkie). Te pstryczki pochodziły od karmelowej otoczki.
Karmel rozpuszczając się bliżej końca, uwalniał kolejne pokłady cukru, który już bez ogródek drapał w gardle, męcząc. Czułam czysty cukier i trochę jakby cukru podsmażonego. Prażono-cukrowy wątek odciągał uwagę od szlachetniejszych nut, spłycał je. Części karmelu ciemniejszego były bardziej prażono-smażone, natomiast białe cukrowe. W końcu jednak dawał sobie spokój, zostawiając migdały prawie go pozbawione.
Gdzie jeszcze trochę cukru zostało, migdały wydawały się bardziej mdłe. Gdy już na sam koniec się nimi zajęłam, tonowały cukrowo-waniliowo-karmelowe przesłodzenie smakowe, ale nie ratowały sytuacji w gardle. Migdały, mimo wcześniejszej słodyczy, poradziły sobie. Smakowały w pełni sobą, w dużej mierze raczej zaskakująco surowymi. Wyszły niemal suchawo... w porywach bardziej neutralnie i naturalnie maślano. Ciamkane bardzo długo odrobinkę słodkawo. Niektóre bardziej zdradzały prażoność, ale i one wyszły prażone minimalnie.
Po zjedzeniu został posmak migdałów, z kontrastowo cukrowym, lekko karmelowym i irytującym tłem, drapaniem w gardle. Mleczność przypomniała o sobie, ale już subtelnie.
Czekolada wyszła w zasadzie nawet nieźle - wydaje mi się, że na polskim rynku wyróżniła by się bardzo pozytywnie wśród zwykłych czekolad, a jednak nie było w niej niczego, co sprawiłoby, że chciałabym ją jeść. Słodka, choć patrząc na to, czym jest, może nie straszliwie, z cukrowym karmelem i smacznymi migdałami. Spełniła obietnicę tego, czym miała być. Osobiście jednak naprawdę nie widzę sensu robienia takiego "karmelu" (w sumie jakiegokolwiek, ale takiego w szczególności) na migdałach. Otoczka z cukru i przesmażonego cukru? To nie było przyjemne. Obstawiam, że dzięki otulenia migdałów cukrem, a nie mocno karmelizując, zachowały tę "surowość", ale (choć osobno wolę migdały surowe od prażonych) wolałabym po prostu prażone, a bez cukru. Ewentualnie naprawdę karmelowy karmel. Przez ten, jaki był nawet kostki nie skończyłam (jedna to ok. 15g) - jego rzężenie na koniec mi się nie podobało.
Wydaje mi się, że w zasadzie jej ogólna słodycz bez cukru na migdałach, nie byłaby taka za mocna. Dla mnie tak, ale cóż... Czułam, że tak będzie. Po Coop Naturaplan Chocolat Milch-Nuss bio bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie natomiast ilość migdałów - w zasadzie nie da się zrobić kęsa bez nich. Oceniam bez przekonania - punkt poleciał za cukier na migdałach; tabliczki nie chcę skrzywdzić za to, że jest czym jest (czymś, z czym dla własnej przyjemności nie chcę mieć do czynienia, czego nigdy bym nie kupiła).
Resztę oddałam Mamie, ale miała podobne odczucia (acz może nie aż tak skrajnie, gdy o ilość chodzi, bo w ciągu dwóch dni zjadła jakieś 70 gramów i dopiero resztę oddała ojcu. Pozwolę sobie Mamę zacytować dokładnie: "Biorąc pod uwagę, czym ta czekolada jest i jej podobne, to nie mam nic do zarzucenia, tylko ten cukier na migdałach bez sensu. Gdyby nie on, to w swojej kategorii i 10 mogłaby mieć. Już sama czekolada wystarczająco za słodka, ale te karmelizowane migdały tak podbiły cukrowość, że więcej aż nie chce się jeść. Nudno jakoś wyszło. Nie wiem, po co to zrobili, same migdały pewnie by lepiej słodycz czekolady wyważyły i byłoby bardzo dobrze, bo jakościowo potencjał czuć. A tak to przecież nawet nie karmelizowanie, tylko cukier".
Cukier - otóż to. Co z tego, że bio, że trzcinowy, jak strasznie irytujący. Zmarnowany potencjał.
ocena: 8/10
Skład: surowy cukier trzcinowy, karmelizowane migdały 25% (migdały, surowy cukier trzcinowy), pełne mleko w proszku (ze Szwajcarii), tłuszcz kakaowy (Peru), miazga kakaowa (Peru), ziarna wanilii
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.