czwartek, 11 sierpnia 2022

(Słodki Przystanek) Beskid Venezuela Caicara del Orinoco 70 % ciemna z Wenezueli

Zawsze, gdy dostaję nowe tabliczki Beskidu, myślę sobie, że jakoś rzadko kiedy mam możliwość wracania do tych, które zachwyciły mnie w przeszłości. To nie tylko przez natłok ciągle to nowych czekolad do testowania, ale też dlatego, że Beskid ciągle udoskonala ofertę. Na ten przykład ich czekolady z Wenezueli: moja pierwsza to Venezuela 70 % Valdiviezo (2019), potem była Wenezuela 70 % Caicara del Orinoco (2020), i choć obie z Wenezueli, z tej samej plantacji, to... zupełnie inne. I właśnie - od 2020 roku marka znów zmieniła m.in. sposób obróbki ziaren, więc to taki "powrót i niepowrót". Już zacierałam ręce!

Beskid Chocolate Venezuela Caicara del Orinoco 70 % to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Wenezueli, z dorzecza rzeki Orinoco, z gospodarstwa Valdiviezo.

Po otwarciu poczułam wyraźnie, ale nie silnie, palony zapach, mieszający się z goryczką skórek pomarańczowych, a zaraz za nimi też z samymi soczystymi pomarańczami. Słodkimi, co podkreśliły jeszcze mandarynki, które je otaczały. Do głowy przyszły mi też słodkie jabłka i to... w wydaniu palono-pieczono karmelowawym jak jakiś sowicie przypieczony ciasto-placek jabłkowy. Była to ciastowość orzechowa, a także orzechowa maślaność - właśnie jakby z orzechów płynące; może nawet nie tylko i wyłącznie ciastowość, a też placko-naleśniki? Wprowadziły wątek nabiału, głównie kefiru, także (jak słodkie cytrusy) nawiązującego do kwaśności. Całość, choć poważna, miała w sobie sporo rześkości.

Twarda tabliczka przy łamaniu trzaskała głośno, ale co innego zwróciło moją uwagę. Okazała się niecodziennie akustyczna, bo kawałek uderzający o inny dosłownie klikał i stukał (jak klawiatura mechaniczna), co było urocze. Wydała mi się zbito-ziarnista.
W ustach jednak rozpływała się raczej gładko i dość powoli. Robiła to chętnie i kremowo. Długo zachowywała kształt i formę tłustego kawałka, opływającego lepkawymi, gęstawo-śmietankowymi falami. Trochę jak gęste i ciężkawe lody.

W smaku pierwsze rozbrzmiały soczyste i słodkie mandarynki. Urocze cytrusy szybko zadbały o wysoką słodycz, która jednak nie miała męczącego wydźwięku. Dołączyły do nich delikatne, białe kwiaty - może kwiaty pomarańczy? Sprawiły, że wydźwięk był subtelny i dosłownie "otulający".

W słodyczy odnalazł się także karmel. Był lekko palony, bardziej pieczony... i maślany?

Gorzkość po chwili też się zgłosiła. Wcięła się pośród inne nuty jako goryczka kawy, przejawiała trochę palonych akcentów. Dodała cytrusom charakteru, przez co pojawiły się goryczkowate skórki pomarańczy. Przy pomarańczach wciąż jednak były kwiaty... które na słodycz i rześkość się zgadzały, ale z kolei kwaskawość trzymały w ryzach. Poczułam za to lekką cierpkość (ale czy na pewno kawy lub cytrusów?).

Kawa została podana do... ciasto-placka. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa karmelowo-pieczone nuty zaobfitowały w słodki, wilgotny od ogromu jabłek-farszu placek. Było to ciasto maślano-orzechowe, sowicie poprzypiekane na brzegach. Pomyślałam o wypełniających je jabłkach duszonych i... jabłkach sparciałych (u nas w domu ze śmiechem mówi się "sparfniałe", więc biorąc pod uwagę kontekst to by bardziej pasowało)? Może też o słodkiej masie mieszanej z jabłek i śliwek...? To od nich rozpływała się cierpkość! Jakbym "zssysała" lepkawy miąższ suszonych z pestek i te pestki czuła? Śliwki z pewną cierpkością mignęły i zaraz zniknęły.

Goryczka wypłynęła także z orzechowego wątku. Czułam gorzkość orzechów laskowych w skórkach, która na pierwszym planie połączyła się z kawą. Ta raz czy dwa zahaczyła o nibsy kakaowe, a potem zaczęła na swej wyrazistości tracić. Jakby zawisło pytanie: "kawa czy herbata?".

A jednak za nią, plackowo-maślane nuty nie odpuszczały. Pomyślałam o naleśnikach cienkich, miękkich i wypełnionych... może już nie jabłkami, nie owocami, ale wciąż czymś kwaskawym... Twarogiem? "Sparfniałe" jabłka przywiodły na myśl goryczkę i pewną zapleśniałość ziemi, ale te nuty były ledwo uchwytne. Podfermentowanie jednak i tu się pojawiło. Jako kefir i charakterny twaróg. Naleśniki mogły być też z goryczkowatymi laskowcami... A jednak ich nadzienie zadbało o delikatną mleczność.

Bliżej końca mleczność i naleśnikowość łagodziły kompozycję. Słodycz zrobiła się bardziej kwiatowa, karmel odszedł na tyły jako nieśmiałe, ale palono-pieczone echo. Sprawił, że myślałam raczej (ale nie tylko) o suszonych kwiatach i suchych liściach, drzewach... Herbacie? Z lekką goryczką, którą podkradła kawie. Łagodność wykorzystały też owoce i wróciły. Kwiaty dopowiedziały im jakieś lżejsze... może zielone winogrona?

Słodkie pomarańcze i mandarynki na końcówce podsyciły placko-naleśnikowe farsze, a potem trafiły na kawę i orzechy. Wymieszały się ich goryczki, a nawet lekka kwaskawa cierpkość. Ostatkiem sił mignęła ziemia. Przywróciła kawę, która to zagłuszyła herbato-drzewa.

W posmaku zostały właśnie słodkie pomarańcze z lekkim kwaskiem i nutą goryczkowatych skórek oraz orzechy laskowe i gorzka kawa... Z wątkiem kwiatów? Z kwiatowo-winogronową rześkością. Czułam goryczkę jak po niektórych pastach z orzechów laskowych, ale też maślaność i naleśniki... Jakbym zjadła je właśnie z taką pastą i popiła kawą?

Całość była bardzo smaczna, choć słodka i łagodna (dla mnie nieco za bardzo). Na szczęście to zdawało się wynikać z owoców (mandarynki, pomarańcze) oraz całkiem smakowitych tworów (placka jabłkowego, naleśników z twarogiem). Dużo kawy, orzechy laskowe, które wprowadziły goryczkę w poszczególne twory bardzo mi do gustu przypadły. Wolałabym wprawdzie, by ziemistość bardziej dała o sobie znać, ale było dobrze. Maślaność, mleczność nie przeszkadzały mi, mimo że łagodziły to wszystko (tu pasowały). Jednak nieco już za złagodzone to wyszło. Nuta kwiatów np. była fajna, ale tych łagodzących już jakoś za dużo w stosunku do charakterniejszych czułam.

Wydała mi się znacznie łagodniejsza od Wenezueli 70 % Caicara del Orinoco (2020); o ile podlinkowana to mnóstwo ziemi, kawy, drzew, stare orzechy tak dzisiejsza to kawa, orzechy, trochę ziemi; dzisiaj opisywana wyszła bardziej ciastowo, acz też właśnie maślano-karmelowo. W obu czułam cytrusy, w tym mandarynki, ale dawna to więcej grejpfrutów i ogólnie charakternych owoców. Do tego mocniejszy nabiał. To co, je bardzo różni, to owoce. Z 2020 to ogrom winogron i śliwek, dzisiejsza raczej cytrusy, jabłka i odrobinka śliwek.
Bliżej jej do łagodniejszej dawnej-dawnej Venezuela 70 % Valdiviezo i jej masło-maślanki, cytrusów z ogromnym udziałem mandarynek, nut pieczonych (jako tosty), prażonych orzechów i drzew. Tylko że ostatnie zostały jakby podmienione na więcej kawo-herbaty.
Znalazła się dokładnie pomiędzy wspomnianymi (stąd połówka w ocenie). Kiedy dyskutowałam o niej z Kasią z Beskidu, dowiedziałam się, że istotnie zrobili ją łagodniejszą, bo mieli nowy sprzęt i eksperymentowali trochę.


ocena: 9,5/10
kupiłam: Słodki Przystanek (dostałam)
cena: 18,90 zł (za 60 g; ja dostałam)
kaloryczność: 566 kcal / 100 g
czy kupię znów: możliwe

Skład: ziarno kakao, cukier trzcinowy nierafinowany

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.