niedziela, 21 sierpnia 2022

Naive Spices ciemna 65 % z Ekwadoru z przyprawami: cynamonem, papryczką chili ancho, goździkami i wanilią; zmieniona / nowa 2021

Początkowo nie sądziłam, że będę pisać ten tekst, ale doszłam do wniosku, że sporo się zmieniło od zjedzenia Naive Spices (2020). Dostałam zacną świecę o tym wariancie od Nataszy Kotarskiej z Domu Czekolady, trochę zmieniły się u mnie preferencje jedzeniowe, to czego od jedzenia oczekuję i... no tak, sama czekolada się zmieniła. O tym jednak nie wiedziałam, gdy do mnie trafiła. Do końca nie byłam przekonana, czy chcę do niej wrócić. Gdy zobaczyłam, jakie zmiany zaszły, zrobiłam się sceptyczna. Coś mi podszeptywało, że będzie ostrzejsza, słodsza i mniej czekoladowa (zmniejszyli zawartość kakao i pogmerali w przyprawach). Mimo że lubię mówić "a nie mówiłam?", tu wolałabym nie musieć tego powiedzieć.

Naive Spices to ciemna czekolada o zawartości 65 % kakao z Ekwadoru z przyprawami: cynamonem, papryczką chili ancho, goździkami i wanilią; wersja od 2021.

Po otwarciu smagnęły ostro-słodkie przyprawy korzenne. Dominowały zupełnie. Na pierwszym miejscu cynamon, zaraz za nim słodka wanilia oraz ogólnie wysoka słodycz kojarząca się trochę z jasnym miodem. Stąd zaraz pomyślałam o słodkich ciastkach korzennych. Przyprawionych na ostro, bo także chili i pieprz miały w kompozycji spory udział. Sama baza czekoladowa natomiast wpisała się w ciastkowość maślano-mlecznym wątkiem. Pomyślałam o ciastkach / piernikach pikantnie korzennych, podlanych czekoladą.

Tabliczka wydała mi się sucho-tłusta w dotyku, jakby wręcz pyłkowa. Przy łamaniu trzaskała głośno, co wynikało z grubości. Ziarnisty przekrój zgrał się z lekką kruchością. Wyglądała na ciemną mleczną, nie na po prostu ciemną. 
W ustach rozpływała się jednak zaskakująco gładko bazowo, bez wyczuwalnych przypraw.
Dała się poznać jako bardzo kremowa i miękka, mimo że długo zachowująca kształt. Rozpływała się powoli, tłusto w maślano-śmietankowy sposób. Przypominała gęstą grudkę aksamitnego budyniu, nieco zalepiającego, a pod koniec rzednącego i znikającego. Zostawiała lekko pyłkowy efekt.

W smaku już w pierwszej sekundzie uderzyła ostrość przypraw i słodycz. Ruszyły w dzikim wyścigu, aż mnie zaskakując.

Ostry pieprz i chili mieszały się w jedno, rozgrzewając natychmiast.
Tylko trochę za nimi rozpościerała się niemal cukrowa słodycz, rozchodząca się po ustach i eksponująca głębię intensywnej wanilii i miodu. Pomyślałam o miodowych, mocno korzennie ostrych piernikach takich raczej suchawo-miękkawych. Odnotowałam też ciastkowość trochę przypaloną, nieco melasową, które wprowadziły paloną nutkę.

Ta idealnie zgrała się z przyprawami, dopowiadając im ostrzejszą, pikantnawą ziemię i trochę dymu. Czekoladowy motyw był dopiero za przyprawami (stąd raczej nie były to pierniki czekoladowe), ale walczył dzielnie o swoje.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa pod cały czas bezkompromisowo rosnącą ostrością i zdecydowanie za wysoką, drapiącą słodyczą pojawił się wątek kwiatów. Podprowadził trochę łagodniejszy akcent, w którym podkradła się maślano-mleczna nutka. Wpisała się w skojarzenie z ciastkami korzennymi. Bo to właśnie w nie, twarde i cukrowe, zmieniły się pierniki.

Do bólu przesłodzone i ostre, aż gryzące w język. Drapało i paliło to-to. Pieprz i chili jak rozgrzały, tak uparcie to utrzymywały. Pojawił się przy nich akcent ziół, trochę ogółem ostrości i gorzkości... Właśnie bardziej przypraw niż kakao? Aż niejednoznacznej. Mimo to chwilami (chyba gdy akurat jakoś mniej przyprawiony fragment mi się trafił) wyraźniej czułam dym. Potem jednak łatwo, by coś to wszystko aż przekłuło. Słodko-ostry strzał... goździków? Miodowo-waniliowy splot z cukrem stał się bardzo drapiący (stąd, choć wanilia dominowała, skojarzenie z miodem). Męczył.

A jednak z czasem pomyślałam też o gorącym, mocno korzennym grzanym winie. W pikanterii pojawiła się soczystość czerwonych owoców, którą chili, wyczuwalne także jako smak chili (a nie tylko ostrość), podsycało. Ostro-soczyste wino wydało mi się leciutko cytrusowe, ale nie kwaśne. Na pewno ostre, aż samo się dziwnie w tym zapominające. Goździkowe, niby słodkie, a jednak przede wszystkim ostre.

Po zjedzeniu chili i pieprz zostawiły pikanterię na języku. Ostrość i przesadzona słodycz drapały w gardle. Ogólnie czułam się przesłodzona, a posmak przypraw piernikowych, korzennych o wysokiej pikanterii dominował. Lekko ziemista, kwiatowo-maślano-ciastkowa baza nikła pod naporem tego wszystkiego.

Całość nie przemówiła do mnie tak, jak kiedyś (wersja z 2020). Nowa wyszła o wiele ostrzej, przez co sama baza straciła na znaczeniu. Przy takiej pikanterii także słodycz jakby drapała jeszcze bardziej. Czułam piekielną ostrość i równie irytującą słodycz. Jednocześnie było w tym coś ekwadorsko łagodzącego, ale... zatraconego. Z jednej strony nie chcę krzywdzić oceną czekolady z przyprawami za to, że jest przyprawiona, ale naprawdę szkoda, gdy w tabliczce czekolady ucieka czekoladowość.
Od razu pomyślałam o Gallerze Noir Puur Speculaas smaak - ten był bardziej wyważony, bo odważniejsze kakao według mnie lepiej radzi sobie jako baza pod przyprawy aniżeli cukier. Kakao do Naive na pewno użyto zacne, tylko co z tego, skoro się zatraciło? Choć wolę tabliczki gładkie, jadłam je z podobną, umiarkowaną przyjemnością, więc Naive się nie spisało.


ocena: 7/10
kupiłam: Dom Czekolady (dostałam, dziękuję!)
cena: cena to 33 zł (za 57g)
kaloryczność: 551 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: kakao, cukier, tłuszcz kakaowy, cynamon 5%, papryczka chili ancho 2%, goździki 1%, wanilia 1%

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.