poniedziałek, 1 sierpnia 2022

Naturata Ecuador Edelbitter 70 % Kakao ciemna z Ekwadoru

Przyszło mi do głowy, że dawno nie jadłam żadnej czystej zwyklejszej tabliczki, i tak patrząc na wpisane na listę czekolady nieznanego mi producenta Naturata, zaczęłam się zastanawiać, do jakiej kategorii je w sumie bym przypisała. Do zwyklejszych? A może zaskoczą zacną jakością? Ten niemiecki producent na swej stronie opisał siebie jako pioniera w ekologicznym podejściu do uprawy surowców. Działa z poszanowaniem planety, robiąc nie tylko czekoladę (a np. też makarony i sosy) i... ma całą kompanię (zajmującą się też logistyką, sprzedawaniem etc.). Zawsze robię się trochę podejrzliwa, gdy producent ma zbyt szeroką ofertę, porywa się dosłownie na wszystko, z różnych bajek, ale z drugiej strony wartości wyznawane i wdrażane w życie mi się podobają (ach, jak łatwo mnie czasem trochę uspokoić). Co ciekawe, nawet napisali, jakiego cukru używają, bo kupowanego w ramach projektu z małymi farmami z Paragwaju "Manduvirá".

Naturata Ecuador Edelbitter 70 % Kakao to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao arriba z Ekwadoru, z regionu Vinces.

Po otwarciu poczułam dominujący zapach wanilii, za którym to dopiero zarysował się obraz waniliowego biszkoptu. W oddali trwała nieśmiała gorzkość nibsów kakaowych i kawy o delikatnym, ale wyraźnym stopniu palenia. Słodycz otaczały i nasilały białe kwiaty. Na szczęście lżejsze, a więc jaśmin, może rumianek. Możliwe, że i jakiś cytrus (pomarańcza? mandarynka?) się zaplątał. Całość była bardzo, aż za bardzo słodka.

Tabliczka, choć niezbyt gruba, trzaskała niewiarygodnie głośno. Łamana kojarzyła się z grubymi krami lodu. Miała ziarnisty, zbity przekrój. Do tego okazała się twardo-krucha (jak lodo-skała?).
W ustach rozpływała się raczej powoli, ale chętnie. Troszeczkę miękła, choć w dużym stopniu jakby powierzchownie (jakby wewnątrz kryła twardszy rdzeń), dając się poznać jako zwarta i tłusta, po czym roztaczała po ustach lepkawe, maziste smugi. Pod koniec wykazywała kremową pylistość (ale na pewno nie suchość).

W smaku najpierw pojawiła się niemal czysta, waniliowo-miodowa słodycz. Wanilia dominowała. Uderzała, po czym roztaczała nad wszystkim pieczę. Miód z kolei działał prężniej, wprowadzając kwiaty. Pomyślałam o jasnym miodzie wielokwiatowym (aż mdławym w swej słodyczy), a potem także o jasnych, delikatnych kwiatach.

Kompozycję szybko przeciął drobny, niemal nieuchwytny kwasek, też nieodzownie związany ze słodyczą. Cytrusowa nuta pojawiła się niespodziewanie, rozproszyła trochę wanilię swoimi przedstawicielami. Przodowała pomarańcza, a zaraz za nią cytryna. Może jako coś nasączającego waniliowy biszkopt? Wyobraziłam sobie różne słodkości: biszkoptowe babki, babeczki, ciasta waniliowo-cytrusowe. Zrobiło się słodko-kwaskawo (tak minimalnie kwaskawo, że w sumie prawie wcale).

Kompozycja jednak wciąż była łagodna, bo od słodyczy waniliowo-miodowej, rozchodziły się wyraziste kwiaty. To białe, wilgotne... jaśmin? Rumianek jako napar na pewno. Tylko że dosłodzony? Rozgrzewał i naparowo, i słodyczą.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa paloność wybiła się ponad nutę wypieczonych słodkości. Choć wciąż biszkoptowa, nawet maślana, łagodna baza przybierała na gorzkości. Nie była to siekiera, ale jednak. Osłabiła nieco wanilię, zrównała się z nią. Dopasowały się szlachetniejszym wydźwiękiem, po czym gorzkość nieśmiało wprowadziła kawę.

Kawa, choć początkowo też słodkawa (może z jakimś, np. miodowym, syropem?), z czasem wyszła porządniej gorzko. Czarna, aż nieco ziemista... Cytrusy zdążyły już prawie zniknąć, ale tej dopowiedziały cierpkawość kakao. Jakby to była jakaś kakaowa kawa? Pożyczyła nieco roślinności od kwiatów, racząc mnie ziołową nutką. Znów pomyślałam o naparze z ziół, tylko że też słodko-kwiatowym. Takim aż miodowo-drapiącym.

Pod koniec kawa związała się ze słodkim motywem kwiatów, miodu i wanilii, co wydało mi się kontrastowo ciężkie, toporne i drażniące przy całkiem przyjemnej gorzkości.

Po zjedzeniu został posmak kwiatów, wanilii i ziół, ale też wyraźnie kawowy. Kawy aż nieco nibsowo-ziemistej, trochę wilgotnej, podsyconej cytrusami. Do tego czułam się, jakbym zjadła jakieś tłustawe, miękkie wypieki waniliowe (waniliowo-maślane?), które zostawiły niemal miodowe drapanie w gardle.

Całość w zasadzie była smaczna. Podobały mi się nuty kawy, kwiatów (jaśmin, rumianek) oraz ziół. Skojarzenie z waniliowym biszkoptem, trochę cytrusów (jako babki-babeczki) też byłyby miłe, gdyby ich słodycz nie była aż tak za silna. Chwilami w kompozycji wanilia niemal zupełnie dominowała, w czym pomogła jej łagodna, biszkoptowo-maślana baza, a przecież nie o to chodzi w ciemnej czekoladzie. Zdecydowanie za mało gorzkości. Za słodko, nieco za tłusto. Mam wrażenie, że wanilią bardzo zagłuszono specyfikę Ekwadoru. Szkoda.


ocena: 7/10
kupiłam: biomaluch.pl
cena: 16,70 zł
kaloryczność: 565 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, mielona wanilia bourbon 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.