Pierwsza tabliczka marki Naturata (Ecuador Edelbitter 70%) nie wydała mi się jakaś szczególna, niezbyt mi podeszła, ale ogólnie marki nie skreśliłam. Obstawiałam, że nieco wyższa zawartość kakao może wyjść lepiej, tym bardziej, że pokuszono się o użycie kakao z Peru. Tu się jednak zastanawiam, dlaczego dobre-przyziemniejsze (nie te dobre-dobre) często różnicują zawartość razem z regionem. Nie widuję np. Peru 70% i Peru 85%, a Peru 70% i... 85% skądkolwiek indziej. Nie chce mi się wierzyć, że dla każdego regionu dobierają najlepiej pasującą zawartość kakao, bo to tego potrzeba ogromnej wiedzy o kakao, a zakładam, że gdyby ją mieli to... tworzyli by jakieś jeszcze lepsze linie, by zarobić? Trochę to dziwne.
Naturata Peru Edelbitter 75 % Kakao to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao z Peru, z regionu Amazonas.
Po otwarciu poczułam sporo rześko-słodkich, raczej delikatnych kwiatów. Pomyślałam o jaśminie... czy raczej delikatnej herbacie jaśminowej i również delikatnym miodzie... Jakby nieco rozmytym, bo jako składowa np. jasnego biszkoptu. Może z lekko soczystą nutką? Chwilami miałam wrażenie, że powiedzenie, że "z nutką cytrusów" byłoby nadużyciem, ale chyba jednak (jak mandarynkowo-pomarańczowy biszkopt i smakowa herbata właśnie z wątkiem tych owoców?). Subtelną gorzkawość dodała kawa. Wyraźnie czarna, ale nie siekierowa. Wraz z jedzeniem, gdy kwiaty i miód, pewna waniliowość się nasiliły pomyślałam też o śmietance - jakby tak na jakimś spotkaniu pito kawy różne: i czarne, i ze śmietanką (nie była to kawa jednoznaczna i jedna) oraz opisane już herbaty.
Średnio gruba tabliczka była bardzo twarda i trzaskała głośno. Wydała mi się masywna i pełna, trochę jak krucha skała, kamień...?
W ustach rozpływała się powoli i dość tłusto. Miękła z wierzchu, jakby jej rdzeń pozostawał zwarty. Zaczynała się z czasem trochę ulepkowato gibać i wyginać. Lekko zalepiała tłusto-kremowymi smugami, pod koniec zostawiając drobną pylistość czy nawet ziarnistość i minimalnie otłuszczając usta.
W smaku pierwsza rozeszła się spokojna gorzkość. Należała do dymu, paloności, w czym szybko na wierzch wypłynęła kawa. Dominowała czarna, choć łagodna. Okazała się bazą.
Z czasem osnuł ją kłębiący się, szary i cierpkawy dym. Prędko jednak zlagodziły go... Kwiaty? Kontynuowały cierpkawość, acz znacznie wygładzoną.
Słodycz nadciągnęła po paru chwilach. Wydała mi się ciężka, waniliowo-biszkoptowa, ale zaraz się rozmyła. Odrobinka miodu mieszała się z rześkimi kwiatami. Pomyślałam o wilgotnych, pokrytych rosą oraz kwiatowymi naparami. Herbata jaśminowa podciągnęła suszono-paloną nutkę od kawy, łagodząc kompozycję jeszcze bardziej.
W tle odezwało się trochę kwaskawo-słodkich owoców. Cierpkość zasugerowała grejpfruta, po czym zaraz ruszyło więcej cytrusów. Przez chwilę jakby zawisła nad tym cytryna, ale nie pojawiła się... tak wyraźnie. Całość była bowiem zbyt słodka. Uderzyły więc soczyste, słodkie mandarynki i... więcej charakterniejszych... grejpfrutów? Podciągnęły pod owoce nutkę dymu.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa słodycz bardzo wzrosła. Dominował w niej miód jako miodowy, jasny biszkopt. Do tego kwiaty, jakby tak podano do niego kwiatową, słodką herbatę. Może z odrobinką wanilii? Delikatne cytrusy jakby go chwilami trochę nasączały. A czasem zanikały. Przez moment wyobraziłam sobie biało czekoladowy biszkopt, aż śmietankowy... Po czym śmietanka i cała ta słodycz wpłynęły do kawy. Herbaty zostały właśnie kawą zagłuszone.
Na końcówce kompozycja zebrała się w sobie, wysuwając do gry mocniejszą gorzkość... acz wciąż delikatną. To trochę jak bardzo słodki, solidnie wypieczony murzynek i kawa. Wciąż z cytrusową nutą i... jeszcze z orzechami? Coś orzechowego, niemal ziemistego mignęło się przy kawie.
Pod koniec ta zmieszała się z cytrusami, trochę soczystej cierpkości grejpfruta wyciągając na wierzch.
Akurat, by w posmaku została właśnie kawa z grejpfrutem i mandarynką. Ostatnia podszepnęła temu też ciężko-rześkie kwiaty.
Całość okazała się smaczna, ale niebezpiecznie zmierzająca ku ciężkości. To poczucie nasilała ulepkowata, tłusta konsystencja. Trochę to przytłaczało. Kwiaty, herbata jaśminowa i jasne biszkopty prawie zupełnie dominowały, ale kawa zadbała o gorzkość. Podobały mi się nuty mandarynek, a także dodający im charakteru grejpfrut - pasowały do tego wszystkiego.
W zasadzie nie trafiłam tu na nic szczególnie zacnego, ale to nic; kompozycja wyszła dość zwyczajnie smacznie (na tyle jednak ciężkawo, że całość sobie podzieliłam, mimo że preferuje zjadanie tabliczki jednego dnia). Czuję, że ocena trochę podciągnięta, ale niech jej będzie (by jakoś wyróżnić przed Ecuador Edelbitter 70%).
ocena: 8/10
kupiłam: biomaluch.pl
cena: 16,70 zł
kaloryczność: 594 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, mielona wanilia bourbon
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.