piątek, 26 sierpnia 2022

Definite Chocolate 90 % Dark Chocolate Dominican Republic Mallano ciemna z Dominikany

Zawsze, gdy kupię kilka tabliczek uznawanej na świecie marki, które teoretycznie spełniają wszystkie kryteria, by mi posmakować, a się rozczaruję, czuję coś, co trudno ubrać w słowa. Żal, poczucie, jakby mi coś odebrano? "A mogło być tak pięknie"? Czasem, gdy te zawodzące mają w dodatku ładne opakowania, czuję o tyle większy smutek (?), że... no nie wiem. Taką nawet smutną złość, że przecież takie piękne opakowanie powinno kryć równie wspaniałe wnętrze. To akurat może nie w przypadku Definite (ich opakowania są po prostu ładne, ale nie aż tak zachwycające jak np. Benns z bardzo rozczarowującą czekoladą w środku), ale przykład (choć muszę przyznać, że 90% to moje ulubione ze względu na połączenie ciemnego fioletu i złota, które to kocham). Co do Definite... liczyłam na wiele, bo ich opakowania sugerowały szlachetną prostotę. A niestety, dostałam prosty zawód. Gdy została mi już ostatnia, nawet nie mogę powiedzieć, że czułam ulgę. Po prostu smutek i brak nadziei, że będzie lepsza od poprzednio próbowanych. Nawet fakt, że kakao z plantacji Mallano, które do stworzenia tej tabliczki zakupiono, nie raz zdobywało już nagrody, trafiło na listę 20 najlepszych kakao na świecie, nie pocieszał. Plantacja działa od 1931, kiedy to założył ją Antonio Martinez Liano, a potem prowadziła jego żona, Leopoldina (piękne imię). Dopiero jednak od 1979 Mallano zajmuje się eksportem.

Definite Chocolate 90 % Dark Chocolate Dominican Republic Mallano to ciemna czekolada o zawartości 90 % kakao z Republiki Dominikany, okolic miasteczka Los Hidalgos, z regionu El Rejon, z prowincji Puerto Plata.
Ziarna fermentowały w drewnianych skrzyniach przez 5 dni; suszone na słońcu 7 dni.

Po otwarciu poczułam mocno palony zapach, który to motyw nasączyły soczyste pomarańcze i inne cytrusy. Miały podsuszone echo, więc oprócz świeżych surowych owoców, w wyobraźni pokazały mi się też suszone plastry pomarańczy i... suszone morele? Wprowadziły słodycz. Kompozycja była kwaśno-słodka za sprawą owoców, ale nie bardzo soczysta. Do tego dołożyły się też niewyraźne, trochę dżemowate / syropowe (?) jeżyny i czarne porzeczki. Chowały się za paloną, nawet nieco dymną częścią. W trakcie jedzenia, pod owocami doszukałam się słodkiej nutki kruchych, "cukrowawych" ciastek, które wypieczono porządnie.

Tabliczka była twarda i pełna, przez co łamanie jej to nie lada wyzwanie. Sukces jednak zwieńczył głośny trzask, sugerujący kruchość i raczej suchość. Wreszcie dane mi było zobaczyć bardzo ziarnisty przekrój.
W ustach rozpływała się wolno i maziście. Była kremowa, dość tłustawa w sposób ciężkawy, maślano-śmietankowy i pełny. To jednak przełamała pylistość. Wydała mi się znacząca. Kryła efekt, który wyłapywałam tylko chwilami - mazistą oleistość. Znikała dość rzadkawo, zostawiając już nie tyle pylistość, co wręcz proszkowość.

W smaku pierwsza ruszyła słodko-kwaśna, wyrazista pomarańcza. Goniła ją morela. W swym pędzie podtrzymywały się, przepychały po przyjacielsku. Obie były soczyste, choć morela wyszła raczej suszono.

Słodycz wyskoczyła ponad owoce. Oderwała się dziwnie od reszty. Była wysoka, trochę karmelowo-palona, trochę otarła się o cukier. Możliwe, że o scukrzone suszone owoce.

Zaraz jednak jej zapędy przyhamowała gorzkość. Ta była spokojna i dosadna, ale nie wyjątkowo mocna. Zdecydowała się na palony, nieco dymny charakter. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa okazała się bardzo mocno palona, że aż w pewien sposób sucho-palona. Pomyślałam o mocno kakaowym, mulistym cieście i aż nieco przypalonych ciastkach kakaowych prawie czarnego koloru (typu Oreo, ale bez kremu). Także one zdradzały lekką cukrowość. Oplótł je dym, a potem otoczyło sporo orzechów. Czyżby też mocno palonych? Może z pojedynczymi ziarnami kawy, które jakoś się wśród nich zaplątały?

Słodycz z kolei z palonością trochę się zmagała. Owocom też się do niej nie spieszyło. Te były trochę dżemowo-konfiturowe, "ciepłe". Zalśniły jako masy koloru żółtego... z pomarańczy i moreli? Potem jednak podłapały suchość, a ja pomyślałam o suszonych owoców, których trzymał się karmel, może odrobina miodu. Niby były za cukrowe na same soczyste owoce, ale na tylko karmel z kolei za soczyste. Niezbyt jednak rześkie. To jak suszone plastry pomarańczy, może takie palono-karmelizowane? I... suszone morele, wyraźniejsze z czasem. Ciężkawe, duszne.

Owocom w tym kontekście umożliwiła wyłonienie się maślaność, do której poprzez orzechy zeszła baza. Czekolada złagodniała. Pod paloną przykrywką chowała się leciusia, podwędzona nutka, acz tonęła w całej kompozycji. Ta była słodko-maślana. Znów pomyślałam o ciastkach, ale już mniej kakaowych (nie czarnych, a brązowych?), krucho-maślanych... I z jakimś dżemem-masą? Ta przejawiała cierpkawość.

Owoce wciąż, mimo wysokiej słodyczy, wprowadzały kwasek. Pod koniec był bardziej dosadny, choć wciąż nie mocny. Od pomarańczy odeszła ogólna cytrusowość, trochę cytryny... która zaraz zmieniła się w czarne, cierpko-słodkie... jeżyny? Wyobraziłam sobie takie prosto z niskich krzaczków, przy których zaznacza się aromat ziemi i rześkość, chłód świeżego powietrza. Dosłownie czułam rośliny, kwiaty i... nawet lekką cierpkość kwiatowo-ziołową? I wciąż cierpkość palonego kakao, przez co wyobraziłam sobie kakaowe ciastka... I... trochę bardziej kakaowo-kawowe ciasto? I pierniczko-ciastka? Wszystko to na pewno z dżemem jeżynowo-porzeczkowym... może w tle zaplątał się także syrop z tych owoców? Nieco cukrowy, bo i słodycz ku takiej cały czas robiła wybiegi.

Palona goryczka na koniec zmieniła się w ziemię, akurat by jako ciemny splot, bo wraz z odrobinką kawy, jeżynami i chyba też czarnymi porzeczkami, została w posmaku. Jakby tego było mało, wydało mi się to skropione cytryną. A mimo to, także ewidentnie słodkie cukrowo-owocowo, jak palono-karmelizowane, suszono-scukrzone owoce w żółto-pomarańczowych kolorach, mało jednak jednoznaczne. 

Jestem pozytywnie zaskoczona, bo to najlepsza Definite z tych, co jadłam. Tknęło mnie już po degustacji, że może nie przypadkiem, bo zrobiono ją z kakao z innej plantacji (70% i 80% z Öko-Caribe, 90% z Mallano).
Całość była smaczna, acz ta odstająca migająca cukrowość mi przeszkadzała. Mimo że nie było drastycznie słodko, to jednak słodycz miała wiele do powiedzenia. To na szczęście jednak nie tylko karmelo-cukier, a także dżemy pomarańczowo-morelowe, pomarańcze i morele. Trochę cytryn, porzeczek i interesująca nuta przypalonych kakaowych ciastek współgrały przyjemnie. Wyszło to specyficznie ciężkawo, mimo że owocowo... I właśnie nie tak klarownie / mocno owocowo (to nie zarzut).
Cierpkawość, kwiato-zioła, pomarańcza, cytrusy, suszone morele - wszystko to wystąpiło także w 80%, jednak tamta była miodowo-lukrowo słodsza. Acz także bazowo znacząco się różniły, bo podlinkowana to dużo drzewnych nut. Dzisiaj przedstawiana dym, paloność, gorzkość esencjonalnie czekoladowa. Wyszła bardziej gorzko, może nie kwaskawo, ale sugerująco kwaskawość, i dzięki temu smaczniej.
Miała nieco podobny wydźwięk co palona, dymna nalewkowo-śliwkowa i cytrusowa 100%Czekolady - obie w zasadzie nawet cukrością męczyły, lecz Definite i tak była znacznie mniej słodka, a dosadniejsza w gorzkość i owoce. Choć czułam ich w niej mniej niż np. we wspomnianej, to odegrały ważniejsze, wyrazistsze role.


ocena: 8/10
cena: 33 zł (za 60 g - cena półkowa)
kaloryczność: 607 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.