wtorek, 2 sierpnia 2022

Basia Basia Krem orzechowy naturalny Orzechy ziemne + nic więcej

Marka Basia Basia z jednej strony wydaje się spoko, ale z drugiej, tak szczerze, większość ich propozycji jakoś mnie nie chwyciła. Niby dobre, a jednak ciągle coś mi nie do końca grało. Postanowiłam jednak spróbować ich najprostszego kremu, a więc czysto fistaszkowego. Po co tak się trzymam marki, która nie może w pełni mnie usatysfakcjonować? Otóż mają gramatury, które są mi bardzo na rękę. Nie lubię wielkich słojów, bo sama nie przejem ich tak szybko, a mam bzika na punkcie jedzenia świeżych, po otwarciu jak najszybciej. W przypadku kombinowanych, łączonych kremów zdecydowanie jestem bardziej skłonna eksperymentować właśnie z mniejszymi. A ich czysta... po prostu zaciekawiła mnie. Bo niestety w Auchanie bywam raz na miesiąc, i (Sante) Auchan Peanut Paste Smooth 100 % je też Mama. Basia jest dostępna w sklepach, które mamy blisko i chciałam wiedzieć, czy jest godną alternatywą na wypadek, gdyby akurat tamtej nam zabrakło.

Basia Basia Krem orzechowy naturalny Orzechy ziemne + nic więcej to krem orzechowy, zrobiony w 100% z orzeszków ziemnych, który produkuje Alpi Hummus / Alpi Smaki.

przed i po zlaniu oleju
Po odkręceniu buchnął intensywny zapach słodziutkich fistaszków. Wydały mi się podprażone delikatnie. Po przemieszaniu i w trakcie jedzenia pojawiała się sugestia soli, ale tonęła w słodyczy. Ta, z czasem zaskoczyła na słodko "peanut butterowy" tor typu amerykańskiego, ale właśnie w wersji bardziej słodko-maślanej, niż słonej.

Na wierzchu wydzieliło się sporo oleju, z czego zlałam jakieś niecałe dwie łyżki (albo i łychy?), a resztę wymieszałam do połowy (przez lenistwo i bo lubię poznawać różne konsystencje kremów).
Ogólnie pasta była bardzo ciągnąca i gęstawa, zwięzła. Już na pierwszy rzut oka widać w niej zatrzęsienie drobniusieńkich kawalątków orzeszków.
W ustach okazała się klejąca, gęstsza, niż na to wyglądała, ale wcale nie ciężka. Tłusta dość oleiście, wyszła jednak miazgowo-kremowo lżej niż przeciętne pasty fistaszkowe. Od tłustości uwagę odciągał efekt drobinkowo-"miazgowy", wywołany przez drobinki i drobinko-kawałeczki orzeszków. Urozmaiciły konsystencję, dodając delikatnie chrupkiego efektu. Chwilami wydawały się bardziej świeżo trzeszczeć / skrzypieć. Krem znikał z ust w średnim tempie, wydając się przy tym zaskakująco zachowawczo, przystępnie tłustym (nie mocno). Kawałeczki przyspieszały jego rozpływanie się, jakby poganiały, rozbijały od środka. Te drobinki sprawiały, że choć pasta nie była typową "chrupiącą / z kawałkami", zęby i tak musiały cały czas pracować (co mnie trochę męczyło, bo wolę jak pasta może się swobodnie rozpływać). To było coś pomiędzy kawałkami jak z wersji crunchy, a "miazgowością", która cechuje bardzo naturalne kremy, ale które nie są chrupiące. Chwilami kojarzyło mi się to z przemielonymi wiórkami kokosowymi. W miarę jedzenia w głowie coraz dosadniej rozbrzmiewały mi słowa: "miękka chrupkość" - to chyba idealne określenie.
Jak myślałam, na dnie pasta była bardziej zwarto-sucha. Zalepiała i przytykała nieco bardziej, ale też nie mocno czy bardzo ciężko. Wyszła nieco bardziej ogólnie "miazgowo", a nie jak gładka pasta z drobinkami, była bardziej w tym zgrana, masywna i spójna. Choć już znacznie ciężej, to dziwnie jeszcze mniej tłusto. Acz na pewno nie zupełnie sucho. W przypadku tego kremu ta część (u mnie ponad 1/3?), chwyciła mnie najbardziej.

W smaku od pierwszej chwili uderzyły słodziuteńskie orzeszki arachidowe. Wyraziste i intensywne w swoją naturalną słodycz aż mnie zaskoczyły. Zaraz pomyślałam o słodkawych masłach orzechowych typu amerykańskiego ("peanut butter"), przy czym pojawiła się specyficznie duszna nutka.

Wraz z mocniejszym przyciąganiem uwagi przez kawałki, pojawiały się epizody nieco bardziej prażone. Nie jednak mocno, wciąż poniekąd naturalnie słodkawe - jakby tak przy orzeszkach znalazła się nutka karmelu? Zatonął jednak w słodkawej maślaności. 

Nagle, choć nie przy każdej łyżeczce, jakoś w drugiej połowie rozpływania się porcji, odnotowałam leciutką słoność, pomykającą nieśmiało w prażonym smaku. Poczułam się, jakbym miała do czynienia z intensywnie "amerykańskim" masłem orzechowym (typu peanut butter), a więc już nie tylko dosłodzonego, ale ze szczyptą soli. Zaraz jednak znikała.

Pasta pod koniec znów złagodniała, a fistaszki na moment odstawiły na bok prażony motyw. Ich naturalna słodycz wydała mi się zaskakująco silna, niemal mleczna. Niewiarygodnie czyste, surowo-duszne, może mdławe, ale właśnie w tym zachwycające i pyszne. Chwilami wyłapywałam nutkę słodkawego oleju fistaszkowego (właśnie może przez to niektórym może się to wydać mdławe, ale ja to odbieram jako "czystość" fistaszkowych past).

Pozostałe drobinki nie wnosiły za wiele. Miałam wrażenie, że niegryzione nawet rozbijają słodki smak pasty orzeszkowej. Ciamkane po prostu arachidowość jeszcze chwilę kontynuowały. I to... obstawiałabym raczej surowo-świeższą, niemal "roślinną", niż prażoną. Gdy nazbierało się ich więcej, a pasta zniknęła już zupełnie, zdarzyło im się mignąć wręcz fasolkowym akcentem.

Posmak był arachidowy w kontekście naturalnie słodko-maślanym, trochę dusznym, surowawym. Po zjedzeniu większej ilości czułam także lekkie prażenie, niepewną iluzję słonawości, ale naprawdę jako bardzo nieśmiałe echo.

Zachwyciła mnie ta naturalna czystość, słodycz i niski stopień prażenia. A jednak i ono było. Nie podobała mi się jednak konsystencja, bo ani to gładkie (moje ulubione gładko-miazgowe), ani z kawałkami do gryzienia. Taka jakaś niezdecydowana, niespójna (niby gładko-delikatna, a było co ciamkać, gryźć cały czas) ta Basia. Krem dobry, ale nie do powtórki, bo brak mu "tego czegoś".

Osobiście wolę również delikatną i mało prażoną pastę Auchan, bo wygrała konsystencją (i ceną na pewno). Choć także miazgowa, to jednak nie tak aż chrupko. Ta basiowa oleistość z chrupkością chwilami jakoś mi nie pasowała (wolałabym albo drobinki "miazgowe", co to nie trzeba cały czas specjalnie gryźć, albo porządne kawałki do chrupania, a nie coś pomiędzy). Dobra do łyżeczkowania oraz na tyle uniwersalna, że widzę ją i na waflach (np. gryczanych), i w jogurtach, kaszach. We wszystkich kompozycjach z masłem orzechowym powinna się sprawdzić, ale jednak najlepiej chyba w tych "do gryzienia" (wafle, pieczywo etc.).


ocena: 8/10
kupiłam: Carrefour
cena: około 10 zł / 210 g
kaloryczność: 580 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: orzeszki ziemne prażone 100%

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.