poniedziałek, 8 sierpnia 2022

krem MixIt Mixitella Hazelnut and Peanut Butter

Tak mi do głowy przyszło, że mogę sobie zrobić serię recenzji z "gładkim przejściem". Otóż po Basi Basi 100 % z fistaszków, a przed pastą 100 % z orzechów laskowych Deseo uznałam, że mogę zaprezentować mieszankę dwóch rodzajów orzechów. A też nie ukrywam, że mieszanki ciekawiły mnie, po tym jak zachwycająco wyszedł ten duet orzechów w Mixitelli Brownie.

MixIt Mixitella Hazelnut and Peanut Butter to "delikatny krem z orzechów laskowych i orzeszków ziemnych".

Po odkręceniu słoika poczułam intensywny zapach słodziutkich orzechów laskowych podprażonych i chyba właśnie dzięki temu kojarzących się lekko z orzechami w karmelu, czekoladzie... Może nawet trochę z korzennym nugatem? Były naturalnie słodkie, a ponadto wydawały się ciepłe. Mieszały się z delikatnymi, minimalnie podprażonymi i też słodkawymi fistaszkami. Te były ewidentnie na drugim miejscu za laskowcami, dokładając do tego "ciepła" pewnej dusznej ciężkawości.

przed i po zlaniu oleju
Oleju wydzieliło się sporo, z czego zlałam ponad dwie łyżki, a resztę za pierwszym razem niedokładnie przemieszałam do około połowy słoika (lubię sprawdzać różne konsystencje past; za drugim całość wymieszałam niedokładnie). Wierzch był nieco rzadszy niż reszta, którą to cechował kremowa rzadkawość (ale nie rzadkość!) aż do samego dna (gdzie jednak - spodziewanie - pasta była nieco gęstsza i bardziej zwarta). Krem jednak na pewno nie był lejący; ciągnął się za to i kleił co niemiara. Zwięzły, tłusty w kremowy sposób. Oleistość mimo takiej konsystencji była znikoma. W słoiku znalazło się sporo drobinek orzechów (i nawet trochę ciemniejszych skórek), nadających poczucia "miazgowości", takich nie do chrupania. Mimo to, chrzęszczące drobinki można było trochę pociamkać, co stanowiło urozmaicenie przyjemne i niewymagające.
Pasta błyskawicznie zupełnie zaklejała usta. Rozpływała się powoli, jakby chciała przylepić się do ust na wieki i nie odpuścić nigdy. Dała się wówczas poznać jako bardziej oleista, ale wciąż nie mocno. Nieco gęstniała, po czym sama z siebie rozrzedzała się trochę. W trakcie jedzenia kojarzyła się z gęsto-kremowymi, mocno topiącymi się lodami. Zakochałam się w konsystencji średnio przemieszanej (przypominam, że część oleju zlałam).
Wspomniane już drobinki do ciamkania nawet dzieliły się na nieco twardsze oraz wyraźnie bardziej miękkie, jak również trzeszczące niczym zmielone wiórki kokosowe. Stanowiły marginalny dodatek, ale cudnie przełamały zaklejanie i tłustość (nieodczuwalną, a jednak niewątpliwie występującą).
Im bliżej dna słoika, tym bardziej gęsta i sztywnawa (?) była pasta, aczkolwiek nie sucha. Może nieco bardziej suchawa, wciąż jednak przyjemnie kremowa. O dziwo odebrałam ją jako najmniej atrakcyjną, acz wciąż cudną.

W smaku natychmiast uderzyła zaskakująco intensywna słodycz orzechów laskowych subtelnie prażonych, które wydały mi się same w sobie lekko maślane, nugatowe. Prażona nutka zasugerowała karmel, a po chwili zaznaczała się leciutka goryczka skórek orzechów laskowych, tonąca jednak w laskowej słodyczy. Zasugerowała leciusio korzenno-czekoladowy nugat.

Po chwili dołączyły do tego również słodkawe fistaszki. Charakter miały delikatny, smak natomiast intensywny. 

I tak jednak arachidy puściły przodem orzechy laskowe. To one królowały. Z racji prażonej nutki i słodyczy, do głowy przyszło mi wyidealizowane Toffifee, potem jednak coś cieplejszego, może złudnie  korzennego i niewątpliwie słodziutkiego. Subtelna goryczka robiła raz po raz aluzje do czekolady, ale i ona tonęła w bezkresnej, naturalnie słodkawej laskowoorzechowości.

Wydaje mi się, że fistaszki nieco powstrzymały laskowce w przegięciu ze słodyczą. Mniej więcej w połowie rozpływania się masy w ustach arachidy zrównały się z orzechami laskowymi i... dodały nutę maślano-mleczną. Pomyślałam o kremie laskoowoorzechowo-czekoladowym, z echem kakao. Fistaszki wprowadziły lekko duszny motyw, pewną ciężkość... Chwilami zahaczały o nieco gorzkawo-surowe orzechy, po czym to neutralność laskowo-fistaszkowa wzrosła. Zaraz znów zrobiło się słodziuteńko, ale już o wiele bardziej "surowawo" niż prażono.

I właśnie poprzez słodziuteńkość wróciły orzechy laskowe. Lekko "czekoladowe", lekko... oleiste? Nutka oleju zawinęła się i znów wywołała nugat. Tylko że... gorzkawo czekoladowo-korzenny? Pojawiała się pod koniec i pobrzmiewała leciutko. Wyszła laskowoorzechowo, nie za mocno, acz w sposób nadający charakteru, kopa.

Po zjedzeniu został posmak głównie słodko-prażonych orzechów laskowych, ale z fistaszkami tuż-tuż za nimi. Mieszały się z gorzkawymi skórkami orzechów, otulając je też ciepłem... złudną korzennością i karmelem?

Całość bardzo, bardzo mi smakowała. Orzechy laskowe rządziły, a jednak fistaszkowe tło pozwoliło im na... snucie opowieści o wyidealizowanym Toffifee jedzonym w odwrotnej kolejności: chrupnięty prażony orzech, karmel, nugat i czekoladowe zwieńczenie. Wyraziste i słodziutkie orzechy laskowe nabrały poważniejszego, ciężkiego charakteru dzięki fistaszkom. Prażona nutka nadała ciepła, a słodycz cały czas szokowała, będąc tak czystą, naturalną i kojarzącą się z karmelem z racji prażenia. Do tego sugestia czekolady, mniam. Dobrze w Mixitelli Brownie wyczułam, że połączenie laskowców i fistaszków jest warte uwagi! Nie sądziłam jednak, że ten krem mnie aż tak zachwyci (zdecydowanie jeden z faworytów jedzonych w całym moim życiu).

Orzechy laskowe potrafią w pastach wychodzić gorzkawo - obstawiam, że na to wpływa obecność skórek. W Mixitelli wystąpiły orzechy łuskane (głównie, ale nie tylko, bo i skórki czułam), więc gorzkawość w tym smarowidle była subtelna, jak to tylko możliwe, a jednak dodająca charakteru i podsuwająca ciekawe skojarzenia z czekoladą. Myślę, że to fakt warty odnotowania przez tych, którzy goryczek w pastach czuć nie chcą - to coś idealnego dla nich. Wprawdzie Mama, która odrobineczkę spróbowała (oblizała łyżeczkę po tym, jak pomagała mi nałożyć połowę pasty do miseczki - chciałam połowę z podziałem pionowym, by mieć cały przekrój konsystencji), stwierdziła, że "zaleciała jej goryczką" i uznała, że raczej nie będzie próbować past innych niż fistaszkowa, bo boi się mocniejszej gorzkości, ale według mnie ta pasta gorzka nie była (miała jedynie takie epizody).

Wydaje mi się, że stonowanie potencjalnie zbyt lejącej konsystencji pasty laskowej fistaszkami, naturalne jej zagęszczenie, przez co efekt jest bardzo wyśrodkowany sprawiło, że to niezwykle uniwersalna pasta. Ta kojarząca się ze stopionymi lodami konsystencja to istny cud.
Pasta skradła moje serce już przy zdjęciach, kiedy to wylizałam łyżeczkę. Jedząc więcej, nie mogłam wyjść z podziwu, jak można zrobić coś tak pysznego.


ocena: 10/10
kupiłam: mixit.pl
cena: 23,19 zł (za 250g)
kaloryczność: 632 kcal / 100 g
czy kupię znów: tak, gdyby nie wycofali (stale wracałam, póki nie wycofali)

Skład: orzechy laskowe prażone łuskane 60%, orzeszki ziemne prażone łuskane 40%

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.