czwartek, 8 maja 2025

Ara Chocolat Virginia 80 % Perou Grand Cru Dark Chocolate ciemna z Peru

Francuską markę Ara Chocolat poznałam zupełnie przypadkiem, kiedy to zaproponowano mi Ara Chocolat Dioni 86 % Perou Grand Cru Dark Chocolate w zamian za czekoladę, którą zamówiłam, a której jednak już nie było. Zdobyła moje uznanie i przy najbliższej okazji postanowiłam zamówić coś innego tego producenta. Traf chciał, że znowu padło na peruwiańskie kakao. Acz inne, inna zawartość, ale jednak. Brałam po prostu, co było dostępne. Czekolada, która w końcu do mnie trafiła, była z kakao od kooperatywy Coop Alto Huallaga, z którą Ara Chocolat współpracuje od 2016.

Ara Chocolat Virginia 80% Perou Grand Cru Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 80% kakao z Peru, z prowincji Huallaga, z regionu San Martín Region.

Po otwarciu poczułam soczysty sok z porzeczek (mieszanych z przewagą czarnych) i owocu granatu, mieszający się z cytryną. Kwaśności dodał też kefir, wprowadzający cierpkość, a ta spójnie wplotła ziemię. Ziemia wydawała mi się rozgrzana, wręcz gorąca. W oddali doszukałam się, może trochę na siłę, motywu karmelizowania... karmelizowanych owoców? Karmelizowanych w... ciemnym miodzie?

Tabliczka była masywna, ale już w dotyku obiecywała kremowość i wydawała się bardzo tłusta, mimo że kryła też w sobie marginalną pylistość / pudrowość. Była twarda i trzaskała głośno, mimo że jednocześnie było w niej coś delikatnego.
W ustach rozpływała się wolno i bardzo gęsto-zbito. Wyszła masywnie, mimo że miękła z łatwością. Tłusto maślanymi smugami pokrywała podniebienie, chwilami zdradzając lekką pylistość. Wyszła raczej gładko, a jej tłustość nasilała się wraz z soczystością. Ta dołączyła do niej i też rosła, że całość znikała rzadko i trochę oleiście. Właśnie poprzez tę oleistość jakby... jakby na końcówce próbowała zawalczyć o gęstawość, ale kompletnie jej nie szło. 

W smaku przywitała mnie słodycz waniliowego miodu. Była średnio wysoka, a dopiero się rozkręcała. Przemknęła w niej jednak lekka pikanteria, kierująca myśli w stronę aromatycznego, ciemnawego miodu leśnego. I kwaskawego miodu malinowego?

Odnotowałam najpierw owocowy przebłysk, a potem całkiem sporo owoców. Przodował słodko-kwaskawy granat, a zaraz za nim cierpkawy sok porzeczkowo-aroniowy. Pomyślałam o mieszance porzeczek czarnych i czerwonych, z przewagą tych pierwszych. Kwaśność rozeszła się, rosła leciutko, ale ogólnie trzymała się wyważonego poziomu.

Swoją obecność zgłosiła ziemia. Najpierw niedoprecyzowana, ale budująca charakterność i powagę kompozycji. Podbił ją trochę motyw... popiołu? Przemknęła myśl o dymnym, palonym słodzie i ciemnym, palonym w smaku piwie. Acz nie jakaś szczególnie silna paloność. Gorzkość rosła powoli, ale dosadnie, wydawała się wszechobecna.

Owocowość i słodycz... w sumie też były wszędzie, acz nie miały tak mocarnego charakteru.

W kwasku przemknęła niepewna cytryna, i choć sama nie był jakoś szczególnie mocno wyczuwalna, podkreśliła słodycz. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa sok owocowy wydał mi się posłodzony miodem. Miód leśny z początku poszedł w karmelizowanym kierunku.

Jakby... karmelizowane w miodzie jakieś niedookreślone orzechy i pestki? Słonecznika z oleistym echem? Znowu mignęło ciemne piwo (choć bez alkoholu) i palony słód. Zaraz jednak zniknęły. Przemknęły mi przez myśl karmelizowano-smażone w miodzie suszone śliwki, jakby wręcz trochę przypalone, i... też zniknęły.

Owoce czerwono-ciemne ogólnie zaczęły trochę słabnąć. Zaopiekował się nimi kefir. Też był kwaskawy, ale inaczej. I lekko cierpki. Zaraz wyobraziłam sobie jeszcze jogurtowo-kefirowy deser ze wsadem owocowym w wariancie granat-malina.

Orzechy i słód zmotywowały ziemię do działania. Zajęła pierwszy plan i skupiła na sobie wiele uwagi. Wydała mi się gorąca, bardzo, bardzo rozgrzana i wręcz w pewien sposób pikantnawa. Podkręcił to wrażenie leśny miód i karmelizowany miód - chyba też jeszcze ciepły.

Cytryna, która wcześniej tylko wychylała się z tła, zagrała wyraźniej. Poczułam jej kwaśność, ale i cierpkość, goryczkę. Przemknęła obok niej... duszono-karmelizowana w miodzie pomarańcza? Z wyraźnie zaznaczoną skórką. W jedności zmieszały się z ziemią, będąc tą ugodową stroną. Gorąca, ciemna ziemia zakończyła wszystko.

Po zjedzeniu został posmak znacząco kwaśnej cytryny z lekko cierpkim, nabiałowym echem i sporo gorącej ziemi. Osłodziła je jednak kropelka miodu leśnego i wspomnienie soku z czerwono-ciemnych, słodkich, acz i cierpkawych owoców. Wybiła się aronia i czarne porzeczki. Chyba na zasadzie kontrastu z palonym słodem.

Czekolada bardzo mi smakowała. Jej jedyna wada, za którą poleciał punkt to tłustość. Smak za to był jak trzeba - gorzki, mocarnie ziemisty. Gorąca ziemia i palony słód świetnie mieszały się z leśnym miodem, kefirowo-nabiałową nutką i sporą ilością owoców: granat, porzeczki, malinowa nutka i wreszcie cytryny z echem pomarańczy.


ocena: 9/10
cena: £8.45 (za 70g; około 44 zł)
kaloryczność: 454 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: kakao, surowy cukier trzcinowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.