Choć marka Ara wyglądała szlachetnie i obiecująco, przy składaniu zamówienia akurat z niej nic sobie nie wypatrzyłam. Okazało się jednak, że jedna z czekolad, które już wybrałam była niedostępna i sklep zaproponował mi właśnie tę. Zdałam się na los i się zgodziłam, myśląc, że w sumie wyglądała na tyle w moim typie, że to aż dziwne, że wcześniej sama jej nie znalazłam i nie zamówiłam. Ara, w odróżnieniu od innych kupionych, akurat była mi znana... lecz nie z autopsji. Po prostu widywałam ją w internecie. Ara to francuska marka, założona przez parę pochodzącą z Wenezueli Sabrinę i Andrésa, którzy przed rozpoczęciem przygody z czekoladą przepracowali sporo w najlepszych restauracjach w Caracas i Londynie. Dziś przedstawiana tabliczka została zrobiona z kakao z leżącego u podnóża Kordylierów regionu Huanuco, nazwanym w opisie "bramą do Amazonii", co jakoś mnie chwyciło. Może to też brama do pyszności?
Ara Chocolat Dioni 86 % Perou Grand Cru Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 86% kakao z Peru, z regionu Huanuco.
Po otwarciu poczułam dość delikatny zapach kawy, ziemi i starego, drewnianego kredensu. Słodycz zaznaczyła się bardzo subtelnie jako waniliowe, niemal pozbawione palonej nuty, karmelki. W tle przewinęło się też mocno czekoladowe ciasto jeżynowe z soczystym kwaskiem oraz jeszcze ciepłe tosty... z kremem czekoladowym?
Masywna tabliczka w dotyku wydawała się tłusto-kremowa i konkretna, acz przy łamaniu okazała się znacznie mniej twarda, niż na to wyglądała. Była w niej pewna miękkość, delikatność. Już wydawała dźwięk taki zgaszony, przyciszony, który sugerował kremowość. Zwłaszcza przy odgryzaniu kawałka miałam wrażenie, że jej twardość jest złudna. W przekroju połyskiwały kryształki, które trochę mnie wystraszyły.
W ustach rozpływała się umiarkowanie powoli. Była bardzo gęsta i masywna, syta, ale miękła z ochotą. Kształt jednak zachowywała bardzo długo. Trochę zalepiała, roztaczając maślane smugi oraz kredową pylistość. Choć nie była ziarnista, to gładka też nie i właśnie pewną... chropowatość (?) trochę sugerowała... wydając się przy tym połączeniem kremu i gumki do mazania. Zostawiała niemal ziarniste wrażenie, ale w zasadzie nie realną ziarnistość.
W smaku przywitała mnie słodycz przygaszonego karmelu, który ugłaskała wanilia, zagłuszając jego palony aspekt. Chylił się w stronę słodkich karmelków.
Tuż za słodyczą swój udział zgłosiła kwaśność. Niby lekko soczysta, ale jeszcze nie w pełni zdecydowana. Przemknęła mi jednak myśl o kompocie z niedojrzałych, kwaśnych owoców czerwonych. Słodycz się jej jakby trochę wystraszyła i przez długi czas tylko lekko pobrzmiewała, nie próbując zbytnio zwracać na siebie uwagi.
Zdecydowana i odważna była za to gorzkość, która po chwili rozlała po ustach smak kawy. Wzmocnił ją dym cygar. Sporo dymu. Trochę dymu doleciało do kwaśności, acz większość trzymała się gorzkości. Gorzkość i kwaśność napędzały się nawzajem.
Kwaśność wywalczyła odrębność - poszła w soczystym kierunku. Zdecydowała się na mocno czekoladowe ciasto z czerwonymi owocami. Czułam kwaśne, niedojrzałe wiśnie i równie kwaśną żurawinę. Może też kwaśny sok z granatu? Owocowa kwaśność z czasem porzuciła ciasto czekoladowe.
Gorzkość za to rosła konsekwentnie. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa dym zrobił się gęstszy i ciemniejszy, cierpki. Mocy nadały mu goryczkowate przyprawy: ciężkawy pieprz i gałka muszkatołowa. W ostrawej goryczce przypraw zaplątała się nuta skórzanej odzieży, która podprowadziła do gorzkości trochę słodyczy.
Przyprawy, ich pewien dosadny aspekt podkreślił kwasek z tła, ale nie wspomnianych już owoców, a inny. Cytryny? Pigwy?
Kawa zatraciła się w dymie, a on... zdawał się unosić znad drewna. Powoli je odsłaniał. Przemknęła mi woń starych, drewniany mebli, kredensu... może ze starymi książkami. Prawie na pewno szafy ze skórzanymi kurtkami i... zamszowymi rzeczami? Chwilami drewno i książka pod wpływem palonego motywu podkradały się pod wizję tostów.
Od tego jednak odwróciły uwagę owoce. Ich intensywność nie osłabła ani na chwilę, po prostu zmieniały swój charakter. Wiśnie i żurawiny przeistoczyły się w czerwone porzeczki. Te dość długo trwały obok kwaśnych jeżyn. Znów pomyślałam o czekoladowo-kakaowym cieście z jeżynami. Wilgotnym i zakalcowym? A może dosłownie mokrym od owoców. Te nagle zaczęły tracić na jednoznaczności. Przemknął mi przez myśl jeszcze rabarbar. Kwaśność niedojrzałych owoców zaczęła się nieco osładzać z racji pojawienia się truskawek - mieszanki dojrzałych i tych nie.
Po debiucie kwaśności, bardziej wyłoniła się słodycz, cały czas lekko pobrzmiewająca. Wydała mi się już bardziej palona, acz wciąż raczej karmelkowa niż karmelowa. Wróciła, acz po zmieszaniu się z gorzkością, przełożyła się na jednoznaczną wizję kawowych, szklistych cukierków-karmelków.
Po zjedzeniu został posmak starego kredensu, drewna i dymu oraz zgaszonego, przydymionego, ale nie mocno palonego karmelu. Przechodził w kawowe karmelki. Pobrzmiewały też kwaśne owoce - raczej jeżyny, ale też trochę porzeczek i truskawek, może rabarbar i cytryna. Czułam ostrość gorzkich przypraw, a także odymioną ziemię.
Całość wyszła interesująco i smacznie. Początkowa słodycz karmelu-karmelków nie sugerowała, że poczuję takie uderzenie gorzkiego dymu, cygar, kawy i ziemi oraz kwaśności czerwonych owoców, jeżyn, cytryny i niejednoznacznych przebłysków granatu, rabarbaru, pigwy. Wszystko to na czekoladowo-ciastowym tle, zwieńczone charakternymi przyprawami. I ciasto, i skóry, i kredens, i karmelki kawowe były bardzo obrazowe, choć epizodyczne.
Niezbyt przemówiła do mnie tłusto-pylista konsystencja, ale do niej można się przyzwyczaić.
ocena: 9/10
kupiłam: clubdelchocolate.com
cena: mnie wyniosła mniej, ale cena to € 7,5 (za 70g; około 33 zł)
kaloryczność: 454 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: kakao, surowy cukier trzcinowy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.