Normalnie wpis ten można by uznać za żart, dowód na masochistyczne zapędy itd. jako że w zasadzie nigdy nie lubiłam galaretek, a obecnie nie lubię ogólnie zwykłych słodyczy, jednak... Jakiś czas temu trafiło do mnie coś, o czym na blogu w swoim czasie, ale co sprawiło, że pomyślałam, że przyda mi się zrobienie małego rozeznania w galaretkach. Te mi wyglądały na najklasyczniejsze i tym samym najbardziej konkurencyjne do wspomnianych. Acz opis producenta klasyczny na pewno nie był - nieźle mnie rozbawił, przedstawiając warianty: "kwaśna cytryna, dojrzewająca w pełnym słońcu pomarańcza, zmysłowo słodka malina oraz egzotyczny ananas".
Wawel Mieszanka Krakowska Galaretki w czekoladzie to owocowe galaretki oblane ciemną czekoladą o zawartości 43%kakao, dostępne w czterech smakach: cytryny, pomarańczy, maliny oraz ananasa.
Pozytywnie zaskoczyło mnie to, jak galaretki zostały zapakowane. To nie zwykły papierek, który można rozwinąć - on tylko udaje "tradycyjny cukierkowy papierek". W istocie opakowanie jest bardzo szczelne, nie da się go odwinąć, a trzeba rozerwać w przeznaczonym do tego miejscu. Pomysłowe, higieniczne i... teoretycznie dłużej zachowujące świeżość. Napisałam "teoretycznie", bo niestety czekolada i tak była nieco zszarzała miejscami.
Struktura wszystkich smaków była taka sama. Cukierki były średnio-małej wielkości, ważyły 10-11g / sztuka. Nie wydawały się szczególnie masywne. Przy krojeniu czy gryzieniu dały się poznać jako delikatne.
Na wierzchu znalazła się średnia, miejscami bardziej grubawa warstwa czekolady... ups, jedynie polewy czekoladowej. Na spodzie była warstewka cieniutka, z logo firmy. Czekolado-polewa była twarda, łatwo i chrupko pękała i odpadała od galaretki. W dotyku wydawała się plastikowa, a w ustach okazała się plastikowo-tłustą, mazistą polewą.
Wnętrze to galaretki dość miękkawe. Kleiły się i minimalnie gięły. W trakcie jedzenia trochę oklejały zęby, dając się poznać jako bardzo miękkie i soczyste. Częściowo ochoczo, acz nie zbyt szybko, się rozpuszczały. Zachowały lekką, specyficznie galaretkową jędrność. Całość była średnio zgrana, ale w zasadzie przeciętnie w porządku.
Trochę czekolado-polewy spróbowałam osobno, ale lepiej tego nie robić, bo to bardzo niska jakość. Na szczęście wszystkie cukierki łączy to, iż nie stanowi ona istotnego elementu, a jedynie pobrzmiewa sobie przy każdym. Sama okazała się bardzo słodka i łagodnie-gorzkawa, nie gorzka. Pojawiła się w niej drobna, kakaowa cierpkość, ale też - o wiele więcej - nieprzyjemnej, margarynowej tłustości. Miała dziwnie tłusty posmak. Miejscami przesiąkła galaretką, co jej na dobre wyszło.
--------
Malinowa galaretka pachniała niczym cukrowy, zdecydowanie przesłodzony syrop malinowy z odrobinką kwasku i sztuczne landrynki malinowe. Tak sztuczne, że aż odpychające. Cierpko-słodka czekolada stanowiła istotny, ale nienachalny element.
W smaku czekolada okazała się gorzkawo-palona, cierpkawa, ale od razu też znacząco, ciężko-cukrowo słodka. Pobrzmiewała margarynowo-polewową nutą.
Malinowe wnętrze odezwało się niemal natychmiast. Uderzyło cukrem, jeszcze raz cukrem i motywem syropu malinowego. Jego słodycz jeszcze rosła, idąc w kierunku sztucznej słodyczy malinowych cukierków, landrynek. Pod toną cukru początkowo kwasek jeszcze próbował pobrzmiewać... Jakby chciał, a nie mógł. Niby był, a brakowało mu siły przebicia. W połowie jedzenia jednak sztuczna słodycz wydała się tak silna i drapiąca, że smak ogółu wyszedł aż mdło. Zrobił się chemicznie słodki. Chemia aż krzyczała, że szybko odechciewa się jeść. Tania czekolada nie pomogła.
Posmak oddawał sztuczne, trochę syropowe maliny. Czułam się sztucznie zasłodzona kompletnie.
Malinowa galaretka smakowała tak, że zupełnie nie chciało się jej jeść.
ocena: 4/10
--------
Ananasowa pachniała bardzo słodko, ale zaskakująco naturalnie i soczyście. Oczywiście cukrowość i tu się zaznaczyła, ale ananas zwieńczony nienachalną, słodko-cierpkawą czekoladą jawił się w miarę apetycznie.
W smaku czekolada wyszła gorzkawo-palono, polewowo i cukrowo, a kiedy tylko odezwał się ananasowy środek, umocniła się jej goryczka i cierpkość.
Ananasowy środek uderzał cukrem i słodyczą soczystą. W słodyczy przemknęła mi lekka sztuczność, ale zaraz się ukryła i ogół wyszedł dość naturalnie. Zasadniczy smak był jednoznaczny i wyrazisty. Przemknęła myśl o likierze anansowym, do końca zachował wydźwięk raczej naturalnego, soczystego owocu, w którym pojawił się kwasek. Z czasem słodycz wydała mi się ryzykowna, ale nie mordowała. Czekolada na zasadzie kontrastu chyba jeszcze to podkreśliła.
Posmak był soczyście ananasowy i trochę już słodko-rozmyty, cukierkowy.
Z zaskoczeniem uznałam, że galaretka anansowa w zasadzie była na tyle ciekawa i smaczna, że zjadłam - jako jedyną - całą. Tylko że gdy ciekawostkowość opadła, wiem, że po kolejną bym i tak nie sięgnęła. Przynajmniej nie tym razem. Z oceną trochę się wahałam, bo gdyby czekolada była lepsza, galaretka spokojnie miałaby mocne 8 - a kto wie, czy nie powalczyłaby o 9?
ocena: 7,5/10
--------
Pomarańczowa pachniała subtelnie słodko-cierpkawą skórką pomarańczową, którą jedynie trochę przyozdobił cały soczysty owoc. Przedstawiło się to dość naturalnie, jedynie z echem galaretkowo-olejkowym. Czekolada wydawała się stać z nią na równi. Też nie była szczególnie intensywna.
W smaku czekolada wyszła słodko-gorzkawo, bardzo bazowo, ale w pomarańczowej galaretce wydawała się najbardziej zgrana z wnętrzem.
Środek okazał się z nią harmonijny. Był bardzo intensywny. Pomarańcza roztoczyła po ustach słodycz, ale też soczystość. Tonie cukru wtórował jednak owoc dość naturalny, a także goryczka. Połączyła specyficzną galaretkową ze skórkową. W połowie jedzenia dołączyła do tego ogólnie cytrusowa kwaśność i soczystość. Na jaw wyszedł też bardzo olejkowy charakter galaretki. Słodycz cały czas próbowała to spłycić sztucznym echem. Końcowo niestety to słodycz wygrała, jeszcze wzrastając i sprawiając, że całość szła w mdławym kierunku.
Po zjedzeniu został posmak olejku pomarańczowego, ale nie straszna sztuczność, gdy chodzi o smak pomarańczy, i mocne przesłodzenie - wydawało mi się, że to w nim ulokowała się chemia.
--------
Cytrynowa pachniała intensywnie cytrynowym płynem do naczyń wymieszanym z limonką oraz cukrową słodyczą jakby oranżadki cytrynowo-cytrusowej. Za gorzkawo-paloną czekoladą pojawiła się jeszcze specyficzna goryczka galaretki i skórek cytrusów.
W smaku czekolada okazała się bardzo cukrowa, polewowa i gorzkawo-palona. Cytrynowy środek chyba podkręcił jej goryczkę.
Wnętrze uderzyło cukrem i smakiem cytryny ewidentnie na słodko. Wyobraziłam sobie sztucznie słodkie oranżadki w proszku cytrynowe. Zaskoczyła niską kwaśnością. Pomyślałam o jakimś cytrusowym drinku, łączącym cytryny i limonki, ze sporą ilością słodkiej chemii. Soczystość przewinęła się, ale kwaśności nie rozkręciła. Ta była bardzo niska. W jej miejscu pojawiła się za to pseudocytrusowa goryczka. Do tego płyn do naczyń coraz mocniej dawał się we znaki wraz ze sztuczną, landrynkowo-orandżadkową słodyczą. Cytryna w tym wariancie miała bardzo sztuczny charakter.
Po zjedzeniu czułam okropnie sztuczną cytrynowość, jakby chemiczną, goryczkowatą orandżadkę cytrusową, lekką kwasowość limonki i przesłodzenie - nie tyle cukrem, co taką dziwną landrynkowością.
Cytrynowa wyszła najgorzej, bo osobliwie sztucznie-goryczkowato. Myśli o oranżadce w proszku i płynie były dziwne, że szybko odechciewało się jeść. Jednocześnie nie było to na tyle strasznie napastliwe, by wywołać traumę czy skrajne emocje.
--------
Galaretki... nie zaskoczyły mnie specjalnie. Niczego zachwycającego po Wawelu się nie spodziewałam. Kiepska czekolado-polewa mi nie pasowała i w dodatku odpadała od wnętrza. Przynajmniej nie narzucała się w całości. Na plus, że cukierki pachniały ładnie i mimo że za słodko, jawiły się jako naturalne i soczyste. Struktura galaretki również na plus, bo nie były zbyt twarde, a specyficznie jędrne.
Smaki jednak zostawiają wiele do życzenia. A jednak... była anansowa, która zasłużyła na pochwały. Okazała się interesująca i ze względu na to (między innymi) najsmaczniejsza. Właśnie - ona była po prostu... zwyczajnie galaretkowo smaczna. Słodko-kwaskawa i nie tak bardzo sztuczna. Z kolei pomarańczowa wyszła przeciętnie i bezpiecznie - nie za mocno sztucznie, zwyczajnie. Malinowa była najbardziej słodko-mdła, sztuczna i męcząca, a cytrynowa sztucznie-dziwna. Zaskoczyła mnie prawie brakiem kwaśności, a za to słodko-goryczkowatym smakiem. Malinowej i cytrynowej podziękowałam po "mniejszej połowie", pomarańczowa była taka sobie, taka co to można zjeść albo nie (po "większej połowie" wybrałam "nie", bo to nie moja bajka), natomiast anansowa - w miarę przyjemna, jak się ma ochotę na galaretki, godna polecenia. A jednocześnie w sumie... no są, czym są. Myślę, że gdyby tak zastąpić syrop glukozowy (chociaż większą część, bo już nawet nie wymagam całości) cukrem, mogłoby coś z tego być.
Warto przy całej mieszance zauważyć, że smaki są bardzo zróżnicowane gdy chodzi o to, jak wyszły. To jedna z tych mieszanek, co można wyszukiwać "najlepszego cukierka", a ze zgrozą omijać nielubiany smak. Ocena zbiorcza to takie... 6. Nie jest to średnia, bo średnia wychodzi 5. Po prostu wzięłam pod uwagę to, jak wyszły np. galaretki Odry (za jakiś czas na blogu), pomyślałam o tym, jak wygląda rynek słodyczy i w to "6" wlicza się to wszystko. W tym uniwersalność smaków. To z jednej strony wada, bo niektóre są niesmaczne, ale z drugiej zaleta - wszak gusta są różne i w zasadzie da się "cos dla siebie" w tym znaleźć.
Mama opisała je: "Na pewno wszystkie mają konsystencję galaretek idealnych, bo są takie miękkawe, delikatne, a zwarte i trochę soczyste. Ta niesmaczna, polewowa czekolada im tylko przeszkadza. Okropna. Już mogli się choć trochę postarać i zrobić chociaż średnią czekoladę, a nie polewę. Malinowe galaretki słodko-kwaśne, takie sobie, nie wiem, czy zgadłabym, że to malina ma być. Takie czerwono owocowe. Chyba najgorsze, ale nie jakieś specjalnie złe. Ananasowe pyszne! Aż dziwne, że Wawelowi się udało. Soczyste, naturalne i wyraziste. Pomarańczowe bardzo intensywne, ale nie sztuczne. Takie poprawne. Też smaczne, ale nie aż tak jak anansowe. Za to cytrynowe kiepskie, ale nie wiem, czy gorsze od malinowych. Na początku to jeszcze - takie słodko-cytrynowe, ale potem wyłazi taka perfumowość, sztuczna cytryna taka... bardzo dziwna i zostawia niesmak okropny. Do ananasowych, jak mnie najdzie na galaretki, wrócę. Wszystkie na pewno lepsze od średniaków, dziwnie twardych galaretek Odry". Co ciekawe, ranking Mamy i mój wygląda niemal tak samo - a to nie często się zdarza.
ocena: 6/10 (zbiorczo Mieszanka jako produkt)
kupiłam: Mama kupiła w Kauflandzie
cena: 2,49 zł za 100g (jak wyżej)
kaloryczność: 347 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie, ale ananasową mogłabym się może kiedyś poczęstować
Skład (zbiorczy): cukier, syrop glukozowy, czekolada 20% (cukier, miazga kakaowa 43%, tłuszcz kakaowy, tłuszcz roślinny shea, emulgator: lecytyny ), woda, regulator kwasowości: kwas cytrynowy; substancja żelująca: agar; soki owocowe 1,2% z zagęszczonych soków owocowych (ananas, cytryna, pomarańcza, malina), naturalne aromaty
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.