wtorek, 21 maja 2024

(Śnieżka) Michałki z Hanki; Śnieżka Michałki Legendarne

Mamie czasami jak coś w głowę wejdzie, to nie może wyleźć przez długi czas. I tak stało się właśnie z "dawnymi, najzwyklejszymi, ale smacznymi Michałkami". Mieszko Michaszki nie usatysfakcjonowały jej i chciała jeszcze dla pewności jakieś kupić "tak dla porównania". Na to, co kupiła uśmiechnęłam się paskudnie, będąc bardzo sceptyczna, ale że istota ze mnie czasem wręcz niezdrowo ciekawa... postanowiłam spróbować i ja. Pamiętałam okropne Śnieżka Michałki z Hanki Chałwowe. Czułam, że "niewydziwiane" wyjdą... mniej źle niż podlinkowane, ale niczego dobrego się nie spodziewałam. A jednak, gdy już Mama na dobre wpadła w porównywanie różnych cukierków, podsunęłam jeszcze pomysł zestawienia zwykłych cukierków Śnieżki z tymi ze sreberka, jak rozumiem, odnoszącymi się do "smaków sprzed lat".

 (Śnieżka) Michałki z Hanki to "cukierki czekoladowe z orzechami archaidowymi" w czekoladzie o zawartości 43% kakao; produkowane przez  ZPC Śnieżka S.A., pakowane w cynfolię, dostępne m.in. na wagę.

Po rozwinięciu sreberka poczułam intensywnie arachidowy zapach fistaszków prażono-nieprażonych, dominujących nad cukrowo-czekoladowym splocie. Ten jawił się jako kakałkowo-mleczny i tani. Margaryna wraz z cukrem stanęły na drodze do tego, by uznać zapach za apetyczny.

Trudno powiedzieć, ile właściwie ważą te cukierki, bo przy każdym kolejnym waga pokazywała inną gramaturę od 21g do 24g.
Cukierki były wielkie, ciężkie i masywne. Niską jakość widać już gołym okiem, bo lepkawo-miękka polewa trochę z nich schodziła, częściowo zostając na sreberkach i palcach. A jednak ogólnie porządnie trzymała się cukierków. W dodatku była odpychająco tłusta.
Cukierki były konkretne, ale nie twarde. Przy odgryzaniu kawałka dały się nawet poznać jako miękkawe, mimo zwartego środka.
Polewa okazała się cienka. Wnętrze było krucho-suche, ze średnią ilością widocznych orzeszków. 
W trakcie jedzenia polewa rozpuszczała się szybko i rzadko. Była bardzo tłusta w margarynowo-polewowy sposób, miękka, a to tego proszkowa. Odsłaniała masywny, zwarty i krucho-suchy, specyficznie michałkowy środek. Prędko wyszła na jaw jego proszkowość i lekka kryształkowość. Wnętrze zmieniało się w zawiesinową, proszkową i gibką papkę, a gryzione lekko trzeszczało. Środek nie był mocno tłusty, ale czuć w nim margarynowy element. Z czasem wyłaniało się z niego dużo fistaszków. Okazały się kawałkami dużymi, pokaźnymi i średnimi (w tej kolejności). Mi trafiła się nawet cała połówka orzeszka.
Kawałki orzeszków gryzione na koniec okazały się całkiem przyjemne. Twardo-miękkawe, nie za mocno wyprażone, ale nie surowe. Nie były jakoś szczególnie chrupiące, ale to nie zarzut, bo dobrze wtapiały się w resztę. Takie orzeszki to duży plus.

W smaku polewa okazała się cukrowo słodka i margarynowa. Czuć proste kakao-kakałko, ale o gorzkości nie ma co mówić. To taka... ni mleczna, ni kakaowa, pseudoczekoladowa polewa, nie  czekolada. Wyszła tanio i cukrowo. Takie coś jednak jakoś tam w sumie pasowało do wnętrza, nie próbowała bowiem dominować. 

Wnętrze szybko doszło do głosu. Jeszcze dołożyło cukrowości, aż męcząc, ale i orzeszki ziemne nieźle w nim czuć. Ich smak rozchodził się z całości wnętrza, nie tylko od kawałków orzeszków. Fistaszkowy smak jawił się jako prażono-nieprażony, bardzo ogólny. Arachidom wtórowało kakao, pozbawione jednak mocniejszej gorzkości czy cierpkości. Wchodziło w niesprecyzowany czekoladowo-kakaowy, trochę mleczny wątek. W tle przewinęła się margaryna, dyktująca całości taniość. 

Mniej więcej w połowie czy to rozpuszczania się całości, czy gryzienia od ilości cukru aż wykrzywiało, lecz michałkowy smak walczył o siebie. Arachidowo-kakaowo-czekoladowy wątek niestety pogrążony był w tanich realiach. Całość zrobiła się trochę mleczna, niedookreślona w kwestii czekoladowości/kakaowości, co w zasadzie pasowało do prostej fistaszkowości (gdyby nie taniość).

Na koniec zajęłam się orzeszkami, które popisały się wyrazistym, niezbyt mocno prażonym smakiem. Niektóre wydawały się takie ni prażone, ni surowe, co wg mnie jest atutem.

Po zjedzeniu zostało przecukrzenie totalne, ale też posmak arachidowo-kakaowo-czekoladowy, wpisany w margarynowo-tanią ramkę. Klimat michałkowy owszem, ale był w wydaniu cukrowo-niskobudżetowym.

Całość może i smakowała michałkowo, ale... nie powiedziałabym, że to Michałki sprzed lat, a marna, tania ich podróbka. Z Michałkami miały wprawdzie więcej wspólnego niż Michaszki Mieszko, ale jednocześnie podpadły mi czym innym - strasznie cukrowym i tanim charakterem. Mieszko wyszły mniej michałkowo, ale też mniej tanio. Stąd oceny wystawiam takie same - po prostu podpadły mi czym innym.
W Hankowych Michałkach tyle cukru i margaryny po prostu nie mogło wyjść inaczej niż tanio. A szkoda, bo właśnie taki ni kakaowy, ni czekoladowy smak z mocną arachidowości to esencja michałkowości. Struktura wnętrza bardzo michałkowa i pomimo, że nadto cukrowa, najbardziej michałkowa ze wszystkich próbowanych. Polewa nie pomogła - wadą nie była jednak nieokreśloność czekolady w kwestii, czy jest mleczna, czy ciemna, czy pomiędzy, a po prostu taniość, jakość, tłustość. Właśnie taka "pomiędzy", a dobrze zrobiona do michałków najlepiej by pasowała. Ogromną zaletą tych cukierków były nie za mocno prażone, wiele wnoszące orzeszki w postaci wielkich kawałków, których nie pożałowano.

Mama, która zjadła więcej niż ja, tak to podsumowała: "Michałki z Hanki no... smakują michałkowo, ale tak niesmacznie, tanio. Kojarzą się z podróbkami Michałków. Mają ich strukturę, smak jest zgrany, fistaszkowo-kakaowy jak to w Michałkach, ale wyszły tak nieprzyjemnie, zostawiają posmak-niesmak w dodatku. Oceniłabym je tak samo jak Mieszka, bo każde mają swoje plusy i minusy. Michałki z Hanki są bardziej michałkowe, ale Michaszki Mieszko takie może lepsze jako po prostu cukierki jakieś tam". Mama byłaby nawet skłonna i tym opisanym w sreberkach Śnieżki z Hanki, i Michaszkom Mieszka wystawić 5 - "biorąc pod uwagę niską cenę zwłaszcza w promocji".


ocena: 4/10
kupiłam: Mama kupiła w Biedronce
cena: 1,49 zł (za 100g; promocja)
kaloryczność: 499 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, czekolada 21% (cukier, miazga kakaowa 43%, tłuszcz kakaowy, tłuszcz roślinny: palma, shea, sal, mango - w zmiennych proporcjach; emulgatory: lecytyny z soi i E476; aromat), orzeszki arachidowe 20%, tłuszcz roślinny palmowy, serwatka w proszku, błonnik kakaowy, kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, mleko odtłuszczone w proszku, spirytus, maślanka w proszku, aromaty, lecytyna sojowa

-----------

 Śnieżka Michałki Legendarne to "cukierki czekoladowe z orzechami archaidowymi" w czekoladzie o zawartości 43% kakao; produkowane przez ZPC Śnieżka S.A., pakowane w papierki, dostępne m.in. na wagę.

Po rozwinięciu papierka poczułam tanią czekoladę o cukrowej słodyczy, za którą przewijały się prażone orzeszki ziemne. Czekolada była trochę plastikowa, z echem słodkiego kakałka w tle. Przewinęła się przy nim margaryna. Zapach był tandetny - wydał mi się bardziej sztuczny, plastikowy niż wersji ze sreberka, która jawiła się jako po prostu bardziej tania (w cukierkach Śnieżki w papierkach może dodali więcej aromatów, by je podkręcić czy "uszlachetnić"?). Uwierzę też, że aromaty w sreberkowej zwyczajnie zwietrzały przez kiepsko zawinięte sreberko.

Także w przypadku tych cukierków nie da się powiedzieć, ile w zasadzie czy średnio ważą - co zważyłam, waga była inna od 13g do 16g.
Cukierek był ewidentnie mniejszy i lżejszy niż ten ze sreberka, ale wydawało się, że też dość masywny. Przy odgryzaniu kawałka wydawał się miękki.
Wierzch stanowiła polewa równie, acz może minimalnie mniej cienka niż w przypadku sreberkowych Michałków. Była bardzo tłusta i trochę plastikowa. Trudno tu mówić o dobrym wykonaniu, bo np. na spodzie wystąpiły braki. Nie była lepka, nie brudziła papierka i palców, ale za to ją można było odrywać i ściągać kawałkami z cukierka. Trzymała się go średnio porządnie. 
Wnętrze na oko wydawało się takie samo, co sreberkowych cukierków, ale to złudzenie. Widać w nim sporo kawałków orzeszków, ale i to było częściowo złudne.
Wnętrze było niby typowo michałkowe: krucho-suchawe i masywne, ale mniej suche, a tłustsze. 
W trakcie jedzenia potwierdziła się suchawość środka, a także pojawiła się proszkowość, czy wręcz prochowość, ziarnistość oraz kryształkowo-cukrowy element. Na zasadzie kontrastu jednak przeszkadzało to jeszcze bardziej, bo i tłustości tu nie brak. Te elementy mieszały się bowiem z miękko-margarynowym motywem, zmieniając się w gibką, plastyczną zawiesinę - tłustszą niż sreberkowe cukierki. Te nie wydawały się tak kruche, a orzeszki wyłaniające się po pewnym czasie, były mniejsze.
Gryzione orzeszki okazały się małymi i średnimi kawałkami w ilości średniej. Były miękkawe, delikatne i lekko chrupkawo-trzeszczące. Wpisały się w trzeszcząco-skrzypiącą całość.

W smaku polewa przywitała mnie wysoką słodyczą cukru, a już po chwili też margaryną. Czuć w niej kakao, czy raczej słodkie kakałko, ale nie gorzkość. Nasuwała na myśl tanie, kakaowo-czekoladopodobne figurki. Wydało mi się, że aspiruje do kakaowości, w czym pojawiła się taniość.

Łatwo mieszała się ze środkiem, który także był bardzo słodki, nieco cukrowy, odkąd się tylko odezwał, ale i intensywnie kakaowo-orzechowy. Cukrowość tych cukierków wydała mi się niższa niż ze sreberka. Prażone arachidy splatały się ze słodkim kakao, które tak mieszało się z lekko mlecznym echem, że szło w bardziej czekoladowym kierunku, a także margaryną. Wszystko ułożyło się w charakterystyczny smak Michałków, w którym jednak mignęła mi sztuczność (która zajęła miejsce "taniej nuty" ze sreberkowej wersji?).

Mniej więcej w połowie jedzenia cukrowość przegięła i zaczęła drapać w gardle i męczyć, a w smaku coraz bardziej zaczęła doskwierać mi sztuczność - plastikowa czekolada i metaliczne orzeszki. Fistaszki i słodkie, niegorzkie kakao co prawda też trwały niewzruszenie. Od kawałków orzeszków nieco nakręcał się ich smak, dodatkowo nieco próbując zwalczyć słodycz. Wychodziło to jednak średnio, bo te mniejsze kawałki jakoś w całości się gubiły.

Orzeszki gryzione na koniec okazały się średnio wyraziste. Były średnio mocno prażone, trochę przygaszone przez sztucznie-cukrowo-margarynowe echo, jakie utrzymywało się po cukierku.

Po zjedzeniu został posmak sztucznej czekolady, cukru i przecukrzenie zupełnie, ale też motyw arachidów i kakaowej figurki... Nie gorzkości, ale i nie zwykłej czekoladowości. Czułam też margarynową naleciałość. Fistaszkowość podlegała temu wszystkiemu.

Michałki z papierka Śnieżki okazały się ewidentnie inne niż ze sreberka, ale nie wynika to ze składu. Choć też margarynowe i przecukrzone, nie jawiły się aż tak straszliwie cukrowo-tanio. Miały jednak inne wady - sztuczność oraz drobniejsze, a przez to mniej wyraziste kawałki orzeszków. Miałam wrażenie, jakby taniość i cukrowość producent próbował ukryć, dodając więcej aromatów. Czekoladowość i kakao miały więcej do powiedzenia, spychając orzeszki na dalszy plan, co wyszło źle, bo nie były dobrej jakości. Daleko im do produktu dobrego. Okazały się też bardziej michałkowe od Michaszków Mieszka, a jednocześnie nieco mniej michałkowe w smaku od Michałków ze sreberka. 
Niższa cukrowość i mniej znaczące fistaszki ujawniły inne wady smaku. Te michałki były wyrazistsze w złym, przerysowanym kontekście. Do tego miały o wiele gorszą, bo miękko-tłustą, niemichałkową strukturę środka. Była wprost odpychająca. Na zasadzie kontrastu proszkowość bardziej tu przeszkadzała. 

Mama opisała je: "Najpierw nie wierzyłam, że rzeczywiście się różnią, ale wystarczył kęs... Te śnieżkowe w papierku były okropnie miękkie i bardzo, bardzo tłuste. Trochę mi się kojarzyły, jakby latem długo poleżały na słońcu. I ta tłustość aż w smaku wybiła, przez co były mnie michałkowe. Takie muziające się, szybko znikające i nawet orzeszków w nich jakoś tak mniej. O wiele gorsze przez obleśną strukturę od Michałków z Hanki w sreberku. Te w sreberku to takie ot, kiepskie, zwykłe cukierki, a te z papierka odpychały, a jakby coś chyba lepszego próbowały udawać. Tylko że im nie wyszło".


ocena: 3/10
kupiłam: Mama kupiła w Kauflandzie
cena: 1,89 zł (za 100g; promocja)
kaloryczność: 499 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, czekolada 21% (cukier, miazga kakaowa 43%, tłuszcz kakaowy, tłuszcz roślinny: palma, shea, sal, mango - w zmiennych proporcjach; emulgatory: lecytyny z soi i E476; aromat), orzeszki arachidowe 20%, tłuszcz roślinny palmowy, serwatka w proszku, błonnik kakaowy, kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, mleko odtłuszczone w proszku, spirytus, maślanka w proszku, aromaty, lecytyna sojowa

---------------
Cukierki mają takie same składy i wartości, ale różnią się. Nie tylko papierkiem i wyglądem!

Michałki ze sreberka wyszły bardziej zwyczajnie cukrowo-margarynowo i tanio michałkowo, a z papierka bardziej cukrowo-margarynowo i sztucznie michałkowo. Może ich słodycz była nieco niższa, ale  tym samym inne wady bardziej dawały się we znaki. W sreberkowych cukier panoszył się bardziej, trochę tłumiąc jeszcze gorsze elementy.
W kwestii struktury - polewa na sreberkowych była gorsza jakościowo, ale z kolei środek papierkowych był nieprzyjemnie tłustszo-miękki. 
Osobiście już wolę zwykłą taniość i cukrowość od sztuczności i mniej istotnych orzeszków. Cukierki ze sreberka wygrały też masywniejszą, mniej tłustą konsystencją  środka, wypełnionego zacniejszymi, bardziej istotnymi orzeszkami. Cukierek ze sreberka choć większy (21g) jakoś zjadłam (choć nieco zmęczona końcowo), natomiast z papierka nie podołałam całemu (zjadłam niecałe pół, jakieś 7g z 15g). Sreberkowe są czym są - tanimi cukierkami na wagę, a papierkowe nieudolnie udają coś lepszego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.