Lubię co jakiś czas poznawać nowe marki kremów orzechowych. Cieszy mnie więc, że pojawia się ich coraz więcej oraz że ja raz po raz trafiam na te kompletnie mi nieznane. Choć przede wszystkim zachwycają mnie 100% z orzechów, cenię kreatywność i lubię też próbować opcji nieoczywistych. Marki Dobry Orzech od razu zamówiłam parę wariantów i, czym sama siebie zdziwiłam, akurat tak się trafiło, że ani jednego kremu z samych orzechów. Zacząć postanowiłam od niby bezpiecznego, ale jednocześnie niezwykłego. Nie jestem wielką fanką orzechów brazylijskich - tak żeby sobie kupić i zjeść, miałam z nimi do czynienia raz w życiu. Spoko, ale wolę całe mnóstwo innych. Kremu z nich nie jadłam nigdy. Nawet jakoś specjalnie ich nie widziałam (acz mogłam nie zwracać uwagi). Ten był więc z tego powodu ciekawostką. Cynamon parę razy pokazał mi, że w kremach orzechowych wychodzi kiepsko, ale w sumie w tych, w których mi nie leżał, wystąpił z białą czekoladą. Tu nie. I właśnie w sprawie samej czekolady - o ile normalnie nie rozumiem mieszania mlecznej z ciemną, tu nie umiałam zająć stanowiska. Byłam po prostu zaintrygowana.
Dobry Orzech Pasta z Orzechów Brazylijskich Czekolada-Cynamon to krem czekoladowo-cynamonowy z orzechów brazylijskich.
Po otwarciu poczułam intensywny zapach migdałowo-orzechowy, kojarzący się z migdałami i orzechami w cynamonie i czekoladzie. Przede wszystkim cynamonie, ale czekolada też miała sporo do powiedzenia. Mocniej wybijała się mleczna, acz nie za słodka. Czułam jednak wyraźnie też cierpkość kakao. Całość miała ciepły wydźwięk.
Na wierzchu nie wydzielił się olej, co mnie zdziwiło.
Choć krem wyglądał na podeschnięty, pierwsze trącenie łyżeczko pokazało, że do suchości mu daleko. Był miękko-tłusty i wręcz plaskający podczas mieszania. Na pierwszy rzut oka, pierwsze zagarnięcie, cechowała go średnia gęstość, jednak potem okazało się, że miejscami był prawie płynny. Trochę się ciągnął i lepił. Było w nim coś z rozpuszczonej czekolady. Już gołym okiem widać drobinki.
W trakcie jedzenia potwierdziła się miękkość i tłustość kremu. Zupełnie jednak opadło złudzenie gęstości i kremowości. Był tłusty w oleisty sposób, a do tego wodnisty. Wykazywał miękkość, a jego tłustość wydawała się rosnąć i rosnąć. Zalepiał usta tylko na sekundę czy dwie, po czym rozpływał się dość szybko, mocno rzednąc. Bardzo przeszkadzała mi jego oleistość i wodnistość. Okazał się proszkowy, ale nie miazgowy, mimo pojedynczych drobinek jawnie orzechowych. Obstawiam też proszkowość cynamonu. Początkowo czarne punkciki wzięłam za np. czekoladę w proszku, jednak co większe, okazały się twarde jak kamień. Trafiła mi się też jedna większa kamiennie twarda czarna blaszka nie do pogryzienia. Oprócz niej 3 kamienne kawałki jasnobeżowe. A kawałków większych niż mikroskopijne było jeszcze parę - takich jakby podrobionych płatków migdałowych. Te dodały całości trzeszcząco-skrzypiącego elementu. Wyszło to jak trochę zagęszczony krem zrobiony z oleju, skremowany olej z wodą - coś takiego. Po zjedzeniu zostałam też z nieprzyjemnie otłuszczonymi ustami. Osobliwe, nie przemówiło to do mnie za nic.
W smaku pierwsze poczułam czekolady. Przewodziła mleczna, ale zaskakująco łagodnie słodka. Dopiero za nią subtelnie zaznaczyło swoją obecność kakao, acz jeszcze nie gorzkość.
Ciemna czekolada była bardzo wycofana.
Orzechowość szybko wkroczyła do gry. Do głowy przyszły mi migdały wymieszane z bliżej nieokreślonymi, bardziej łagodnie-słodkawymi orzechami i wodą. Prażony motyw zaznaczył się przy nich, ale jakby nie śmiał się do nuty migdałów zbliżyć. To jakby... surowe, bardziej maślane migdały? Wyobraziłam sobie migdały aktywowane, namoczone wodą z wyczuwalną wodnistością.
Prażoność minimalnie podbiła gorzkawość ciemnej czekolady. Wciąż jednak do gorzkości było daleko. Obrała więc inną taktykę - wprowadziła ciepło. Wypłynął cynamon. Przez myśl przemknęły mi czekoladowe, miękkie pierniczki w wersji migdałowej, lecz zaraz zniknęły i pojawiły się migdały i orzechy w cynamonie i czekoladzie. Były słodkie prawie w punkt; no, może ciut mocniej.
Mniej więcej w połowie rozpływania się porcji w ustach ta wizja była niezwykle jednoznaczna. Dominowały migdały w cynamonie i mlecznej czekoladzie, ale jakby należały do jakiejś mieszanki, gdzie znalazły się też orzechy w czekoladzie ciemniejszej i cynamonie. Może jakieś fistaszki? Wszystkie raczej łagodnie nieprażone. Łagodność umacniała mleczna nutka czekolady. Niestety jednak wkradła się w to mdłość oleju i wody. Pomyślałam o jakiejś orzechowej wodnistości, orzechowym oleju, rozrzedzających smak od wewnątrz.
A jednak nie to, że prażoności nie czuć, ona po prostu jakby odcięła się od migdałowego wątku. Była i trzymała sztamę z cynamonem. Tego nie pożałowano. Nasilał się, nasilał, łącząc drobną goryczkę ze słodyczą i z coraz pokaźniejszą pikanterią. Przeplatała się z głównie mleczną czekoladą, a chwilami wychodziła przed czekoladowość, by potem zatonąć w jej słodyczy. Cynamon z czasem podkreślił migdało-orzechowość bazy. Uszlachetnił też słodycz, ale wraz z jego ciepłem wydawała się już ryzykownie silnie-grzejąca.
Po zjedzeniu czułam się, jakbym zjadła właśnie migdały w cynamonie i mlecznej czekoladzie, acz z akcentem jakiś łagodniejszych, maślanych orzechów i cierpkością, a także wątkiem oleju. Cierpkość połączyła kakao z cynamonem i... chyba też orzechowość?
Całość wyszła intrygująco, gdy chodzi o smak i nieprzyjemnie oleiście-wodniście, gdy o konsystencję. Mimo że prażenie czuć, orzechy brazylijskie udawały nieprażone migdały - kremowi brak więc wytrawnych zapędów większości kremów migdałowych. Jednocześnie nie smakował oczywiście jednoznacznie migdałowo. Jednak... wizja migdałów w cynamonie i mlecznej czekoladzie była silna. Cynamonu nie pożałowano i pokazał się z naprawdę zacnej, rozgrzewająco-pikantnej strony, ale bez przegięcia. Ciemna czekolada jednak niestety tylko pobrzmiewała, puszczając przodem mleczną. Mimo to, na szczęście nie było za słodko. Słodycz stała na średnim, choć wyraźnym, poziomie. Niestety przez to wszystko przeplatała się nijaka oleistość i wodnistość.
Zupełnie nie pasowała mi tak miękko-tłusta, w dużej mierze lejąco-oleista konsystencja. Proszkowość zamiast miazgowości mnie nie przekonała, a kamienne kawałki potępiam.
Z tego co poczytałam (już w trakcie jedzenia), kremy z orzechów brazylijskich są bardzo tłuste i oleiste, nie przypominają kremów, a leją się. Czyli... ten Dobrego Orzecha i tak chyba jak na taki był zagęszczony (czekoladami) jak się dało. I były czynniki (proszkowość), odciągające uwagę od tłustości. Na czysto tłustość mogłaby być okrutna? Mam żal do producenta, że nie pomyślał, że może tak tłuste orzechy nie nadają się na krem. Może lepiej by to wyszło, gdyby orzechy zmieszano z innymi albo migdałami? Smakowo mimo wszystko efekt całkiem zacny (choć wolałabym przewagę ciemnej czekolady), no ale ta konsystencja... Sprawiała, że aż chwilami zastanawiałam się, czy nie wystawić 6 (no ale jeśli to specyfika kremów z brazylijskich...).
ocena: 7/10
kupiłam: dobry-orzech.pl
cena: 33 zł za 180g
kaloryczność: 648,6 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
kupiłam: dobry-orzech.pl
cena: 33 zł za 180g
kaloryczność: 648,6 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: prażone orzechy brazylijskie 70%, ciemna czekolada (miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa, naturalny aromat wanilii), mleczna czekolada (cukier, tłuszcz kakaowy, mleko w proszku, miazga kakaowa, serwatka w proszku, lecytyna sojowa, naturalny aromat wanilii), cynamon
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.