W zasadzie nie sądziłam, że po tę czekoladę sięgnę aż tak szybko. Przy..... przypomniałam jednak sobie o niej i chciałam sprawdzić, czy może inna bardzo limitowana tabliczka tej marki chwyci mnie bardziej. Otóż ostatnio Fjak jakoś podchodzą mi coraz mniej. Wydają się zwyczajnie smaczne, co po zachwytach pierwszymi próbowanymi tej marki trochę mnie smuciło. Przyzwyczaiłam się bowiem, że to czekolady na maksymalne oceny. Jako że Belize to dobrze mi znany i uwielbiany przeze mnie region, liczyłam na dziesiątkę. Chociaż... To tutaj mogło mnie zaskoczyć. Dziś przedstawianą tabliczkę zrobiono z kakao Trio Reserve Microlot ze zbiorów w 2020 roku od Uncommon Cacao. Producent zdobył ziarna z rezerwatu North Forest Reserve Maya Mountain w sercu dżungli Toledo. Ponoć serca wszystkich w Fjak podbiła oszałamiająca jakość. I cóż... Stworzono jedynie 1000 tabliczek (co jest chyba standardem w ich względnie nowej linii "Cocoa Explorers"). Jakie to szczęście, że jedną udało mi się zdobyć. Już odbiegając od tego, czy mnie też tak w sobie rozkocha - po prostu cieszę się z czegoś tak niepowtarzalnego i rzadkiego.
Fjak Cocoa Explorers Limited Edition Origins Belize Trio Reserve Microlot Dark Chocolate 70% to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao Trio Reserve z Belize, z dystryktu Toledo, z rezerwatu Maya Mountain North Forest; mikropartia / edycja limitowana z linii "Cocoa Explorers".
Po otwarciu poczułam delikatny zapach słodkiej drożdżowej bułki i kwaskawych rodzynek w rumie. A także... jakiegoś kokosowo-śmietankowego drinka, acz z przygłuszoną alkoholowością? Do śmietanki podkradał się bardziej kwaskawy kefir ze względu na obecny lekko cytrusowy akcent. Przemknęła lekka soczystość jakiś słodkich owoców chyba czerwonych. Do drożdżówki dolatywał cukier puder, przypieczętowując ogólnie raczej słodki wydźwięk.
Twarda tabliczka trzaskała przy łamaniu średnio głośno, ale bardzo chrupko. Miejscami głośniej, miejscami ciszej. W przekroju wyglądała na ziarnistą.
W ustach rozpływała się powoli i trochę leniwie. Kształt zachowywała bardzo długo, z tym że miękła. Odznaczała się tłustawo-lepkawą kremowością, którą równoważyła marginalna pylistość. Wydała mi się syta i trochę maślana, a do tego nieco chropowata. Z czasem poczułam nawet lekką soczystość, a po zniknięciu lekką cierpkość.
W smaku przywitała mnie znacząca słodycz cukru pudru. Cukier puder osiadł na... drożdżówce? Łagodnej, acz mocno wypieczonej i niewątpliwie też słodkiej samej z siebie, nie tylko od pudru na wierzchu.
Zwróciłam uwagę na drożdżowy motyw; właśnie drożdże... Acz zaraz uwagę od nich spróbował odciągnąć karmel, który przemknął w oddali.
Drożdżówka zdawała się kryć rodzynki... Długo nie wytrzymały w takim układzie, bo wyłoniły się jako rodzynki w rumie. On im pomógł. Sam też się nieźle wyeksponował jako rum, choć mało alkoholowy i łagodniejszy. Biały? Tu czułam jego bardziej słodki smak, i w dodatku jakby bez alkoholowości.
Karmel przycichł, a w tle pojawiły się owoce. Wciąż więc słodycz była nie tylko na pierwszym planie (drożdżówka z cukrem pudrem), ale i w tle. Wydały mi się mocno pudrowe i chyba czerwone. Soczystość rosła, ale powoli. Do zwykłych rodzynek dołączyły... żółte odmiany Golden? Specyficznie kwaskawe, lekko podkręcone cytrusową nutą. Zmotywowały trochę czerwone owoce do działania i do głowy przyszedł mi granat, ale to luźna, chwilowa myśl. Kwaśność ogólna trzymała się bardzo niskiego poziomu. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa wydawała się dosłodzona... niczym kandyzowane, duszone w rumie cytrusy... cytryny?
Z czasem rum i kwasek zaczęła jeszcze bardziej łagodzić śmietanka. Słodka śmietankowość. Pomyślałam o jakiejś mocno zmodyfikowanej wersji drinka malibu, w której ananasa zastąpiono cytrusami i... morelami? Więcej owoców i w śmietance na moment obudziło drobniutki kwasek... Może to bardziej kefir? Potem jednak zrobiło się już mlecznie i łagodnie.
Kokos wpuścił łagodny motyw orzechowo-kokosowy jakiegoś... kremu? Miazgi z kokosa wymieszanej z pastą fistaszkową? Kokosa podbiła lekka gorzkość. Przemknął palony kokos, po czym gorzkość wycofała się na tyły.
Kwaśniejsze rodzynki podkręciły nutkę moreli, by zaraz same skupić na sobie więcej uwagi. Zostały tylko zwykłe rodzynki i zrobiły się goryczkowate w soczysty sposób? Kwasek zaś oddały subtelnym cytrusom, ale i one nie utrzymały go długo, bo w większości zatonął w duecie mleka ze śmietanką i słodkiej bułeczce.
A to zaś przypomniało o drożdżowości. O drożdżówce, ale tym razem... z morelami? Jakby krem orzechowy (już bez kokosa) rozsmarowano na drożdżówce. Jakby... aby ukryć, że wypieczono ją nieco za mocno? Do głowy przyszła mi mocno przypieczona "skórka" ze słodkiego wypieku, którą można wręcz zerwać. Drożdże czułam bardzo wyraźnie, choć przeplótł je tym razem ciemny, goryczkowaty rum o karmelowym echu.
Po zjedzeniu został posmak cytrusów jakby lekko kandyzowanych czy duszonych w ciemnym rumie, może z karmelowym echem. Czułam do tego rodzynki z pewną cierpkością (rodzynek Golden?), a także cierpkie echo czerwonych owoców, ale trochę wygłaskane motywem wypieku i nabiału.
Czekolada smakowała mi, ale nie zachwyciła tak, jak na to liczyłam. Drożdżówka z cukrem pudrem i rodzynkami, za którymi podążał karmel i rum, a do tego wyraźnie zaznaczone drożdże były ciekawe, acz wpisane w mocno słodkie realia. Gorzkości czułam niedosyt. Kwaśność niby była, ale... jakby chciała się porządnie odezwać, a nie mogła. Wolałabym jednak, by wyczuwalne owoce, a więc czerwone, chyba granat, cytrusy oraz morele odważniej szły w soczystość. Motyw kokosowo-orzechowy też mógłby bardziej się rozwinąć. Nabiał był mało jednoznaczny, ale w sumie taki pasował.
Beskid Chocolate Belize Peini Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 % Kakao była o wiele bardziej owocowa i to cudnie uzasadniło jej słodycz. Tez czułam akcenty granatu, nabiału, karmel i słodki wypiek (ciastka), ale nie były bardzo podobne.
Żółte owoce i cytrusy czułam w Soar 80 % Belize Dark Chocolate.
ocena: 7/10
kupiłam: chocoladeverkopers.nl
cena: 8.95 € (za 60g; około 39 zł)
kaloryczność: 559 kcal / 100g
czy kupię znów: nie
Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy