środa, 4 czerwca 2025

Fjak Cocoa Explorers Limited Edition Origins Belize Trio Reserve Microlot Dark Chocolate 70 % ciemna z Belize

W zasadzie nie sądziłam, że po tę czekoladę sięgnę aż tak szybko. Przy..... przypomniałam jednak sobie o niej i chciałam sprawdzić, czy może inna bardzo limitowana tabliczka tej marki chwyci mnie bardziej. Otóż ostatnio Fjak jakoś podchodzą mi coraz mniej. Wydają się zwyczajnie smaczne, co po zachwytach pierwszymi próbowanymi tej marki trochę mnie smuciło. Przyzwyczaiłam się bowiem, że to czekolady na maksymalne oceny. Jako że Belize to dobrze mi znany i uwielbiany przeze mnie region, liczyłam na dziesiątkę. Chociaż... To tutaj mogło mnie zaskoczyć. Dziś przedstawianą tabliczkę zrobiono z kakao Trio Reserve Microlot ze zbiorów w 2020 roku od Uncommon Cacao. Producent zdobył ziarna z rezerwatu North Forest Reserve Maya Mountain w sercu dżungli Toledo. Ponoć serca wszystkich w Fjak podbiła oszałamiająca jakość. I cóż... Stworzono jedynie 1000 tabliczek (co jest chyba standardem w ich względnie nowej linii "Cocoa Explorers"). Jakie to szczęście, że jedną udało mi się zdobyć. Już odbiegając od tego, czy mnie też tak w sobie rozkocha - po prostu cieszę się z czegoś tak niepowtarzalnego i rzadkiego. 

Fjak Cocoa Explorers Limited Edition Origins Belize Trio Reserve Microlot Dark Chocolate 70% to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao Trio Reserve z Belize, z dystryktu Toledo, z rezerwatu Maya Mountain North Forest; mikropartia / edycja limitowana z linii "Cocoa Explorers".

Po otwarciu poczułam delikatny zapach słodkiej drożdżowej bułki i kwaskawych rodzynek w rumie. A także... jakiegoś kokosowo-śmietankowego drinka, acz z przygłuszoną alkoholowością? Do śmietanki podkradał się bardziej kwaskawy kefir ze względu na obecny lekko cytrusowy akcent. Przemknęła lekka soczystość jakiś słodkich owoców chyba czerwonych. Do drożdżówki dolatywał cukier puder, przypieczętowując ogólnie raczej słodki wydźwięk.

Twarda tabliczka trzaskała przy łamaniu średnio głośno, ale bardzo chrupko. Miejscami głośniej, miejscami ciszej. W przekroju wyglądała na ziarnistą.
W ustach rozpływała się powoli i trochę leniwie. Kształt zachowywała bardzo długo, z tym że miękła. Odznaczała się tłustawo-lepkawą kremowością, którą równoważyła marginalna pylistość. Wydała mi się syta i trochę maślana, a do tego nieco chropowata. Z czasem poczułam nawet lekką soczystość, a po zniknięciu lekką cierpkość.

W smaku przywitała mnie znacząca słodycz cukru pudru. Cukier puder osiadł na... drożdżówce? Łagodnej, acz mocno wypieczonej i niewątpliwie też słodkiej samej z siebie, nie tylko od pudru na wierzchu.

Zwróciłam uwagę na drożdżowy motyw; właśnie drożdże... Acz zaraz uwagę od nich spróbował odciągnąć karmel, który przemknął w oddali.

Drożdżówka zdawała się kryć rodzynki... Długo nie wytrzymały w takim układzie, bo wyłoniły się jako rodzynki w rumie. On im pomógł. Sam też się nieźle wyeksponował jako rum, choć mało alkoholowy i łagodniejszy. Biały? Tu czułam jego bardziej słodki smak, i w dodatku jakby bez alkoholowości.

Karmel przycichł, a w tle pojawiły się owoce. Wciąż więc słodycz była nie tylko na pierwszym planie (drożdżówka z cukrem pudrem), ale i w tle. Wydały mi się mocno pudrowe i chyba czerwone. Soczystość rosła, ale powoli. Do zwykłych rodzynek dołączyły... żółte odmiany Golden? Specyficznie kwaskawe, lekko podkręcone cytrusową nutą. Zmotywowały trochę czerwone owoce do działania i do głowy przyszedł mi granat, ale to luźna, chwilowa myśl. Kwaśność ogólna trzymała się bardzo niskiego poziomu. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa wydawała się dosłodzona... niczym kandyzowane, duszone w rumie cytrusy... cytryny?

Z czasem rum i kwasek zaczęła jeszcze bardziej łagodzić śmietanka. Słodka śmietankowość. Pomyślałam o jakiejś mocno zmodyfikowanej wersji drinka malibu, w której ananasa zastąpiono cytrusami i... morelami? Więcej owoców i w śmietance na moment obudziło drobniutki kwasek... Może to bardziej kefir? Potem jednak zrobiło się już mlecznie i łagodnie.

Kokos wpuścił łagodny motyw orzechowo-kokosowy jakiegoś... kremu? Miazgi z kokosa wymieszanej z pastą fistaszkową? Kokosa podbiła lekka gorzkość. Przemknął palony kokos, po czym gorzkość wycofała się na tyły.

Kwaśniejsze rodzynki podkręciły nutkę moreli, by zaraz same skupić na sobie więcej uwagi. Zostały tylko zwykłe rodzynki i zrobiły się goryczkowate w soczysty sposób? Kwasek zaś oddały subtelnym cytrusom, ale i one nie utrzymały go długo, bo w większości zatonął w duecie mleka ze śmietanką i słodkiej bułeczce.

A to zaś przypomniało o drożdżowości. O drożdżówce, ale tym razem... z morelami? Jakby krem orzechowy (już bez kokosa) rozsmarowano na drożdżówce. Jakby... aby ukryć, że wypieczono ją nieco za mocno? Do głowy przyszła mi mocno przypieczona "skórka" ze słodkiego wypieku, którą można wręcz zerwać. Drożdże czułam bardzo wyraźnie, choć przeplótł je tym razem ciemny, goryczkowaty rum o karmelowym echu.

Po zjedzeniu został posmak cytrusów jakby lekko kandyzowanych czy duszonych w ciemnym rumie, może z karmelowym echem. Czułam do tego rodzynki z pewną cierpkością (rodzynek Golden?), a także cierpkie echo czerwonych owoców, ale trochę wygłaskane motywem wypieku i nabiału.

Czekolada smakowała mi, ale nie zachwyciła tak, jak na to liczyłam. Drożdżówka z cukrem pudrem i rodzynkami, za którymi podążał karmel i rum, a do tego wyraźnie zaznaczone drożdże były ciekawe, acz wpisane w mocno słodkie realia. Gorzkości czułam niedosyt. Kwaśność niby była, ale... jakby chciała się porządnie odezwać, a nie mogła. Wolałabym jednak, by wyczuwalne owoce, a więc czerwone, chyba granat, cytrusy oraz morele odważniej szły w soczystość. Motyw kokosowo-orzechowy też mógłby bardziej się rozwinąć. Nabiał był mało jednoznaczny, ale w sumie taki pasował.

Beskid Chocolate Belize Peini Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 % Kakao była o wiele bardziej owocowa i to cudnie uzasadniło jej słodycz. Tez czułam akcenty granatu, nabiału, karmel i słodki wypiek (ciastka), ale nie były bardzo podobne.
Żółte owoce i cytrusy czułam w Soar 80 % Belize Dark Chocolate.


ocena: 7/10
cena: 8.95 € (za 60g; około 39 zł)
kaloryczność: 559 kcal / 100g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

wtorek, 3 czerwca 2025

Zotter Leck Fett'n / Holy Moly ciemna mleczna 50 % z nugatem z orzechów makadamia i kremem z pomarańczy, marakui i cytryny

Ta czekolada trafiła do mnie razem z paroma nowościami, które pojawiły się u polskiego dystrybutora. Nie prosiłam o nią sama z siebie, bo i niczym mnie nie kusiła. Choć jej tytuł w styryjskim dialekcie brzmi "Bardzo smacznie", słowo "fett" od razu skojarzyło mi się z tłuszczem i pomyślałam, że "tłusta smaczność" ("leck" skojarzyło mi się z niemieckim "lecker", czyli "pyszny") to wręcz oksymoron w moim świecie. W sumie bardzo się nie pomyliłam, bo zawierała nugat z orzechów makadamia, a to są jedyne orzechy, których nie lubię. Właśnie dlatego, że są strasznie tłuste, a przez to mdłe w smaku. Nie wydawało mi się też, by coś tak tłustego mogło pasować do cytrusów. Wątpiłam, że to się udanie przełamie. Ale... może się myliłam? 


Zotter Leck Fett'n / Holy Moly to ciemna mleczna czekolada o 50% zawartości kakao nadziewana (36%) nugatem / praliną z orzechów makadamia i (24%) kremem / ganaszem (ganache) z pomarańczy, marakui i cytryny (24%).

Po otwarciu poczułam wyrazisty zapach mocno mlecznej, wręcz śmietankowej czekolady o subtelnej goryczce i karmelowo-palonej słodyczy. Miała nieco orzechowo-siankowy ton, mieszający się z orzechowością ewidentnie nugatową. Pomyślałam o niedookreślonym orzechowo-migdałowym, bardzo mlecznym nugacie. Słodka pomarańcza zaznaczyła się jedynie w tle. Nawet po przełamaniu nie nasiliła się jakoś specjalnie, pozwalając dominować czekoladzie i mlecznej orzechowości.

Konkretna tabliczka przy łamaniu nie trzaskała i kruszyła się. Gruba mleczna czekolada też nie wydawała dźwięku, mimo że była twarda.
Wypełniały ją nadzienia: wyglądający na suchawy, zwarty i kruszący się nugat (stanowiący większość) i zbite, ale trochę plastyczne i wilgotne nadzienie owocowe.
Czekolada w ustach rozpływała się tłusto-kremowo i maziście, długo zachowując zbitość trochę jak chłodne masło.
Nugat trochę się pod nią podpiął swoją tłustością. Był zbity i konkretny, ale też miękki. Jego tłustość wydała mi się przesadzona, a on wręcz śliskawy, mimo że z czasem zdradzał leciutką pylistość. 
Krem owocowy też był gładki i śliskawy, ale inaczej. Trochę jakby zżelowany, jak mocno zbita galaretka z dżemu? Jednocześnie zaś mocno śmietankowy. Wyszedł maziście i dość soczyście.

W smaku czekolada przywitała mnie głęboką mlecznościa i wyważoną słodyczą karmelu. Wydała mi się ciepła, z wpisanym motywem prażonych orzechów, a po chwili wręcz śmietankowa.
Wnętrze bardzo podkręciło jej właśnie śmietankowy charakter, choć i lekka goryczka się nieco zaznaczyła. Czekolada cały czas była dobrze wyczuwalna.

Środek szybko się odezwał. Nugat chyba wpisywał się w śmietankowość czekolady, a nadzienie owocowe powoli wprowadzało soczystą, acz nie wysoką kwaśność. Warstwy odzywały się mniej więcej równo, ale najpierw debiutowało orzechowo-śmietankowe.

Nugat cechował spokój i... mdławość? Najpierw orzechowość była wyraźniejsza, ale i tak nie wyszła zbyt jednoznacznie. To był ogólnie orzechowo-złudnie migdałowy splot. Potem w ogóle spoczęła na laurach i krem zaczął serwować mi bardziej maślano-mleczne, śmietankowe nuty. Było w nim też coś mdławego, orzechowo-tłuszczowego. A do tego to on zdawał się odpowiadać za słodycz. Miała nugatowy charakter, poziom nie za wysoki, ale łagodzący kwaśność drugiej warstwy.
Podrzucił kompozycji trochę ciężkości. Spróbowany osobno nie był bardziej orzechowy, za to wyraźniej poczułam w nim, że sporo słodyczy zawdzięcza wanilii (w całości niknęła).

Krem owocowy powoli wypływał zza orzechowo-śmietankowego splotu czekolady i nugatu. Soczysta, słodko-kwaskawa pomarańcza mieszała się z mało kwaśną cytryną i skórką cytryny. Górne nadzienie wyszło bardziej ogólnie cytrusowo. Dopiero za nimi, bardzo w oddali, pobrzmiewała lekka egzotyczność. Marakuja potrzebowała chwili, by się wyłonić, a i tak nie była zbyt intensywna. Nadzienie to kojarzyło mi się trochę z mocno cytrusowymi lodami na śmietance albo cytrusowo-śmietankowym deserem.
Gdy spróbowałam trochę osobno, smakowało właśnie ogólnie cytrusowo. Kwaśno i lekko śmietankowo.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa warstwy mocno się przemieszały i umocniła się wizja tłustego deseru np. z mascarpone, śmietanowo-maślanego lub zbyt ciężkich lodów cytrusowych z lekko dominującą pomarańczą, z dżemem pomarańczowym. Cytrusy chyba kontrastowo do warstwy orzechowej zrobiły się dziwnie cukierkowo-olejkowe. Kwaśność zatracała się w nugatowej słodyczy. Całość robiła się coraz bardziej słodko-mdła.

Czekolada cały czas też była wyczuwalna i to dość wyraźnie. Jej śmietankowość nakręcała się ze śmietankowością nadzień tak ogólnie. Ona trochę podbijała orzechowość nijakiego nugatu, ale za to stawała na drodze egzotycznej soczystości kremu owocowego.
Z czasem czekolada wydała mi się bardziej gorzka, choć całość była wyraziście, mocno mleczno-śmietankowa.

Po zjedzeniu został posmak wysokiej słodyczy śmietankowego nugatu i karmelowo słodkiej czekolady o orzechowym charakterze. Czułam się, jakbym zjadła śmietankowo-nugatową czekoladę z białym, mleczno-śmietankowym kremem i olejkową nutką pomarańczy. Było słodko, trochę kwaśno i lekko cierpko - w cierpkości zmieszał się akcent kakao i cytrusy.

Tabliczka zupełnie mi nie podeszła. Smaczna była sama śmietankowa, wyraźnie kakaowe czekolada, ale środek zwyczajnie nudził i przytłaczał. Mdły nugat przypominał niedookreślone, słodkie białe kremy z przeciętnych nadziewańców, tylko że w wersji z dobrej jakości składników. Był nijako orzechowy i tłusty. Warstwę owocową cechowała kwaśność. Wyszła jednak po prostu cytrusowo. Dominowały pomarańcze, podkreśliła je cytryna. Nie wiem, dlaczego pomarańcze wyszły cukierkowo olejkowo. Marakuja zaś się zagubiła. Nie jestem jednak przekonana, czy jakoś szczególnie pasowała by do nugatu makadamia. W ogóle nie wiem, czy taki krem cytrusowy do niego pasował. Już bym chyba wolała po prostu mleczno-śmietankowy krem niż taki niby śmietankowy, a z tłusto-mdławą "orzechowawością" (za słabą na "orzechowość"). Szybko mnie taka słodka tłustość, mimo że nieprzesłodzona, znudziła. Nie to, że przesłodzili. Po prostu słodko-kwaskawo, tłusto i nudno to nie moja bajka.
Czekolada w sumie częściowo była (nie całkowicie, bo brakowało marakui), czym być miała, ale nie zagrało to i jawiło się jako do bólu przeciętne (w nieprzeciętnej cenie).

Z 66g zjadłam 7g, więc 59g poszło do Mamy. Jej opinia: "Strasznie tłusta ta czekolada. Mało orzechowy środek, jakiś taki mdły. Kwaśność w ogóle nie pasuje do tej tłustości. Wcale nie wyszło to rześko czy soczyście, gryzło się. I tak było takie... toporne. Smak? Ogólnie cytrusowy. Marakui w ogóle nie czuć. Najgorsza czekolada Zottera z tych dotychczas co jadłam".


ocena: 5/10
kupiłam: dostałam od zotter.pl
cena: 22,49 zł (cena półkowa za 70 g - moja ważyła 66g; ja dostałam)
kaloryczność: 533 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, orzechy makadamia 10%, pełne mleko w proszku, koncentrat soku pomarańczowego 3%, słodka serwatka w proszku, liofilizowane pomarańcze 2% (koncentrat soku pomarańczowego, pulpa pomarańczowa), masło, syrop cukru inwertowanego, odtłuszczone mleko w proszku, mleko, jogurt z mleka odtłuszczonego w proszku, syrop skrobiowy, koncentrat marakui 0,4%, emulgator: lecytyna sojowa; cukier trzcinowy, koncentrat soku cytrynowego, sól, sproszkowana wanilia, proszek cytrynowy (koncentrat soku cytrynowego, skrobia kukurydziana, cukier), kardamon, sproszkowana fasola tonka, cynamon, kolendra

niedziela, 1 czerwca 2025

Godiva Signature 72 % Cacao Dark Chocolate ciemna

Kupując tę czekoladę obstawiałam, że będzie po prostu zwyczajnie smaczna, na jakiś zwyklejszy dzień, mniej złożoną degustację. Pyszna Godiva Signature Roasted Almond Dark Chocolate sprawiła jednak, że o dziś przedstawianej zaczęłam o wiele więcej myśleć. Może miała okazać się bardzo dobra, a nie tylko dobra? Jednak jako że za migdałami w podlinkowanej przemykało mi kakao w proszku, nie wiadomo. A co, jeśli w przypadku czystej - jeśli to kakao byłoby tak samo wyczuwalne - wady wyjdą wyraźniej? I trochę się jej obawiałam, i byłam ciekawa, bo budzić się we mnie zaczęła nadzieja. Z mieszanymi uczuciami, nie wiedząc, czego się spodziewać, sięgnęłam wreszcie po nią.

Godiva Signature 72 % Cacao Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 72% kakao.

Po otwarciu poczułam maślaność, łagodzącą paloną gorzkość. Ta miała ambicje na wzrost, ale jakby jeszcze nie w tym momencie. Podkreśliła ją cierpkość ewidentnie kakao w proszku. Słodycz była wysoka i prosta, a z opisanymi już przywodziła na myśl tort a'la tiramisu: kawowo-kakaowy, oprószony kakao. Może w oddali przemknął mi też cukrowo-kakaowy sos (albo... coś nasączonego w czymś... kakaowo-kawowo słodkim?), a hen, w oddali migdały.

Twarda tabliczka w dotyku zdradzała kremowość w  dotyku, mimo że jednocześnie wydawała się trochę pylista. Była zbita i masywna. Przy łamaniu trzaskała bardzo głośno w chrupki sposób.
W ustach rozpływała się w tempie średnio-wolnawym. Zmieniała się w gładki, kremowy budyń o dość wysokiej tłustości. Gęstość z czasem trochę nikła, a budyń stawał się luźną zawiesiną. Czuć lekką pylistość.

W smaku pierwsze pokazało się cierpkawe kakao w proszku, które prędko dopadła maślaność. Łagodziła je i starała się ukryć.

W tym czasie rozeszła się delikatna słodycz. W pierwszej chwili za sprawą cierpkiego kakao otarła się o miód gryczany, jednak zaraz zaskoczyła na konwencjonalnie cukrowy tor. Wprowadziła kakaowe ni ciasto, ni tort, angażując i kakao w proszku, i maślaność. Nadała im zupełnie nowego wydźwięku: przyjemniejszego i harmonijnego. Na maśle - acz... mieszającym się ze śmietanką? - musiał oprzeć się krem-warstwa tego wypieku.

Ogólna słodycz mocno i zdecydowanie rosła. Miała prosty charakter, ale nie była napastliwa czy coś. Czasem ta prostota wybijała mocniej, czasem kryła się w kompozycji, a ogół robił nieśmiałe aluzje do wanilii.

Wspomniany już wypiek trochę się umocnił. Na pewno był oprószony sowitą ilością kakao w proszku, acz mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa uszlachetniła się jego gorzkość. Nabrała palono-kawowego wydźwięku, tort przemieniając w tiramisu. Tylko że nieco bardziej kakaowe. Maślaność zetknąwszy się z paloną nutą zmieniła się w wypieczone biszkopty, a jej splot ze śmietanką w warstwę z serka.

Ogólnie zrobiło się bardziej śmietankowo. Do głowy przyszła mi też ryzykownie słodka bita śmietanka.

Z czasem tiramisu zmieniło się w zwyklejsze ciasto kakaowo-kawowe, może coś jak brownie, tylko że kawowe. Z nutą... migdałów? Kontynuowało mocno palony wątek.

Goryczka i cierpkość kakao w proszku trochę udawały skórki migdałów. Takie surowe, delikatne i słodkie. W końcu zagubiły się jednak w ogólnej słodyczy, która cały czas rosła.

Słodycz końcowo była już bardzo silna i trochę dawała się we znaki, ale... jakby próbowała zasugerować wanilię, by ta prostota cukru nie zmęczyła? Pomyślałam o kawowo-kakaowym deserze z przecukrzoną bitą śmietanką.

Po zjedzeniu został posmak cierpkiego kakao w proszku wpisanego w śmietankowo-kawowy deser. Wyraźnie zaznaczyła się palona nuta. Słodycz za to trochę zelżała.

Czekolada była po prostu smaczna na poziomie ok. Kupując, spodziewałam się poziomu po prostu smacznego i nic więcej, niczego wymagającego nie oczekiwałam, jednak Godiva Signature Roasted Almond Dark Chocolate obudziła we mnie małą nadzieję, że może i ta zaskoczy pozytywnie. Potwierdziło się jednak to, co w górach przyszło mi do głowy: że kawałki migdałów świetnie ukryły wady bazy. Ta była pełna kakao w proszku i dość maślana niestety. Mocno palona nuta pokazała ciasto kakaowo-kawowe. W czasie degustacji ono się zmieniało: od niedookreślonego ciasto-tortu, przez tiramisu i kawowe jakby brownie po deser kawowo-kakaowy z bitą śmietanką. To było całkiem zacne, więc potencjał w kompozycji owszem, był. Wykorzystano go tylko częściowo. Jak na taki smak, za bardzo się cenią.


ocena: 7/10
kupiłam: brittlo.com
cena: 14 zł (za 90g)
kaloryczność: 585 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, kakao w proszku, lecytyna sojowa, sól, olej maślany