Powiedzieć, że mają po 5 gram...
I tu jest pytanie: co przeraża bardziej?
W tym momencie przeraża mnie, że mam 10 neapolitanek ważących zaledwie po 5 g każda, a strasznie chciałabym móc bardziej rozsmakować się w każdej z nich...
Przejdźmy jednak do rzeczy. Kiedy otrzymałam od Sekretów Czekolady 10 mini-czekolad firmy Pralus nie miałam pojęcia, od czego zacząć. Na szczęście wiem, jak zacząć serię na bloga.
W 1948 roku Auguste Pralus otworzył cukiernię w Roanne. Szło mu nadzwyczaj dobrze, bo już w 1955 otrzymał tytuł Meilleur Ouvrier de France przeznaczony jedynie dla najlepszych francuskich rzemieślników. Jego syn, Francois Pralus, poszedł w ślady ojca i także zajmuje się słodkościami, a dokładniej czekoladami. Firma posiada własną plantację na Madagaskarze i oferuje bogaty wybór czekolad, głównie z zawartością 75 %, ale w ich ofercie nie brakuje także... dżemów owocowych.
Na pierwszy ogień wybrałam czekoladę z Madagaskaru, gdyż to właśnie pochodzące stamtąd kakao urzekło mnie swoim charakterem w kilku już przypadkach. Dlaczego teraz miałoby być inaczej?
Pralus Madagascar 75 % to ciemna organiczna czekolada; zawiera oczywiście 75 % masy kakaowej, a wytworzona została z ziaren criollo z terenów Ambanji (północny Madagaskar), gdzie ludzie żyją głównie z uprawy kakao, kawy, wanilii i ryżu.
Kiedy rozchyliłam złoty papierek, w który zapakowano neapolitankę, zobaczyłam bardzo ciemną, połyskującą czekoladę. "Na dotyk" scharakteryzowałabym ją jako nieco pylistą. Poczułam jednoznaczny, owocowy zapach wskazujący na cytrusy i czerwone owoce.
Głośny trzask i kawałek spoczął w moich ustach.
W pierwszej chwili poczułam słodycz, ale dosłownie po sekundzie rozlał się cierpki kwasek, taki lekko kwasowy i wręcz podgryzający.
Przyniósł on smak świeżej, dojrzałej pomarańczy - jej miąższu, a także czerwonych porzeczek, które miały czas dojrzeć.
Czekolada rozpuszczała się w tempie umiarkowanym, była gładka i kremowa i sprawiała wrażenie bardzo maślanej w konsystencji.
Zrobiło się nieco soczyście, ale nie przesadnie kwaśno. Właściwie wszystko przez cały czas było trzymane w ryzach przez delikatną goryczkę i słodycz.
Jeśli o goryczkę chodzi, to na pewno było w niej coś z kawy i grejpfruta. Ten drugi pojawiał się przy pomarańczy, a kawa... nadchodziła z czasem, tak jakby pozwalała najpierw rozłożyć się wachlarzowi owoców.
Na koniec do kawy dołączyła cytryna. Trochę soku, trochę skórki i taki efekt utrzymywał się jeszcze dość długo.
Szczerze? Nie zachwyciła mnie przesadnie. Było smacznie, kakao z Madagaskaru pokazało swój charakterek, ale nie zmiażdżyło. Konsystencja bardzo przyjemna i stanowi swego rodzaju kontrast dla smaku... Z jednej strony jest maślanie czekoladowa, a smak jest wyraziście soczysty i owocowy; bardzo odświeżający.
Zręcznie łączy w sobie kwasek owoców z taką bardziej kwasową kwaskowatością.
Może gdybym miała pełnowymiarową tabliczkę, udałoby mi się tu odnaleźć więcej, ale ta miniaturka nie zachęca do takiego zakupu (tym bardziej, że nie mam takiej możliwości w Polsce).
Jak na razie wypada blado w stosunku do Menakao 72 %, którą wciąż mam w pamięci.
Kiedy rozchyliłam złoty papierek, w który zapakowano neapolitankę, zobaczyłam bardzo ciemną, połyskującą czekoladę. "Na dotyk" scharakteryzowałabym ją jako nieco pylistą. Poczułam jednoznaczny, owocowy zapach wskazujący na cytrusy i czerwone owoce.
Głośny trzask i kawałek spoczął w moich ustach.
W pierwszej chwili poczułam słodycz, ale dosłownie po sekundzie rozlał się cierpki kwasek, taki lekko kwasowy i wręcz podgryzający.
Przyniósł on smak świeżej, dojrzałej pomarańczy - jej miąższu, a także czerwonych porzeczek, które miały czas dojrzeć.
Czekolada rozpuszczała się w tempie umiarkowanym, była gładka i kremowa i sprawiała wrażenie bardzo maślanej w konsystencji.
Zrobiło się nieco soczyście, ale nie przesadnie kwaśno. Właściwie wszystko przez cały czas było trzymane w ryzach przez delikatną goryczkę i słodycz.
Jeśli o goryczkę chodzi, to na pewno było w niej coś z kawy i grejpfruta. Ten drugi pojawiał się przy pomarańczy, a kawa... nadchodziła z czasem, tak jakby pozwalała najpierw rozłożyć się wachlarzowi owoców.
Na koniec do kawy dołączyła cytryna. Trochę soku, trochę skórki i taki efekt utrzymywał się jeszcze dość długo.
Szczerze? Nie zachwyciła mnie przesadnie. Było smacznie, kakao z Madagaskaru pokazało swój charakterek, ale nie zmiażdżyło. Konsystencja bardzo przyjemna i stanowi swego rodzaju kontrast dla smaku... Z jednej strony jest maślanie czekoladowa, a smak jest wyraziście soczysty i owocowy; bardzo odświeżający.
Zręcznie łączy w sobie kwasek owoców z taką bardziej kwasową kwaskowatością.
Może gdybym miała pełnowymiarową tabliczkę, udałoby mi się tu odnaleźć więcej, ale ta miniaturka nie zachęca do takiego zakupu (tym bardziej, że nie mam takiej możliwości w Polsce).
Jak na razie wypada blado w stosunku do Menakao 72 %, którą wciąż mam w pamięci.
ocena: 7/10
Skład: kakao, cukier, czyste masło kakaowe, lecytyna sojowa bez GMO
Ładnie opisana, ciekawa historia producenta, ale szału nie ma :p
OdpowiedzUsuńWłaśnie też liczyłam na coś więcej...
UsuńSądzę,że dzieki skosztowaniu pełnowymiarowej tabliczki Twoja ocena uległa by zmianie.Oczywiście na lepszą ;)Taka kosteczka to za mało zdecydowanie,by wyłowić większość nut smakowych.
OdpowiedzUsuńWiększość tak, ale Domori potrafiło mnie w sobie rozkochać jeszcze mniejszą kosteczką.
UsuńZałożę się, że na 10/10 by nie wskoczyła, ale oczywiście żadnej marki tak od razu nie przekreślam. ;)
Potrafiłam sobie wyobrazić ten smak, przypomniałam sobie Menakao, tylko w lżejszej wersji i stwierdziłam, że raczej podziękuje. M. oczywiście mi smakowała, ale jak by z tą wyszło to nie mam pojęcia.
OdpowiedzUsuńTa to w ogóle, jak na czekoladę z wyższej półki prezentuje się... bardzo tak sobie.
UsuńKwasek i cytrusy to nie to czego szukam w czekoladzie :P Za to wieża z czekoladowych miniaturek śliczna :3
OdpowiedzUsuńAż szkoda mi było ją ruszyć! :P
UsuńWygląda kusząco, a wszystkie te maleństwa razem są takie urocze :D
OdpowiedzUsuńOsobno także. :P
UsuńJej ta góra czekoladek to normalnie raj dla oka :D Nic tylko siedzieć i się nimi zachwycać :)
OdpowiedzUsuńPrawda? A jeszcze lepiej sięgać po jeszcze jedną, i jeszcze jedną... :D
UsuńJeśli naprawdę chcesz wiedzieć, co przeraża najbardziej, to mnie na przykład przyprawia o zawrót głowy i ścięcie krwi w żyłach fakt, że za taką małą duperelkę potrafisz zapłacić dwie dychy. To jakieś szaleństwo :P
OdpowiedzUsuńNo zobacz, a co do świątecznego Lindt'a się waham.
UsuńOd dziecka słyszę, że coś ze mną nie tak i... po prostu nauczyłam się z tym żyć. :P
Szału nie ma jakoś grejpfrut mnie za zachęta ,nie lubię tego owocu:). Witam po świętach:)dotarłam już do domku:)
OdpowiedzUsuńA gdzie byłaś? Zadowolona ze świąt? :D
UsuńJa lubię grejpfruty, ale... muszę mieć na nie akurat ochotę, a z kolei rzadko ją mam, bo nigdy mi się ich obierać nie chce... sok się hektolitrami leje, a te skórki i tak zostaną.
Byłam w Sandomierzu i Kielcach:) chyli kawałek od miasta z pod Wrocławia:)
Usuńpisałaś o nich, że będą :D Oj takie po 5 g to marzenie dla mnie :) nie koniecznie z tymi czekoladami, ale tymi zwykłymi na rynku :) Na te na pewno bym się nie skusiła ze względu na cene i typ, ale od tego mam Ciebie i Twoich bliskich (sponsorujących niektóre wpisy xD)
OdpowiedzUsuńOtóż to!
UsuńTak pomyślałam właśnie, że zamiast tych dużych terravit (?) z musli mogliby dać wersję z różną zawartością, żebyś nie musiała jednej takiej nudnej i niedobrej męczyć. :P
świat byłby piękniejszy! *___________*
UsuńMuszę kiedyś ich spróbować! Po Le 100% Criollo Madagascar jestem pewna... Zresztą, Tobie też polecam tą stówkę, może bardziej by Ci przypadła do gustu :). Menakao to jednak Menakao, dla mnie chyba największa klasyka madagaskarskiego kakao. Deep & Fruity zmiażdżyła wszystko!
OdpowiedzUsuńMenakao wkradło się do mojego serca i ulokowało się bardzo blisko Zottera. :D
UsuńNa pewno spróbuję, ale dopiero, jak trochę lista posiadanych czekolad się zmniejszy.