środa, 22 czerwca 2022

A. Morin Nicaragua Rugoso noir 70 % ciemna z Nikaragui

Po kilku tabliczkach marek dopiero przeze mnie odkrywanych, naszła mnie potrzeba sięgnięcia po Morina. W sumie mogłabym napisać "ochota", ale... sęk w tym, że np. właśnie na tabliczki tego producenta ochotę prawie zawsze mam. To byłby jeden z pierwszych intuicyjnych wyborów, gdybym miała wskazać dobrą czekoladę. Powodami, dla których Morinów jem względnie niewiele, są cena i blog (lubię pisać ciągle o czymś nowym). Moriny i tak nie są jeszcze bardzo drogie, gdy chodzi o rynek czekolad, a jednak dla mnie są, jak wszystkie czekolady z tej półki. Uwielbiam też samo odkrywanie nowego, a oferta nie jest niekończącym się kosmosem, więc... Cóż, miałam jeszcze tylko jedną czekoladę Morina, a jakie, kiedy i gdzie zamówić kolejne niejedzone, odłożyłam na "do zastanawiania się potem". 

A.Morin Nicaragua Rugoso noir 70 % to ciemna o zawartości 70 % kakao Rugoso z górskiej północy Nikaragui.

Po otwarciu poczułam zapach mocno grillowanych orzechów i drzew rozgrzanych słońcem. Wyobraziłam sobie metaliczne pręty grilla oraz miejscami aż czarne laskowce i inne. Klimat był jednak tylko częściowo palono-prażony. Niemal równie istotne okazały się wręcz soczyste nibsy (kawałki kakao) w wilgotnej, czarnej ziemi. Gorzkość tego podkreślił palony słód i niemal goryczkowaty karmel. Wprowadził słodycz i wątek... jakby czekoladowego, ciemnego piwa (wyobrażenie). Doszukałam się, w soczystości nibsów, lekko wiśniowego akcentu, stąd myśl o wiśniach w likierze i ciemnej czekoladzie. Może w towarzystwie kwiatów? Był to wątek trochę łagodzący, ale powagi i pewnego mroku nie odbierający. Może to drzewa były ukwiecone, toteż wszystko stanowiło jedność.

Tabliczka była bardzo twarda i jakby pełna. Trzaskała jednak średnio głośno, choć adekwatnie - zupełnie jak grube gałęzie pełne życia (które złamać się wcale nie chcą).
W ustach poniekąd utrzymywała twardość, ale zupełnie inną (jakby tylko pozorną, jakby wewnątrz była bardziej miękka). Rozpływała się bowiem ochoczo, w tempie wolnym, upuszczając coraz to więcej mazistych smug. Zalepiała usta lekko, najpierw bardziej aksamitnie, potem minimalnie pyliście. Gęstwina miała w sobie śmietankowy aspekt. Nie była tłusta, a przyjemnie masywnie "ciężkawa", właśnie pełna. Na koniec zostawiała wrażenie lekkiej suchości.

W smaku przywitały mnie idealnie zrównane słodycz i gorzkość. W ich blasku mignęły orzechy laskowe w skórkach - niezwykle intensywne w chwili robienia kęsa, by zaraz zniknąć, trochę ociągając się.

Niemal natychmiast gorzkość otworzyła parasol ochronny, baldachim nad całą resztą. Była jednak nadrzędna, obecna cały czas, bazowa. Przewinęło się w niej trochę drzew - oczami wyobraźni zobaczyłam mahoń o czerwonawym przebłysku (sugerującym soczystość?).

Słodycz popłynęła spokojnie, całościowo rozchodząc się po ustach jako słodziutki (może trochę jasno miodowy?) karmel, dopiero karmelizujący się. Robił się coraz mocniejszy, wyraźnie palony. W pewnym momencie zahaczył o paloną goryczkę.
Słodycz znów na moment wydobyła orzechy laskowe, jakby pozbawiając je skórek i... otulając sobą. Pomyślałam o prażono-grillowanych, a więc z podkręconą naturalną słodyczą. I jakby ukazała się w nich lekka maślaność? Myśli popłynęły do orzechów w karmelu... które zaraz znów się zgubiły.

Wówczas z gorzkiego baldachimu zsunął się dym. Wiązał się z paloną nutą - mocno wyczuwalną jednak tylko chwilowo. W wyobraźni znów mignął mi grill, z którego już orzechy zabrano, a w którym znalazło się... drewno zamiast węgla? Jakby palone drewno opowiadało, skąd pochodzi... o swoich korzeniach, porastających ziemię. Gorzkość zaczęła zmieniać się w wilgotną, czarną ziemię, odcinając się od palonego klimatu. Kompozycja nabrała wilgotnego charakteru, a drzewa i ziemia scaliły się. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa ziemia zaczęła dominować.

Wróciły już bardziej zdecydowane orzechy. Cała mieszanka, ale z dominacją laskowych. Wprowadziły roślinny wątek, orzechowo-tłustą soczystość, świeżość. Tym razem nie były ani jednoznacznie świeże w skórkach, ani prażone. Wyobraziłam sobie mnóstwo orzechów laskowych w wilgotnym, czekoladowym cieście. Ośmieliły wilgotną, czarną ziemię i... ukryte w niej nibsy. Palono-soczyste, cierpkawe nuty wirowały, dbając o przepotężną czekoladowość, szlachetną gorzkość.

Słodycz zaczęła robić się trochę miodowa, ale... jak miód karmelizowany (wyobrażenie). Mieszała się z ciastem i czekoladowością, chwilami przybierając postać ciemnego, czekoladowego piwa na miodzie. Lekko ogrzało gardło, jakby alkoholem i słodyczą.

W tle nieśmiało zagrała soczystość... już nie tylko nibsów, ale też wiśnio-jeżyn... Raczej wiśni. Tak, to one! Z czasem ukazały się jako wiśnie w likierze i czekoladzie. Pomyślałam o czerwonym drewnie - mahoniu właśnie - trochę wiśniowo nasączonym... Może jakby to wino miało taką nutę? Lekko łagodniejszy wątek kwiatów niepewnie się do tego zbliżył, ale jednak odpuścił, co wykorzystały orzechy laskowe.

Właśnie orzechy laskowe wraz z dymem i słodem pozostały w posmaku. Na wierzch wypłynęła goryczka i cierpkość, znowu było bardziej palono. Słodycz należała do karmelizowanego miodu i... wydawała się nieco ogrzewać w alkoholowym stylu. A jednak z racji pierwszych wymienionych, nie było zbyt słodko.

Całość była przepyszna, niezwykle czekoladowa. Gorzkość i słodycz stworzyły niezwykle trafnie wyważony zespół (obstawiałabym raczej 75% niż 70%). Orzechy (głównie laskowe) świetnie poradziły sobie z mocniejszymi nutami ziemi, nibsów, drzew. Mimo mocnego palenia, całość była wilgotna, soczysta. Nie jednak mocno owocowa (na pewno nie kwaśna). Ciekawe skojarzenie z czekoladowym piwem i ten nie za słodki, mocno palony karmel oraz odrobina wiśni w alkoholu były ukoronowaniem wyrazistego, poważnego i lekko mrocznego wydźwięku.

Dym, mnóstwo orzechów (ale m.in. jako masło orzechowe), wiśnie, karmel, kwiaty czułam również w Duffy's  Nicaragua Amarillo 72 %. Zabawne, bo i w niej była nuta czekoladowego czegoś - dżemu, w Morinie piwa; w obu pojawiło się "karmelizowanie", nie "po prostu karmel". O ile Morin był mocno ziemiście-drzewny, tak Duffy's zaserwowała nuty skóry i drzew. Obie były poważne, ale wyraźnie inne. Duffy's wydała mi się bardziej męska, miała nerkowcową nutę, ale niestety też np. maślaną i pudrowe echo. To ją różni i... nie umiem powiedzieć, którą kocham bardziej.


ocena: 10/10
cena: 34 zł (cena półkowa)
kaloryczność: 584 kcal / 100 g
czy znów kupię: chciałabym

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.