To, że kocham czekoladę - widać po moim blogu. To, że nie wyobrażam sobie lata bez lodów (i to, że mogłabym wtedy nie jeść nic innego)... pewnie też. Co ciekawe, praktycznie nie jem innych słodyczy. Nie przez ograniczenia narzucone sobie czy coś, ale przez to, że wykańczając słodycze, które trafiły do mnie na początku założenia bloga (dobrze, że miały dłuuuge daty) tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że czasy, w których wszystko, co słodkie mi smakowało, już minęły. A co z ciastkami i porą jesienno-zimową? Uwielbiam! Jem raczej rzadko, bo nie lubię jeść czegoś kilka dni pod rząd (a tak jest, kiedy sama zrobię), a ze sklepowych... są same wielkie paki i beznadziejne składy.
Właśnie jesienią i zimą nasila się u mnie chęć na ciasteczka korzenne, ale i takich dobrych w sklepach widzę coraz mniej.
Wreszcie trafiły do mnie imbirowe ciasteczka (także z cynamonem i goździkami) - Annas Original Ginger Thins, czyli szwedzkie tradycyjne "pepparkakor", (rzekomo) od 1929 roku wypiekane według receptury Anny Karlsson. O tyle, o ile nie chce mi się wierzyć w tę "tradycyjną" recepturę, tak zaciekawiło mnie słowo "pepparkakor". Okazało się, że to właśnie tradycyjne szwedzkie świąteczne pierniczki, od słów: "peppar", czyli pieprz, i "kaka" - ciasto.
Gdy rozerwałam folię poczułam całą feerię korzennych przypraw. Głównie imbir, goździkowo-cynamonowe nuty i sam zapach dobrze upieczonych ciasteczek. One pachniały... tak domowo!
Przy gryzieniu prawie w ogóle się nie kruszyły; jadłam je przy klawiaturze i nie ma po nich śladu. Po prostu trochę się łamały z racji na to, jak były cienkie, więc stwierdzam, że pod tym względem są doskonałe.
Gdy tylko pierwsze ciastko trafiło do ust, odkryłam, że w ogóle mają świetną konsystencję.
Po chwili od umieszczenia na języku, ciastko zaczynało doskonale się rozpływać. Wiecie, chyba jeszcze nie spotkałam czegoś, co lepiej pasowałoby do określenia "rozpływa się w ustach". Z kolei jeśli użyłam zębów - ciastka były przyjemnie chrupiące, ale nie zbyt sucho-twarde.
Po chwili od umieszczenia na języku, ciastko zaczynało doskonale się rozpływać. Wiecie, chyba jeszcze nie spotkałam czegoś, co lepiej pasowałoby do określenia "rozpływa się w ustach". Z kolei jeśli użyłam zębów - ciastka były przyjemnie chrupiące, ale nie zbyt sucho-twarde.
Pozwolicie, że przejdę do najlepszej części, czyli do smaku. Pierniczki miały rozgrzewającą moc korzenności, którą przynosił intensywny imbirowo-cynamonowy smak.
Nie była to ostrość, która mogłaby odstraszyć część konsumentów, a pikanteria przyjemnie, subtelnie drapiąca język i gardło. Troszeczkę za cynamonem czaiły się goździki i słodycz, która przekładała się na przystępność całości, ale nic poza tym. Nie zakłócała wyraziście imbirowego smaku. Ciastka były dobrze wypieczone, to się czuło. Dosłownie esencja korzenności, z przewagą imbiru.
Nie była to ostrość, która mogłaby odstraszyć część konsumentów, a pikanteria przyjemnie, subtelnie drapiąca język i gardło. Troszeczkę za cynamonem czaiły się goździki i słodycz, która przekładała się na przystępność całości, ale nic poza tym. Nie zakłócała wyraziście imbirowego smaku. Ciastka były dobrze wypieczone, to się czuło. Dosłownie esencja korzenności, z przewagą imbiru.
Nie będę się więcej rozpisywać. W skrócie wyglądało by to tak: przepyszne imbirowe ciastka, w których poboczne role umiejętnie odegrały goździki i cynamon, doskonałe na chłodne poranki z kawą, czy długie wieczory z ciepłą herbatką, a także zupełnie samodzielnie.
Zakochałam się w tych ciastkach (to pierwsze ciastka, które dostały maksymalną ocenę) i jak tylko znów pojadę do Warszawy (czy gdziekolwiek gdzie je znajdę), na pewno kupię pozostałe dwa warianty. Szczerze polecam wszystkim wielbicielom korzennych smaków.
ocena: 10/10
Imbirowe ciasteczka!-brzmi cudownie!Jako fanka korzennych smaków to dla mnie gratka.IMO, z gozdzikami, o których wspomniałaś wydają się być najbardziej interesujące.
OdpowiedzUsuńW zwyczaju mam "obżerać się " czekoladą, ale dobre ciacho,czy ciasto też lubię wszamać.Jakoś słodycze typu żelki batony, etc.mnie nie kuszą.Wiadomo na 1-wszym miejscu czekolada.
Wyrób homemade najlepiej smakuje, ale wiadomo, nie zawsze ma się czas :<
Właśnie! Batony? W ogóle jakoś zapomniałam o ich istnieniu, ale ciasteczka do ciepłej herbatki, mm. :D
UsuńI właśnie to jest najgorsze, że ja prawie nigdy nie mam czasu. :(
Widzialam je jak ostatnio bylam w Almie, wstyd mi, ze przeszlam kolo nich obojetnie! W najblizszym czasie raczej tam nie zawitam, ale moge Przynajmniej sie napatrzrc na recenzje :)
OdpowiedzUsuńPrzejść koło nich obojętnie? Ja bym nie mogła!
UsuńWczoraj jednym z najbardziej oczekiwanych przeze mnie punktów odwiedzin w Warszawie była właśnie Alma, ale... ludzie mim wszystko wykupili i ani jednego opakowania nie było. A liczyłam, że zapas zrobię. :(
Opakowanie znajome, ale Almy nie mam więc musiałam je widzieć w innym sklepie, hmmm, może w PiP? Naprawdę, smak wydaje się być obiecujacy, ale dopóki domowy piernik nie zostanie zeżarty to raczej nie będę kupować ciastek.
OdpowiedzUsuńByłam dziś w PiP (ah, uroki wyjazdów) i bardzo możliwe, że tam widziałaś, bo też są. ;)
UsuńUwielbiam je~~! Sama też piekę, ale mówisz w Almie są ? Koniecznie musze nąstępnym razem sobie zamówić! :)
OdpowiedzUsuńJest co uwielbiać. :D
UsuńNie spodziewałam się takiej bomby, nawet mogłabym je kupić w Almie, ale.. Też jestem typowo czekoladowa, inne podwieczorki mnie nie satysfakcjonują :P Jeszcze taka paczka.. Hmm, a gdyby tak naciągnąć na nie mamę..:D
OdpowiedzUsuńZeżarłam w ciągu jednego dnia; nie taka straszna wielkość tej paczki. xD
UsuńA naciągnięcie kogoś na kupienie to już w ogóle bardzo dobry plan.
Takie ciasteczka jak najbardziej bym zjadła, bo ostatnio polubiłam się z korzennymi smakami. A ciastka to wiadomo... najlepszy rodzaj słodyczy dla mnie. :D
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że w końcu i Ty korzenne smaki odkryjesz. :D
UsuńAle nam teraz rąbnęłaś!! :D Mijamy te ciacha w Carrefourze cały czas i przysięgamy sobie, że kiedyś kupimy :P Oczywiście do tej pory ich nie jadłyśmy ale naprawdę czujemy się skuszone :D Ciekawe czy inne warianty są równie smaczne :)
OdpowiedzUsuńMnie kawowe kuszą i pewnie przy najbliższej okazji je kupię, ale jeśli o Was chodzi... :P
UsuńCieszę się, że obie miałyśmy miłe randewu z naszymi ciastkami. Jak przeczytałam o tej twardości, to próbowałam przekopać pamięć w poszukiwaniu kruszących się korzennych ciastek i wiesz co... te cholery chyba rzadko kiedy się kruszą! Aha, no i choć z imbirem nie potrafimy się przyjaźnić, takie ciastka kocham.
OdpowiedzUsuńEj, rzeczywiście się nie kruszą. I w sumie wszystkie korzenne są twarde... A niby zwykłe ciastka, tylko, że z przyprawami!
UsuńBtw, pewnie imbiru i do sushi nie jesz (tak mi się przypomniało), a... zieloną grudę ruszasz w ogóle?
Zieloną grudę wasabi trochę naruszę, ale ledwo-ledwo. Imbiru rzeczywiście... jest okropny :P
UsuńA idź Ty! Nie potrafię zrozumieć tej niechęci do imbiru. :P
UsuńPrzypominają mi te z Tago, które bardzo lubię:)
OdpowiedzUsuńOj, poczęstowałabym się! Przyprawy korzenne zawsze ok!
OdpowiedzUsuńIm więcej korzeni, tym lepiej. :D
UsuńPrzypominam o poświątecznym info o Lindt'cie. ;)
Pamiętam! :)
Usuńkurde, chociaż przyprawy korzenne to dla mnie uosobienie złą, tak to sprytnie opisałaś, że bym się skusiła... Ty duszo nieczysta! :D
OdpowiedzUsuńSą też inne smaki. :D
Usuńooo mówisz do rzeczy :D
UsuńLubię korzenne ciasteczka ale tylko w grudniu :) Coś w tym jest dziwnego :)
OdpowiedzUsuńJa jeśli chodzi o słodycze to też praktykuję tylko czekoladę, lody no i ciastka. Najlepsze korzenne jakie do tej pory jadłam (z kupnych) to te z Lidla ;) Te często patrzyły na mnie w PiP, ale cena...no trochę za duża. Domowe i tak górą!
OdpowiedzUsuńW sprawie słodyczy mamy w takim razie 100%-ową zgodność. :D
UsuńO tak, lidlowe są bardzo dobre.
Sama raczej nie piekę, ale to bo a to czasu brak, a to... nie chcę umierać z przejedzenia po blasze ciastek. :P
Kiedyś w ELeclerc widziałam je w wielu róznych wersjach smakowych, jadłam z dwie-trzy wersje i pamiętam, że mi smakowały.
OdpowiedzUsuńA ja w tym sklepie nawet nigdy nie byłam. :P Tyle o nim zawsze słyszę, a na oczy nie widziałam.
UsuńJak mówisz, że dobre, to znaczy, że rzeczywiście muszę kiedyś je spróbować. :D
Już samo to, że są całkowicie różne od typowo "polskich", puszystych, miękkich pierniczków mnie kupiło. Są przez to lepsze do kawy/herbaty. Miałam na pewno jakieś cytrusowe (ale nie pamiętam dokładnie, jaki to był smak, bo minęło już z 5-6 lat), te, które opisujesz w poście i chyba migdałowe.
UsuńO tak, uwielbiam jak ciastka tak łączą się z kawą i herbatą. Wielki plus, że nie tworzą efektu słodzonej kawy czy coś.
UsuńTe cytrusowe to pewnie pomarańczowe, bo widziałam właśnie takie.
O rany jak ja lubię ciasteczka korzenne,tylko jak sie pojawiają we wrześniu to kupuję i wcinam do herbatki:)
OdpowiedzUsuńW tamtym roku miałam podobnie, w tym - jestem za bardzo zawalona czekoladami. :P
UsuńJa teraz jestem zawalona słodyczami bo mi brat nazwoził słodyczy z Niemiec i moja siostra marcepanów z Lubecki:)
Usuń