Lubię czekolady z dziwnymi dodatkami, ale u mnie jedzenie "musi mieć sens" - nie lubię robienia z niego śmietnika. Kupując Rococo już dłuższy okres czasu temu, jednorazowo miałam możliwość wyboru wszystkiego z ich oferty, więc skusiłam się m.in. na te dziwne, a do czasu ich otwarcia mój entuzjazm opadł. Nie bardzo podeszły mi zwyklejsze, więc czułam, że i w eksperymentalnych marka może zawieść. Przyznam, że tej się trochę bałam... Pochodzi bowiem z linii inspirowanej twórczością Roalda Dahla, autora książki dla dzieci "Wielkomilud" ("The BFG"). Jest inspirowana fikcyjnym jedzeniem z niej: snozzcumber, w którymś tłumaczeniu "śluzgór" / "paskudogórek", czyli czymś, co wygląda jak ogórek, ma jakieś 12 stóp wysokości, smakuje jak gnijące ryby i żabia skóra, a co uwielbia Wielkomilud, oraz frobscottle - "tłoczypianka" / "trąbelkówka - nalewka z trąbelków", czyli zielony napój, który uwielbiają giganci, bo mogą po nim latać dzięki piardom (w końcu: "whizzpopping - czyli w świecie The BFG pierdzenie - jest symbolem szczęścia"). Nic, tylko degustować!
Rococo Roald Dahl Frobscottle & Snozzcumber to biała czekolada z malinami i truskawkami oraz z ogórkami, szpinakiem, miętą, bazylią i cytryną.
Zawiera 30 % tłuszczu kakaowego i 20 %.
Zawiera 30 % tłuszczu kakaowego i 20 %.
Po otwarciu poczułam zapach maślanej białej czekolady, do czego po zbliżeniu nosa do tabliczki, dołączył wytrawniejszy "zielony" motyw i wyraźna bazylia. Po chwili, po wczuciu się, poczułam też czerwono owocowo-cukierkową słodycz.
Zupełnie nie spodziewałam się, że zobaczę coś takiego. Myślałam, że będzie raczej zielona z jakimiś owocowymi drobinkami albo w esy-floresy (coś jak ta Astor Alaska).
Przy łamaniu tabliczka była twarda, choć tłustość czuć już na tym etapie. Ogrom drobinek widać nie tylko w przekroju (cała tabliczka była w kropki). Gdy czekolada rozpływała się, ujawniała drobinki owoców, w tym truskawek i malin z pestkami (chwilami miałam wrażenie, że jakoś nieproporcjonalnie dużo pestek). Okazała się odpowiednio tłustawa, bo przełamana lekką soczystością i pylistą proszkowością, nie zaburzającą łatwego rozpływania się.
Już w pierwszej chwili okazała się łagodnie owocowa, jak bardzo mleczny koktajl z naturalnie słodkimi truskawkami. Przede wszystkim była właśnie mleczna w sposób białoczekoladowy, umiarkowanie słodka. Z czasem, przy pesteczkach malin, wyłaniała się i odrobinka kwasku. Muszę przyznać, że wyszła naprawdę dobrze.
Zielona część zaskoczyła mnie łagodnym mleczno-maślanym smakiem nie za mocno słodkiej białej czekolady. Czuć w niej wyraźnie "zieloności", a więc delikatny szpinak, pewną wytrawność nakręconą odrobinką bazylii (raz nawet jakbym wyraźnie na kawalątek skórki ogórka trafiła), ale i całkiem sporo cytrynowego smaczku, soczystego prawie-kwasku. Dzięki temu i delikatnej, świeżo smakującej mięcie czekolada zyskała ogrom lekkości, rześkości. Od razu pomyślałam o cudownym batonie Zmiany Zmiany Farmer Szpinak + Cytryna.
Połączenie tego wszystkiego wyszło zaskakująco spójnie. To jakby wspomniany baton przerobiony na smoothie i wymieszany z truskawkowo-malinowym mlekiem, co cudnie zespoił leciuteńki kwasek malin i cytryn, w formie słodziutkiej, ale nie za słodkiej, bo rześko-orzeźwiającej białej czekolady. I właśnie to pozostawało w posmaku.
Bardzo mi ta tabliczka smakowała. Nie zasłodziłam się, mimo że to biała czekolada... No właśnie. To wciąż biała czekolada, nie jakiś głupi eksperyment. Świetnie wyważono bowiem proporcje dodatków.
Jedyne, czego mi było szkoda, to że tych kostek, gdzie dwa kolory się łączą dali tak mało. Niby przyjemnie było też przegryźć raz tę, raz tę, ale ogólnie to było tak dziwne połączenie, że właśnie połączenia chciałam więcej... Odrobinkę przeszkadzały mi trochę te pesteczki (ogólnie owoców nie było specjalnie dużo, więc już mogli pestki odpuścić), jednak to szczegóły, a ja i tak jestem pod ogromnym wrażeniem.
ocena: 8/10
kupiłam: zamówienie przez e-mail
cena: 28,50 zł (za 70 g)
kaloryczność: 569 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: biała czekolada (cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, lecytyna sojowa), sproszkowany liofilizowany szpinak, liofilizowane maliny, liofilizowane truskawki, suszona mięta, olejek z ogórka, olejek bazyliowy, regulator kwasowości: kwasek cytrynowy
Wydaje się ciekawe, ale ten ogórek jakoś mi nie leży.
OdpowiedzUsuńNiee, nie było w tym nic takiego, co mogłoby nie leżeć. Nie mówię, że był jakiś nad wyraz wyrazisty (i może dlatego dobrze wyszedł?), ale spoko.
UsuńTylko zielone kostki!
OdpowiedzUsuńUważaj, bo i malinowe z zazdrości zzielenieją.
UsuńNie, różowe zostawię Tobie.
UsuńZ czystej ciekawości bym spróbowała, ale ten szpinak trochę przeraża ;)
OdpowiedzUsuńNie lubisz szpinaku? Myślałam, że ostatnio jakoś bardziej Ci podchodzi. Farmer szpinakowy chyba Ci w miarę smakował, nie?
UsuńNo smakował, ale nadal mam jakieś obawy co do jego udziału w rzeczach ''na słodko''.
UsuńSpróbowałabym jej ze względu na ogórek w czekoladzie xD
OdpowiedzUsuńNie dziwię się. ;D
UsuńMoja przyjaciółka, kiedy była w ciąży jadła ogórki kiszone z dżemem czereśniowym xD
UsuńA tu już się dziwię koleżance.
UsuńZ Mamą kilka razy rozmawiałyśmy właśnie, że za nic w świecie nie rozumiemy takich zachowań lub łączenia np. burgera z batonem "bo okres". Mama opowiadała, że w ciąży miała ochotę na np. ogórki kiszone, po Nutellach ma kolekcję szklanek, ale nachodziło ją etapami, a nie np. żeby maczać te ogórki w Nutelli.
Coś mi kiedyś wspominała, ze lubi jakieś niespotykane połączenie - inni powiedzieli by "fe" a ona "mniam" :P
UsuńMoja Mama miała tak samo :) Takich "dziwnych" zachcianek nie ale np. na jabłka, kiszonki itp :)
Ja poniekąd ogólnie lubię połączenia uznawane przez większość ludzi za dziwne, ale właśnie zwalanie "bo ciąża, bo coś tam" jest dla mnie niezrozumiałe.
UsuńCzasem takie połączenia na prawdę są smaczne - poza tym każdy co innego rozumie przez słowo "dziwne" :)
UsuńBo to moze takie tlumaczenie "głupiego" - zamiast przyznać się, że po prostu lubi się takie tłumaczenie, mówi się "bo.." ;)
U mnie często "ale dziwne!" ma pozytywny wydźwięk. Jednak w granicach... norm i rozsądku (ale mojego własnego, bo każdy chyba ma jakąś swoją miarę i to jest ok).
Usuń"Dziwne" "dziwnemu" nie równe. Dla mojej siostry dziwne jest jedzenie masła orzechowego, dla mojej siostry dziwne było jak kiedyś zjadłam serek z bułką a dla mojej mamy dziwne jest jedzenie kiełbasy z bułką lub makrelą co bardzo smakuje mojemu tacie ;)
UsuńNie przekraczasz czasem swojego rozsądku? Nie wybiegasz poza swoje normy, tak z ciekawości? ;)
Dziwi mnie Twoje pytanie, zwłaszcza pod recenzją czekolady z ogórkiem.
UsuńChodzi mi o to, że "dziwne" jest u mnie pozytywne do pewnego momentu. U niektórych dziwne zawsze równa się "złe". U mnie nie zawsze, ale czasami już tak. Uważam, że np. wkomponowanie szpinaku i ogórka do czekolady jest dziwne (i, jeszcze w granicach moich norm: fajne), ale zjedzenie dżdżownicy wyjętej z ziemi dla zakładu (byłam świadkiem czegoś takiego) jest dziwne i głupie (już nie mieści się w moich normach). Poza takie normy nie wychodzę, nie ciekawi mnie robienie głupot. Nie zjadłabym dżdżownicy prosto z ziemi dla głupiego zakładu. Gdybym była w jakimś odległym kraju i okazało się, że jest jakieś regionalne danie z dżdżownicami, jest to jakoś tam zrobione, zjadłabym, bo to dziwne, ale niegłupie i mieści się w moich normach.
Jedzenie robali dla zakładów w Polsce? To przede wszystkim głupie a dopiero potem dziwne...nie wiem kto o zdrowych zmysłach wchodzi w takie zabawy i wygłupy rodem z przedszkola (chociaż niektóre przedszkolaki są mądrzejsze od niejednego dorosłego). Jednak masz rację, ze co innego taki robak w odległym kraju. Tutaj chyba wiele zależy od sytuacji i położenia...
UsuńOtóż to. I moje normy i granice takich zagadnień dotyczą. ;) A zrobiła to osoba mająca wtedy 17 lat, więc... W niektórych przypadkach to chyba wiek jeszcze gorszy, niż przedszkolny.
UsuńTak sobie przypomniałam, że będąc w gimnazjum moi koledzy i koleżanki z klasy wiele razy potwierdzili to o czym piszesz ;)
UsuńDlatego ja już od późnej podstawówki, a potem w gimnazjum i liceum wyalienowałam się tak, jak to tylko możliwe było. :>
UsuńCzasem nie ma w tym nic złego a nawet jest to wskazane ;)
UsuńNie mówię, że jest. Ogólnie stronię od ludzi.
UsuńTaki typ samotnika ;)
UsuńBuahahaha opakowanie meeeega <3 A na jednym rysunku wygląda jak ja podczas zakupów w biebrze z ogórkiem szklarniowym w łapie xD
OdpowiedzUsuńHahaha. Ej, a Ty też aż buzujesz z irytacji, jak przychodzi do pozbycia się folii z ogórka? Bo jak tylko kupując wyglądasz jak na tym obrazku, to ja się boję... xD
UsuńHahahaha gdyby tylko :D
UsuńAle super wygląda :D Taka dziwna, że aż człowiek ma ochotę ją spróbować :D
OdpowiedzUsuńLubię taką pozytywną dziwność.
Usuń