sobota, 27 kwietnia 2019

Duffy's Venezuela Ocumare 72 % ciemna z Wenezueli

W grudniu 2016 roku jadłam Duffy's Milk Chocolate Venezuela Ocumare 55 %, czyli moją pierwszą tabliczkę Duffy's. Przez dwa lata pokochałam tę markę na dobre i właśnie jakoś pod koniec grudnia 2018 mój wzrok szukający ofiary do pożarcia podczas kolejnej degustacji, padł na ciemną propozycję wenezuelskiego kakao od Duffy's. Byłam ciekawa, jakie nuty się pokryją, co odkryję odmiennego... To ciekawe, jak moja czekoladowa historia zatacza kręgi. Najlepsze jest to, że wciąż jest jeszcze tyle do odkrycia!

Duffy's Venezuela Ocumare 72 % to ciemna czekolada o zawartości 72 % kakao z Wenezueli z doliny Ocumare.

Zapach w pierwszej chwili mnie zaskoczył, bo był tak delikatny, że prawie żaden. "Żaden", a jednak... przedstawiający owocowo-prażone "skarby ukryte na strychu" (zawsze podobało mi się, jak na filmach znajdują tak cudowne starocie, ja sama kiedyś u dziadków znalazłam tak piękne, pozłacane pocztówki z kaczkami - taki off top, ale oddający mój sentyment). Dopiero po chwili ośmieliły się wyrazistsze nuty drzew rozgrzanych w słońcu i prażonych migdałów, może nawet kokosa. Owocowa nuta wydała mi się ciężko słodka.
Ciemna tabliczka łamała się z łatwością i miło przy tym trzaskała. Już w tym momencie sugerowała przeogromną kremowość, a jednak wciąż zwartość i twardawość.
W ustach rozpływała się obłędnie kremowo, aksamitnie, acz z poczuciem odrobinki szorstkości. Robiła to w tempie umiarkowanym, udając taki rzadszy, soczysty krem ze scukrzonym miodem albo ciemną mleczną czekoladę.

Na prowadzenie w smaku od razu wysunęło się prażenie jako smakowite migdały ze skórkami i "orzechowy" kokos albo a'la mleczna czekolada z wiórkami w... karaibskim klimacie? Przed oczami miałam brązowe, "włochate" łupiny kokosa oraz palmy na plaży. Nuty te nazwałabym ciepło-drzewnymi, lecz żywymi. To było takie prażono-podsuszone, ale nie do końca.

Za kokosowością na wyżyny nagle wspięła się soczystość. Odebrałam ją jako esencjonalną, "zagęszczoną": najpierw właśnie taka bardziej orzechowo-soczysta, potem owocowa, ale jak jakiś przecier owocowy, bardziej mokra... Najlepiej jej klimat i częściowo smak oddają chyba banany: mieszanina przecieru, owoców przejrzałych, ale i prawie zielony się zaplątał. Jakby zawahał się tu kwasek, jednak w końcu nie nadszedł. Przed oczami miałam mnóstwo wilgotnej, czarnej ziemi. Prażenie zniknęło na rzecz ziemistych tonów.

Ku mojemu zaskoczeniu, zrobiło się słodko i tak od "kokosowej czekolady" oraz bananów i owocowej nuty popłynął... miód. Słodki, słodziuteńki i stanowiący bazę pod jakiś syrop malinowy? Może to był słodko-soczyście-nibykwaskowaty miód malinowy?

Otoczył wszelkie nuty i złagodził je. Wyciągnął na wierzch migdały, zmieniając je w delikatne płatki migdałowe, a mi na myśl przyszły też figi - zarówno suszone, jak i świeże... takie ciężko-słodkie. W ciężką słodycz wpisały się też maliny jako już miękkie, przejrzałe owoce. Stare, jeszcze nie zdechłe, a niemal muląco słodkie.

Końcówka zrobiła się przyjemnie, statecznie gorzka. Zaczęła dominować, ale nie była w tym napastliwa. Trwała długo. Wróciła prażoność, jednak soczystości nie rozgoniła.

W posmaku pozostała ziemistość, kwaskowato-słodka soczystość owoców (malin w różnej postaci i fig) i kokosa oraz poczucie prażenia.

Tabliczka bardzo mi smakowała. Miała taki... koci charakter. Niby leniwa, śpiąca i słodziutka, a jednak z pazurami i kłami. Delikatna struktura ciemno-mlecznej świetnie pasowała do smaku. To wyważenie przez duże W. Wydźwięk wydał mi się prażono-suszony, a jednak soczysty. Szala nie przechyliła się za bardzo ani w orzechowym, ani w owocowym kierunku. Migdały, drzewa i kokos złączone zostały z bananowo-figowo-malinową słodyczą jakby za sprawą miodu.

Pod względem struktury była podobna do swojej mlecznej siostry, a smaki poniekąd też były mocno powiązane ze sobą. Co prawda, w tej nie było ani trochę nabiału, ale migdałowe mleko i orzechy z Venezuela Ocumare Milk 55 % - tu wiadomo, jako po prostu migdały. Taki dziwny klimat, który tu określiłam jako "czekolada z kokosem" tam był bardziej "karobowy", karmelowo-bananowe tony mlecznej tu zyskały słodsze sugestie miodu (bo cukier nie został udelikatniony mlekiem?) i większą paletę owoców.

Czekolada bardzo mi smakowała, w sumie nie znalazło się w niej nic, co by nie było moje. W niczym nienachalna, a jednak wyrazista. Odpowiednio gorzko-słodka, bez kwasku, a jednak z owocami.


ocena: 10/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 24,99 zł (za 60 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 597 kcal / 100 g
czy kupię znów: tak

Skład: ziarno kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa

13 komentarzy:

  1. cena solidna, ale za taki smak można się wykosztować:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się określenie koci charakter! Aż się uśmiechnęłam bo mój kot był dokładnie taki jak piszesz o tej czekoladzie :) ale wydaje mi się że był slodszy, haha :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Smucą mnie słodycze o niskim poziomie zapachu (a tym bardziej bez, bo i takie się zdarzają). Zjadłabym czystą mleczną czekoladę o smaku kokosa. Mógłby być nawet z aromatu, whatever, byleby smaczny. Tej też bym spróbowała. Zawartość kakao jest w porządku, a maliny bez pestek zniosę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez to już w ogóle, mało, że smucą, to jeszcze dezorientują.

      Akurat aromat kokosowy, jak nie za mocno chemiczny, to jeden z nielicznych, jakie w sumie lubię.
      A właśnie że bez pestek... to nuty malinowe w ciemnych czekoladach uwielbiam.

      Jestem pewna, że ta czekolada by Ci smakowała.

      Usuń
  4. Najbardziej to te banany rzuciły mi się na język :) Migdałów nie mogłem wyczuć, ale może dlatego, że jem bardzo dużo migdałów i takie nuty w smaku czekolady są dla mnie za subtelne. Bardzo dobra tabliczka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja właśnie samych migdałów raczej nie jadam (nie to, że nie lubię - bo uwielbiam migdały! - ale nie jadam, bo tak jakoś). ;P

      Usuń
  5. Serio, niewiele marek może pochwalić się taką konsekwencją jeżeli chodzi o trzymanie poziomu smaczności pod moje kubki smakowe (na myśl przychodzi jeszcze Idilio i JP). Ani razu się nie rozczarowałam póki co, ale jadłam dopiero 4 tabliczki. Mam nadzieję, że w przyszłości dostępnych będzie więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te same trzy marki i ja mogę wymienić. Jeszcze boski Akesson's.

      Chociaż... Kawowa Duffy's kompletnie mi nie podeszła. Ciężko tu jednak mówić o jakimś specjalnym rozczarowaniu, bo po prostu kawa za bardzo zagłuszała według mnie czekoladę i doszłam do wniosku, że kawowe czekolady nie są specjalnie w moim typie.

      Usuń
    2. Ach, tej nie próbowałam, z doświadczenia wiem, że nie lubię połączenia kawy i czekolady. Ogólnie kawa na słodko mi nie pasuje. No może z wyjątkiem dobrze zdobionego tiramisu.

      Usuń
    3. Właśnie tiramisu (nigdy nie jadłam, ale chodzi mi raczej o smaki tego w czymś) nie cierpię, a kawy na słodko nie lubię (picia słodkiej kawy w ogóle sobie nie wyobrażam); w czekoladzie - ostatnio przekonałam się, że też (kiedyś uganiałam się za słodyczami kawowymi szukając "tych idealnych", bo kiedyś w ogóle miałam inną tolerancję na słodycz itd.). Chociaż były też wyjątki, bo np. Coffee Toffee Zottera uwielbiam, ale niektóre Zottery nadziewane są tak specyficzne, że mi smakują, mimo że nie wydają się w moim stylu.

      Usuń
    4. No dla mnie Coffee Toffee było ok, ale miałam wrażenie, ze ktoś bez niechęci do kawy na słodko mógłby być nią zachwycony. Jakaś inna mi ponadprzeciętnie smakowała, zaraz znajdę (bardzo lubię filtr na Twoim blogu, jeżeli chodzi o przypominanie sobie czekolad xD O nieee, przewinęło mi się coffee cookies). O, to było Blossom Marzipan on Coffe Noisette, kupiłabym ponownie. Kurde, jeszcze coffee and grits.

      Usuń
    5. Taak, Blossom Marzipan on Coffe Noisette była dobra, ale ja ostatnio jakoś i z marcepanem nie bardzo. Zawsze mi czekolady z nim są teraz... za mało czekoladowe. Znaczy, Zottery to może co innego, ale tak ogółem. Coffee and Grits z kolei, jak dla mnie, dobra, ale nie do powtórki. Do powtórki to u mnie Espresso "so dark" mogłaby być, ale to takie "a kiedyś tam". To dobry przykład kawowej czekolady, ale właśnie nie tak na słodko.
      Coffee Cookies, mniam! Kawa nie dość, że na słodko, to jeszcze na kartonowo. Słodka kawusia, w której macza się smakowity karton... rozmarzyłam się.

      Swoją drogą, też uwielbiam ten filtr do przypominania sobie wszystkiego. Właściwie po to mi ten blog służy, haha. Jako ciekawostkę dodam, że sobie recenzje dodatkowo drukuję i mam w koszulkach w segregatorze, ha. Tam sobie jednak tak łatwo nie poklikam.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.