czwartek, 29 grudnia 2022

Palce Lizać Orzesz! Podkręcony Krem orzechowy (z chili)

Ten krem był jedynym wariantem Palce Lizać, jakiego chciałam spróbować. Pomyślałam, że skoro np. niektóra tłustość pewnych dań indyjskich potrafi mi nie przeszkadzać, podobnie jak ich łagodny lub średniawy, nieprzesadzony poziom ostrości, tak i taki twór ma u mnie szansę. Podoba mi się bowiem połączenie chili i czekolady / brownie... niestety nie wiem, czy obecnie nie bardziej teoretycznie. Lata temu jadłam np. babeczkę brownie z chili i wówczas mnie to chwyciło. Obecnie zrobiłam się zupełnie nieciastowa, ale konwencja mnie kupuje. Pamiętałam też Nuturę Masło orzechowe z dodatkiem chili. Zastanawiałam się więc, czy teraz taki krem mi podejdzie. Przed spróbowaniem Klasyka i Chrupiącego obstawiałam, że tak. Po nich jednak zwątpiłam, choć w chili upatrywałam ratunku. Może miało wyciągnąć kompozycję? 

Palce Lizać Orzesz! Podkręcony Krem orzechowy to krem czekoladowo-orzechowy "podkręcony", czyli zrobiony z orzechów laskowych z dodatkiem chili oraz z dodatkiem autorskiej Energii do kawy firmy Palce Lizać.

Po otwarciu poczułam intensywny zapach piernikowej, bardzo soczystej szarlotki z wyraźnie wyczuwalną kwaskawo-miodową masą z jabłek i pikanterią. Korzenność mieszała się wyraźnie z olejem kokosowym, który dodał też trochę rześkości. Wiązał się też z soczystością. Odnotowałam również lekką, soczystą czekoladowość - czyżby podsyconą chili?

przed i po uporaniu się z olejem
Oleju wydzieliło się średnio dużo, był jakby rozrzedzony wodą. Zlałam około połowy, czyli sporą łyżeczkę, a drugą wymieszałam, co jednak było bardzo trudne, bo całość miało konsystencję ciasta. Wilgotnego, i zwartego w nieco gluciastym kontekście. 
Struktura była prawie taka sama (drobną różnicę, czyli nieco wyższą proszkowość, czuć dopiero w trakcie jedzenia), jak w przypadku klasyka - nie dziwne, bo przecież różni je tylko dodatek przyprawy chili.
Oleiste, papkowate "ciasto" było więc bardzo gęste, także w ustach, choć w nich poczucie gęstości dość szybko ulatywało. Kremo-ciasto przytykało (ale nie zalepiało!), a potem wodniście-oleiście rzedło. Czułam w nim śliskawy element, mimo pylistości i proszkowości. Trochę to trzeszczało jak proszkowe ciasto ze starkowanymi jabłkami. Trafiały się mikroskopijne drobinki przypraw (w tym ewidentnie trzeszczące chili) i może orzechów, zbitki karobu. Na koniec krem znikał jak woda i wysuszał pylistym efektem.
Jak dla mnie niefunkcjonalne, odpychające. Nie kojarzyło się z pastą orzechową, a obleśnym ciastem.

W smaku pierwsza wystrzeliła słodycz miodu, udając, że wydobywa się z maślanego ciasto-placka z owocami. Pomyślałam o kwaśno-słodkiej szarlotce, tylko co upieczonej, a więc ciepłej. Ostrość chili zaszczypała w język niemal równocześnie z pojawieniem się słodyczy, czyli w zasadzie już w pierwszym kontakcie / sekundach.

Pasta rozgrzewała, eksponując ostre przyprawy korzenne. Szybko przybrała postać piernikowej szarlotki, fuzji obu ciast. Czułam mnóstwo przypraw typowych dla piernika. Prowadził kardamon, zaraz za nim był cynamon. Te tworzyły drogę gorzkości ogólnej, nieokreślonej i gorzkości-goryczce oleju kokosowego. Mnie, jak zwykle, przyszły na myśl zimne ognie, ale może też nawet (jak ponoć wielu osobom w odniesieniu do tego oleju), wymiociny. Szybko jednak otoczyły je przyprawy, w dużej mierze odciągając uwagę. Pikanteria ogólna również była, chili można rozpoznać.

W połowie rozpływania się porcji w ustach klarowniejsza okazała się maślana nuta, przypominająca o szarlotce. Obudziła kwaśność, acz nie uderzająco mocną. Całość wydała mi się ogólnie klarownie maślana przez kontrast z ostrością. Duszone jabłka z cynamonem podkręciły też słodycz miodu. Nagle i słodycz okazała się wysoka, a ja chyba odnotowałam sugestię soczystych daktyli... takich "miodowych daktyli". Wówczas w tle zatliło się pseudo czekoladowawo-piernikowe echo - jakby pewna soczysta czekoladowość próbowała dostać się do szarlotki. Ogólna soczystość zaczęła nasilać się.

Wciąż było też gorzko w sposób niejasny, pod przyprawami, których czułam ogrom i które zaczęły nieco piec w język i gardło. Chili miało coraz mocniejszy wkład. Jego smak pojawił się, ale delikatnie. Nadal to olej kokosowy i kardamon rządziły. Ostra przyprawa skupiła się raczej na pieczeniu w gardło i język, a także jakby podkreślaniu innych nut (co jednak nie jest zarzutem, bo nie chciałabym, by było np. wszechobecne i zabijające inne nuty).

Pod koniec, choć było ciastowo-korzennie, oleiście, zaleciała też nutka orzechów (niedookreślonych, ale jednak). Pikanteria chili coraz mocniej rozgrzewała gardło, w końcu odwracając uwagę od poszczególnych nut smakowych. Słodycz nie omieszkała do niej dołączyć i razem męczyły na poziomie gardła. Na dobre zalał je miód z chili.

Po zjedzeniu czułam posmako-niesmak goryczkowato-rześkiego, kwaskawego oleju kokosowego i pseudo szarlotki. Do tego na szczęście dołączyło sporo piernikowych przypraw i ogólne poczucie ostrości chili. Gardło lekko piekło od niego (co byłoby do zniesienia), ale i słodycz drapała-paliła jak połączenie miodowej i daktylowej (acz bez wyraźnego ich smaku). Oprócz tego czułam okropne wysuszenie ust. Męczyło mnie to długo.

Całość nie zdobyła mojego uznania, bo mimo że chili podkreśliło chyba nieco bardziej czekoladowość na ułamek sekundy, a także osłabiła kwaśność (klasyk był znacznie kwaśniejszy) to jednak do smaku karykaturalnej pierniko-szarlotki klasyka doszła ostrość, kompletnie zagłuszająca potencjalną orzechowość. Nie lubię ostrości, to fakt, ale do chili nic nie mam. Z głową dodane do pewnych rzeczy świetnie pasuje, więc tu po prostu zostało dodane. Miał być krem z chili i był krem z chili, ale... po prostu sam krem był kiepski, więc chili ani nie pomogło, ani nie zaszkodziło. Czy pasowało? A czy cokolwiek pasuje do złej bazy? No właśnie. Także ten krem... ciasto w słoiku w zasadzie, wydawał się jeszcze mniej orzechowy niż klasyk, ale jednocześnie chyba bardziej ciastowo-piernikowawy niż klasyk. Konsystencja podobnie nieprzyjemna. Ogólnie na smak wydaje się między klasykiem, a chrupiącym.
W zasadzie dosłownie to podzióbałam (nie obstawiam, bym zjadła więcej niż 1/6) i resztę oddałam Mamie. Samo nie smakowało jej bardzo przez kwaśność. Ogólnie krem opisała: "W ogóle nie powiedziałabym, że to z orzechów. Nawet mi tu ta gorzkość, rzeczywiście raczej nie czekoladowa, nie przeszkadzała, ale ta nieokreślona kwaśność... Do niczego tu nie pasowała. Chili nie piekło za mocno, więc ono akurat chyba w punkt. Konsystencja trochę dziwna". Spróbowała to na bułeczkach mlecznych (z Kauflandu), i "choć z nimi już zjadliwe, to i tak ta kwaśność od razu wyskakuje, czuć ją i przeszkadza". Reszta poszła więc dla ojca.


ocena: 4,5/10
kupiłam: dostałam od palcelizac.co
cena: ja dostałam, ale cena to 28,10 zł za słoiczek 140g
kaloryczność: 621 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: orzechy laskowe, energia do kawy (masło sklarowane ghee, olej kokosowy, kardamon, cynamon, wanilia), karob, syrop z daktyli, cynamon, chilli

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.