czwartek, 30 marca 2023

Grizly Gold Krem pistacjowy z białą czekoladą, migdałami i kokosem

Obecnie nie lubię białej czekolady, na dosładzane kremy zaś patrzę sceptycznie. A jednak tym, co dla mnie najważniejsze, jest "w tym cukry" - by nie był za słodki. Ten wariant, połączenie składników tak mi się spodobało, że postanowiłam sprawdzić, jak odbiorę taki krem właśnie z białą czekoladą (tak z ciekawości: konkretnie belgijską). Liczyłam, że okaże się ona subtelnym dodatkiem. Miałam też nadzieję, że będzie dobra jakościowo - więc może po prostu będzie smacznie, także z nią? Uznałam, że nie dowiem się, jak nie spróbuję.
W stworzeniu tego kremu (podobnie jak w przypadku Grizly Gold Krem z orzechów laskowych z chocobananem i ziarnami kakao) pomogła renomowana cukierniczka Darina de Oliveira Costa z czeskiego Sweet Moment (cóż za zbieżność nazw!). Opis ze strony obiecuje, że smakiem pasta przypomina nadzienie z kulek Raffaello - liczyłam, że wyidealizowane, bo wariant smakowy lubię, natomiast prawdziwe Raffaello (recenzja z 2020) to już od lat paskudy. 

Grizly Gold Krem pistacjowy z białą czekoladą, migdałami i kokosem / Pistáciový krém s bílou čokoládou, mandlemi a kokosem to krem pistacjowo-migdałowy z białą czekoladą i wiórkami kokosowymi; wyprodukowany przez Calbuco s.r.o. (Grizly).

przed i po uporaniu się z olejem
Z otwartego słoika wyrwał się intensywny zapach lekko prażonych pistacji i migdałów, które splotła lekka maślaność i... orzechowo-roślinna świeżość. Poprzez nią wkroczył kokos, który po uporaniu się z olejem i w trakcie jedzenia wybiegał naprzód jako słodki i aż nieco śmietankowy, ale... wciąż wręcz świeżo soczysty. Pistacje dominowały.
Mnie całość niezbyt kojarzyła się z Raffaello... ewentualnie wersją bardzo szlachetniejszą, wyidealizowaną i o wiele wytrawniejszą. Jej słodycz była subtelna i naturalna, biała czekolada stanowiła wątek tak marginalny, że gdybym nie była pewna, że tam jest, nabrałabym się, że to iluzja.

Na wierzchu wydzieliła się średnia ilość oleju, z czego starałam się zlać, ile się dało (czyli 2,5 łyżki), bo i tak krem wyglądał ruchomo-rzadkawo. Przez to i tak trochę zostało (na oko niecałe pół łyżki?), więc to przemieszałam, by w słoiku ogólnie była jednolita masa.
Było to średnio trudne nie tylko przez wąski i wysoki słoik, sam krem mieszał się w miarę ochoczo. Wyglądał na ciągnący i rzadkawy, ale szybko dał się poznać jako zwięzły, trochę lejący. W pewien sposób jednak gęstawy... Bardzo lepki. Nie spływał zbyt chętnie z łyżeczki.
Już na oko widać w nim mnóstwo grubych wiórków kokosowych i ciemnych kropek drobinek-skórek. Bazowo jednak masa sprawiała wrażenie gładkawej - drobinek migdałów i pistacji nie uświadczyłam.
W trakcie jedzenia krem okazał się jeszcze bardziej lepki, klejący... lepiszczy wręcz! Oklejał usta i zęby zupełnie. Jakby nieco gęstniał chwilowo, po czym rozpływał się w aksamitny sposób. Poczułam zagęszczenie lekko pylistą, maślaną czekoladą, nasuwającą na myśl kremowy i gęstawy, mięciutki budyń. Pasta rozpływała się powoli, wykazując tłustość trochę oleistą, ale wyraźnie orzechowego pochodzenia. Z czasem na język zaczęło wylegać trochę mikroskopijnych drobineczek kokosa oraz mnóstwo konkretnych, grubych i sporych wiórków. Zdarzały się też pojedyncze spore kawałki.
Wszystkie je cechowała krucha chrupkość. Nie pożałowano ich. W zasadzie jeszcze trochę, a można by powiedzieć, że przedobrzyli. Tak jak było, było jednak świetnie.
Pod koniec krem zmieniał się w oleiście-budyniową zawiesinę i znikał, zostawiając kokosa, którego trochę trzeba było pociamkać. Nie memłał się i nie zostawał w ustach nazbyt długo. 

W smaku natychmiast polało się tsunami słodyczy białej czekolady. 

Jej niemal słodziuteńkość zbudowana z wanilii i mleka stanęła do boju z pistacją. Ta sama w sobie też była słodkawa, ale inaczej. W sposób świeższy, niemal... "zielony"? Dominowała zdecydowanie. Okazała się prażona bardzo delikatnie. Jej charakter podkreśliły migdały. Biała czekolada zostawiała za to kokosowe echo.

Migdały wprowadziły wytrawniejszy wątek. Raz po raz czułam goryczkę skórek, ale ta jedynie dbała o szlachetność, ogólnie była niska.

Czego nie można powiedzieć o kokosie, który już po chwili wkradł się do śmietankowo-waniliowo-słodyczy i wzrósł. Podkręcił mleczność, sam w sobie był w pewien sposób śmietankowy i specyficznie roślinnie świeży. Niemal soczysty? Połączył pistacjowo-migdałowy duet (z wyraźną dominacją pistacji) z białą czekoladą w niezwykle harmonijny sposób.

Mniej więcej w połowie rozpływania się porcji wszystko zrobiło się niemal maślane, łagodne i słodziutkie. Kokosowa słodycz wirowała z białą czekoladą, ale to kokos się wywyższał - pomagały mu kawałki. Nie musiałam ich gryźć, by poczuć, jak nasila się kokosowość.

Tymczasem pistacjowa baza dbała o to, by nie zrobiło się słodko w sposób męczący. Maślaność i śmietankę splotła w... rzeczywiście skojarzenie z delikatnie słodkim, wytrawniejszych i szlachetniejszym Raffaello. Tylko że na pistacjowym tle albo właśnie w wariancie pistacjowym. Także migdały okazały się maślano-słodkie, delikatne -  najmniej istotne w kompozycji, a jedynie podkreślające.

Kokosa też wsparły, on zaś pod koniec nadał całości wydźwięku kokosowej, lekko waniliowej białej czekolady. Chwilami robiło się niebezpiecznie słodko, biała czekolada próbowała się wybić tak, że mi aż za biało czekoladowo raz czy drugi się zrobiło.

Gryzione wiórko-kawałki były eksplozjami smaku słodkiego kokosa. Aż niewiarygodnie. Wydawały się wręcz słodziusie, wyraźnie lekko podprażone... a przez to kokosowe w 200%. Najlepiej je czuć, gdy masa się już rozpłynęła, jednak także podgryzane w trakcie nie miały problemu z przebiciem się.

Biała, do granic możliwości kokosowa tabliczka właśnie została w posmaku razem z pistacjami prażonymi minimalnie. Słodko-maślanymi.

Krem bardzo mnie zaskoczył tym, że wcale nie był tak słodko-słodki, a miał całkiem wytrawną bazę. Pistacje zacnie dominowały, migdały im się podporządkowały (co nie było oczywiste, patrząc na skład). Biała czekolada choć odegrała ogromną rolę, nie narzucała się. Kokos świetnie sobie z nią poradził. Mimo to, nie obraziłabym się, gdyby były odwrotne proporcje czekolady do kokosa.
Choć bardzo słodki, to wcale nie taki przesłodzony. Ogrom słodyczy był naturalny. Mimo wszystko jednak, białej czekolady mogli dać mniej - on sam w sobie wydaje się właśnie biało czekoladowy od słodziutkiego kokosa. Obiecane skojarzenie z Raffaello było, ale... nie tak wprost - i chyba dobrze. Pasta była smaczna właśnie w takim wydaniu, jak ją zrobiono. Choć osobiście i tak wolę parę innych kremów, którym wystawiłam 8, to ten jako wariant jakim jest, zbliżył się do ideału. Tylko właśnie mógłby być bardziej kokosowy, a mniej białoczekoladowy.
Konsystencja może i mogła by być nieco gęstsza, ale i ta była przyjemna. Wprawdzie zalepiająca bardzo, bardzo, ale ten chrupki kokos był wręcz obłędny. Bardzo dużo go dodano, ale właśnie zatrzymano się na granicy - nie przesadzono!


ocena: 9/10
kupiłam: grizly.pl
cena: 48,69 zł za 300g (cena półkowa, bo ja na całe zamówienie dostałam kupon 70 zł, więc u mnie się to nieco "rozeszło")
kaloryczność: 587 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: prażone pistacje 41%, prażone migdały 41%, biała czekolada 12% (cukier, masło kakaowe 33,1%, pełne mleko w proszku , lecytyna sojowa, naturalny aromat waniliowy), kokos 5%

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.