sobota, 15 marca 2025

Sirene Chocolate Lachua, Guatemala 73 % Dark Chocolate ciemna z Gwatemali

Pierwsza jedzona przeze mnie czekolada kanadyjskiej marki Sirene (Sirene Chocolate Limited Edition Idukki, India 73 % Dark Chocolate) nie zachwyciła mnie tak, jak na to liczyłam, ale na pewno była smaczna. Już kupując jednak to na tę dziś przedstawianą nastawiłam się jakoś mocniej. Gwatemala na pewno kusiła, ale... Chyba przekornie też to nieszczególnie w moim typie, niepozorne opakowanie coś mi sugerowało, że wnętrze za to będzie bardzo moje. Zrobiono je bowiem z kakao, które jest tradycyjnie hodowane od starożytności. Plemię Q'eqchi Maya zdaje się kultywować tradycję przodków.

Sirene Chocolate Lachua, Guatemala 73 % Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 73% kakao z Gwatemali, z regionu d'Alta Verapaz, z okolic jeziora Lachua.

Po otwarciu poczuła goryczkowaty popiół, przepleciony słodkawymi, prażonymi orzechami (niejednoznacznymi) oraz pikantno-słodkim cynamonem. Cynamonem, którym... doprawiono czarną herbatę? Tej to dopiero sporo czułam! Zarówno suszone liście, jak i już herbatę zaparzoną. Wprowadziła drewniany motyw. Podkradł się do niej też akcent... kwiatów? Całość osłodziły wyjątkowo słodkie jeżyny, za którymi odnotowałam lekką pudrowość. A jeszcze dalej... jakby przyczaiła się potencjalnie kwaskawa cytryna? Do głowy przyszło mi też czerwone, słodkawe wino o mocno drewnianym charakterze. Może beczka po winie? Pomyślałam jeszcze o drewnianych chatach.

Twarda i bardzo masywna tabliczka podczas łamania trzaskała głośno. W dotyku i przy robieniu kęsa sprawiała wrażenie lekko pylistej.
W ustach rozpływała się w średnio-szybkawym tempie, początkowo trochę faktycznie pyliście i nawet nieco ziarniście, potem już bardzo kremowo. Miękła, acz pewną masywność zachowywała do końca, i pokrywała podniebienie lepkawo-soczystą mazią. Soczystość wydawała się znacząco przyspieszać rozpływanie się. Czekolada wydawała się syta, ale nie za tłusta. Końcowo wróciła ziarnistość (acz osadzona w kremowości). Zostawiała pyliste wrażenie.

W smaku przywitała mnie silna słodycz bananów. Umocniła się i jeszcze wzrosła. Bananom pomogły również słodkie kwiaty o białym kolorze; m.in. jaśmin i jaśminowiec. Słodycz rosła i rosła - szybko osiągnęła naprawdę wysoki poziom. Acz gdy tak rosła... zakradły się do niej... lekka pikanteria i soczystość?

Wkroczyła gorzkość i nie pozostawała gorsza. Najpierw jakby pod występ gorzkości właściwiej grunt przygotował cierpkawy popiół. Zaraz dołączył do niego cierpkawo-pikantny cynamon. Zawarł w sobie lekką słodycz, ale cała ta kumulacja i ogólny, konsekwentny wzrost gorzkości sprawił, że słodycz obrała inny kierunek, słabnąc.

Subtelna soczystość w tle za to trwała - jakieś ciemne owoce (wręcz winne?) kryły się w oddali.

Po ustach rozlała się mocna, gorzkawa czarna herbata. Pomyślałam o aromatycznych liściach, ale też o już zaparzonym tworze.

W tle przemknęły prażone arachidy. Choć same w sobie odrobinkę naturalnie słodkawe, także rozganiały słodycz.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa wyraźnie zaczęły przebijać się przebłyski soczyście-cierpkiej aronii i bardzo słodkich, a jednocześnie lekko kwaśnych jeżyn. Raz po raz też... cytryny?

Kwaskawe owoce na zasadzie kontrastu ośmieliły słodycz. Oto polała się druga fala słodyczy. Przewodziły w niej kwiaty, przynajmniej na początku. Zaraz jednak zrobiły trochę miejsca owocom i... karmelowi? Karmelizowanym fistaszkom? Prawie na przód kompozycji wróciły dojrzałe banany. I... chipsy bananowe / twarde "suszone" banany?

Na chwilę przez to do ciemnych owoców wkradła się pudrowość, a mi do głowy przyszedł ryzykownie słodki dżem czy konfitura aroniowa. Gorzkość i ogólna cierpkość - popiołu? - zarejestrowały to jednak i przybyły na ratunek. Cytrynowe przebłyski pod wpływem gorzkości zaczęły coraz bardziej trzymać się motywu w dużej mierze gorzkawej skórki cytryny, nie całego owocu. Nią gorzkość przykryła pudrowość. Acz i kwasek pobrzmiewał.

Gorzkość za drugim razem już przystała na tę wysokość słodyczy, ale z racji swojego intensywnego charakteru, nie wyszła ani trochę speszona. Wręcz przeciwnie. Uszlachetniła słodycz.

Do banana dołączył cynamon - wyobraziłam sobie jakiś przecier, deser bananowy sowicie doprawiony cynamonem, znów pomyślałam o czarnej herbacie z cynamonem, a do tego drewno pokazało się z jeszcze bardziej aromatycznej strony. Myślałam nie tylko o po prostu drewnie, ale nowo budowanych drewnianych domach i drewnie właśnie ciętym. Zaskakująco harmonijnie przemieszało się z prażonymi orzeszkami. Te pochłonęły słodycz, jako że same w sobie nieco słodkawe było - końcowo pomyślałam o wręcz kremie 100% z orzeszków.

Po zjedzeniu został posmak czarnej herbaty i cytryny (ale nie czarnej herbaty z cytryną!) oraz drewna z arachidami. Do tego czuła słodycz bananów i kwiatów, przeplecionych pikantnawym cynamonem.

Czekolada była bardzo smaczna, bo mimo dwóch pokazów siły słodyczy, nie brakowało jej porządnej, charakternej gorzkości. Kwiaty i banany mieszały się z ogromem drewna, czarnej herbaty i cynamonu, podkreślonych popiołem. Czułam też trochę arachidów i nienachalny kwasek cytryny. Jeżyny wyszły soczyście, ale bardziej słodko. Podobała mi się dynamika tej kompozycji. Tylko zastrzeżenie mam do pudrowych skłonności i tego, jak chwilami zbytnio przyspieszała z rozpływaniem się. Smakowo mogłaby mieć 9, bo na ocenie konsystencja zaważyła.

Cytryny i jeżyny czułam w Georgia Ramon Guatemala Jolomijix Cooperative 70% Dark Chocolate, ale choć też cynamonowo pikantnawa, była bardziej drzewna niż drewniana, a dodatkowo ziemista. Może słodsza (za sprawą karmelu i suszonych fig), ale inaczej. Podlinkowana podpadła mi nieco zbyt mocnym paleniem.


ocena: 8/10
cena: 8.95 € (za 70g; około 38 zł)
kaloryczność: 597 kcal / 100g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.