poniedziałek, 18 grudnia 2023

Ajala Single Origin Ecuador 70 % Cacao ciemna z Ekwadoru

Najpierw do marki Ajala nie żywiłam żadnych uczuć czy emocji, tak z czasem nabrałam pewnej niechęci. Niby do pewnego stopnia ich nieznane mi tabliczki wciąż trochę ciekawiły, ale o wiele mniej niż wiele innych marek. A jednak nawet nie mam żadnych kolosalnych zarzutów do ich propozycji. Ostatnią z posiadanych zaplanowałam, by mieć je z głowy, co też sprawiło mi żal. Nie lubię, gdy jakaś obiecująco wyglądająca marka nie spisuje się u mnie tak, jak by mi się marzyło. Po Ekwadorze nie spodziewałam się żadnych niespodzianek, chociaż... kto to wie?

Ajala Single Origin Ecuador 70 % Cacao to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Ekwadoru, z plantacji Limon.

Po otwarciu poczułam zapach mocno palonej melasy i goryczkowatego syropu klonowego, do którego docierała nuta drzew. Czułam zarówno rosnące, żywe drzewa, jak i stare drewno, przywodzące na myśl drewnianą chatę i drewniane meble. W słodyczy wystąpiły też kwiaty polne, w tym ewidentnie rumianek. Wzmocniła je herbata zielona z rześkim wątkiem. Trzymały się go wysokie trawy o nieco ostrym, też świeżym charakterze.

Tabliczka była twarda, przy czym sprawiała wrażenie lekko kruchej. Trzaskała niczym grube, suche gałęzie, kiedy ją łamałam.
W ustach rozpływała się gładko i gęsto. Robiła to w średnio-"wolnawym" tempie i sucho-kremowo. Odznaczała się masywnością, a także niską tłustością. Pod koniec lekko ściągała.

W smaku przywitała mnie palona gorzkość, za którą niczym cień, nierozłącznie, podążała słodycz. Również mocno palona.

Choć w pierwszej chwili dała się poznać jako niska i spokojna, rozwijała się ochoczo eksponując melasę i goryczkowaty syrop klonowy. Palony wątek miał się świetnie. Do głowy przyszedł mi jeszcze karmel, ale melasa i syrop stanowiły o wiele mocniejszych graczy.

Gorzkość trzymała się niskiego poziomu, lecz dosadnie zaakcentowała paloność. Do głowy przyszło mi palone drewno, jakieś wypalane w drewnie obrazy itd., a także trochę kawy.

Kawowa gorzkość wyobraźni podszepnęła napary i herbatę. Nagle zmieniła się w goryczkowato-cierpką, a zarazem bardzo świeżą herbatę zieloną. Zaprosiła do siebie zieloną świeżość - wyobraziłam sobie wysoką trawę, falującą od wiatru na jakimś dzikim polu, łące.

Gorzkość w tym czasu zasugerowała liście... I tytoń, tabakę? Może śrut, proch strzelniczy? Wciąż miała w sobie sporo paloności. Do tego dołączyła brudna, czarna i nieco gliniasto-wilgotna ziemia.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa zaniechała rozwijanie tych akcentów, zostawiając może tylko trochę tytoniu i wtłaczając go w obraz drewnianej charty, z drewnianymi meblami. Czułam stare drewno i jego cierpką goryczkę. Nawet pewną pikanterię?

Nieco wręcz rozgrzewająca pikanteria zgrała się ze wzrostem słodyczy. Po tym, jak gorzkość się uspokoiła, ta wypłynęła na wierzch na maślanej fali. Wyobraziłam sobie melasowo słodką, czekoladową krówkę. Równie gliniastą jak opisywana ziemia, zalepiającą usta przesadzoną słodyczą, acz z wpisaną w nią lekką gorzkością. Wyszło to więc lekko przełamane (nie takie czysto słodkie). Melasa chwilami dominowała nad wszystkim innym.

Oczami wyobraźni nagle dostrzegłam, że omawiane pole jest bardzo ukwiecone. Dzikie, polne kwiaty popisały się niemałą ostrością. W tle majaczyły rozmaite, kwiatowe napary, także zielonej herbacie trochę kwiatów dodając. Czułam całkiem sporo rumianku, a innych kwiatów nie umiałam nazwać, acz na pewno były słodko-pikantne i dzikie.

Z tła wyłapałam przebłysk owoców. Cytrusowe echo, jakby herbata zielona była w japońskim klimacie, np. z nutą owocu yuzu (przypomina połączenie pomarańczy i cytryny).

Gorzkość nasiliła się trochę, wspominając nieśmiało kawę. Owocowy wątek nie zaczął się na dobre rozwijać, a dotarła też do niego. Poczułam mocno przypalony dżem / konfiturę z wiśni... tak paloną, ciepłą, że aż mało wiśniową. A z kwiatową nutką? I na pewno sporą ilością melasowej słodyczy, bo ona na końcówce bardzo podskoczyła. Jako że i cierpkość się ostała, do głowy przyszła mi jakaś galaretka yuzu.

Po zjedzeniu został posmak cierpkiej zielonej herbaty i świeżej ostrości kwiatów. Słodycz melasy aż nieco drapała, a wrażenie to nasiliło lekkie szczypanie ostrości w język. Podkreśliło to cierpkiego, niedookreślonego cytrusa. Palone, kawowe echo zdawało się próbować stonować to wszystko.

Czekolada miała naprawdę smaczne momenty, choć ogół jawił się raczej jako za słodki i to w dosadny sposób. Melasa i syrop klonowy skupiały na sobie mnóstwo uwagi i topornie przesłodziły. Zielona herbata i inne napary, stare drewno, odrobina kawy przełożyły się na zacną, ale niestety niską gorzkość. Sporo dzikich, ostrych kwiatów i świeżość dzikiej trawy też mi odpowiadała, ale nie wydawała się zbyt zgrana ze słodyczą melasową.
Region w zasadzie do rozpoznania, ale nie była to typowo ekwadorska kompozycja.


ocena: 7/10
cena: cena półkowa to 39 zł (za 45 g; ja dostałam zniżkę)
kaloryczność: 588 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakao, nierafinowany cukier trzcinowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.