czwartek, 21 grudnia 2023

The Swedish Cacao Company Uganda 90% Semuliki Forest, 2021 Harvest ciemna z Ugandy

Bardzo się cieszyłam, że ostatnio zamawiając czekolady miałam możliwość kupienia tabliczek The Swedish Cacao Company /  Svenska Kakao o różnych zawartościach. Ciekawiło mnie, jak z jaką ilością kakao radzi sobie ta szwedzka marka. Kolejną, którą by tu zjeść, wybrałam z Ugandy nie przypadkowo. Było to w czasie zbliżonym do Prime chocolate bean-to-bar Uganda Semuliki Forest 70 %, czyli z kolei tabliczki bardzo lubianej przeze mnie marki białoruskiej. O ile wspomniana jest bezpośrednio z lasu Semuliki, tak dzisiaj prezentowana z z dystryktu Bundibugyo, który graniczy z Parkiem Narodowym (a więc i lasem) Semuliki. Z dokładnego opisu wywnioskowałam, że i do tego dystryktu ten las dochodzi.

The Swedish Cacao Company Uganda 90% Semuliki Forest, 2021 Harvest to ciemna czekolada o zawartości 90 % kakao trinitario i Amelando z Ugandy, z dystryktu Bundibugyo, z lasu Semuliki.

Po otwarciu dosłownie uderzył zapach słodkiej whisky, koniaku i miodu. Koniak wprowadził wysoką soczystość winogron, z czego skorzystały banany. Czułam ich sporo: zarówno dojrzałych i słodkich, jak i jeszcze zielonych, jakby z motywem roślin, samego bananowca-drzewa. W alkoholowo-owocowym splocie pojawiły się też kwaśno-goryczkowate, a zarazem znacząco słodkie, pomarańcze duszone w alkoholu. W tle pobrzmiewał mi z kolei winny ocet malinowy, wpisujący się w soczystą kompozycję z przebłyskami czerwonych owoców. Do tego pojawiła się stonowana, spokojna, acz wyrazista gorzkość ziemi z lekko palonym, bardziej jedynie ciepłym akcentem.

Tabliczka trzaskała średnio głośno i w zasadzie średnio twarda była. To pewnie przez miejscową cienkość tabliczki. Wydała mi się dość krucha.
W ustach rozpływała się wolno i gładko. Była masywna i ciężka, tworząca w ustach gęstą masę maślanego kremu z nieco oleistym motywem. Pod koniec lekko ściągała.

W smaku pierwsza rozeszła się znacząca, przez parę sekund wiodąca, nuta maślana, do której błyskawicznie dołączyła słodycz, przekładając się na myśl o maślano-bananowym kremie. Takim do przełożenia ciasta lub... W ogóle jako ciasto. Bananowy, mocno maślany chlebek? Pojawił się bowiem pieczony, ciepły akcent.

Z tła z kolei odezwała się świeżość. Jakby zielona świeżość roślin, masywnych liści, np. bananowca. Wyobraziłam sobie zielone banany i parę bardziej dojrzałych sztuk.
Także w tle zaznaczyła się subtelna, spokojna gorzkość. Miała lekko palony charakter.

Świeżość zaczęła rosnąć dzięki soczystości, która ruszyła odważnie. Z owoców pierwsze rozbrzmiały banany - bardzo różne, bo od takich "ciastowych" po świeże o różnym stopniu dojrzałości. Wemknął się wśród nie kwasek. Przemknęła mi nuta cytrusów, a zaraz po niej poważniejsza, należąca do winnego octu malinowego.

Ocet malinowy skupił na sobie uwagę, a wsparły go niedookreślone czerwone owoce z echem wina. Alkoholowy motyw wpisał się w ogólne ciepło... Po czym nagle z owoców nieco śmielej wychynęły dość kwaśne wiśnie, wsparte właśnie alkoholem (nalewką?) z kwaśnych wiśni. Podkreślił je cytrusowy akcent.

Roślinną świeżość, ciepło i owocowo-ciastową słodycz dodatkowo przeplótł i tym samym zharmonizował miód. Pomyślałam o jakimś pikantniejszym, ciemnym, acz na długo miejsca nie zagrzał. Bananowy chlebek na moment zmienił się w suszone chipsy bananowe - takie z olejem kokosowym, bez cukru i sztucznych dodatków. Przejęły pewną neutralnawość od maślaności, a ją wypchnęły z kompozycji niemal zupełnie. Słodyczy też podyktowały zachowawczy, nie za wysoki tor. Olej kokosowy raz i drugi aż zaskoczył mnie swoją jednoznacznością.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa gorzkość znacząco się nasiliła. Poczułam w niej czarną ziemię. Nieco wilgotną, lekko pikantną. Wówczas to ziemia zawładnęła goryczką i ostrością, natomiast olej kokosowy zmienił się w samego kokosa... jakby palonego.

Kwaśne owoce rozwijały wątek alkoholowy. Kwaśność została stonowana słodyczą winogron, którym trochę pomogły banany - tym razem soczyste i dojrzałe w punkt. Winogrona były to zielone i po chwili już zmieszane z koniakową nutą. Koniak wpisał się w ciepło, a to z kolei zaraz zasugerowało lekką korzenność.

Wyobraziłam sobie duszoną w alkoholu, jakimś mocnym i słodkim, np. whisky pomarańczę. Zupełnie pochłonęła resztę cytrusów i została wyraźnie tylko ona. Słodko-cierpki i soczyście kwaśny owoc mieszał się z cynamonem i goździkami w szlachetnie alkoholowej toni. Może miodowym grzańcu? Po chwili uwagę od owocowości odciągnął nieco motyw alkoholu - nie ordynarnego, a może miodowego alkoholu - z cynamonem po prostu.

Pikanteria płynąca z ziemi też przybrała bardziej cynamonowy wydźwięk. Cynamon podkreślony ziemią przypomniał o podpieczonej nucie chlebka bananowego. Takiego nieco nasączonego pomarańczą? Lub pokrojonego w grube plastry i podanego z konfiturą z pomarańczy duszonych w alkoholu?

Po kwaśniejszym i poważniejszym epizodzie, banany wróciły z impetem jako bardzo słodki bananowy chlebek lub... bananowe brownie? Gorzkość ani myślała ustąpić słodyczy, raczej się z nią zrównała. Bananowo-kakaowy wypiek zdawał się lekko posłodzony miodem i przyprawiony korzennie, co też na ostrość i cierpkość się przełożyło.

Wróciła maślaność, która łagodziła gorzkość ze wszystkich swoich sił, trochę stonowała słodycz, acz nie tknęła przypraw, alkoholowego wątku koniaku i whisky, a kwasek lekko uciszyła.

Po zjedzeniu został posmak cynamonu i kakaowo ziemistego chlebka i / lub brownie z bananów. Do tego czułam słodko-kwaskawy koniak z akcentem winogron, mocny i właśnie słodki alkohol, acz i pewną świeżość, rześkość, a nie tylko ciężkość. Delikatnie kwaśne owoce, w tym cytrusy prosto z grzańca, także tu się odnalazły.

Czekolada smakowała mi, choć trochę zaskakiwała w nie do końca czysto pozytywnym sensie. Gorzkość na odpowiednim poziomie i nieprzesadzona słodycz spotkały się z kwaśnością o złożonym i ciekawym charakterze, w której właśnie jednak nie wszystko mi grało. Zbyt octowe wątki, mimo owocowości i alkoholowości, chwilami jakoś nie pasowały. Duszone w alkoholu pomarańcze, koniak z winogronami czy whisky na plus, ale winny ocet malinowy niezbyt. Pikanteria łącząca ziemię z końcową cynamonowością, ogólny ciepły wydźwięk także mi się podobały. Wolałabym, by ziemistość była istotniejsza, ale i tak nie mogę narzekać na jej małą ilość. Wyrazisty chlebek bananowy, krem bananowy i suszone chipsy bananowe były intrygujące, choć właśnie chipsy i maślaność kremu nieco za bardzo mi kompozycję łagodziły we wszystkich aspektach.
Całość uważam za dobrą i niespotykaną, acz jak zwykle w przypadku tabliczek tej marki nie odpowiadała mi także forma tabliczki we wzorki o różnej grubości (miejscami strasznie cienkie).

Korzenność, wypiek i duszone owoce (w dzisiaj przedstawianej duszone w alkoholu pomarańcze, w podlinkowanej dżem-nadzienie z czerwonych owoców) trochę przypominały mi Prime chocolate bean-to-bar Uganda Semuliki Forest 70 %, a miód, cynamon i maślano-bananowe ciasto Ethicoco Craft Chocolate 75 % Uganda Origin, jednak czekolada nie była podobna do żadnej jedzonej przeze mnie z Ugandy.


ocena: 8/10
cena: 41 zł (za 50 g; cena półkowa, ja dostałam zniżkę)
kaloryczność: 589 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.