wtorek, 5 grudnia 2023

Beskid Chocolate Nikaragua Amaya Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 % ciemna z Nikaragui

Lubię wiedzieć coś o regionie, z którego pochodzi kakao użytego do zrobienia czekolady, którą mam akurat jeść. Czasem miło jest nawet pooglądać zdjęcia, jak dane miejsce wygląda. Stąd cenię producentów, którzy w opisach czekolad zawierają właśnie dokładny opis surowa i jego regionu. Beskid nie zawsze to robi i niestety nawet w przypadku tej tabliczki niewiele o niej wiadomo. A dobrze by było, bo wyszła w duecie z drugą z tego samego kraju, czyli Nikaragui. Ja co prawda zadzwoniłam i dopytałam o szczegóły, jednak wolałabym opis na opakowaniu. Obie postanowiłam ze sobą porównać, czyli zjeść w krótkim odstępie czasu. Najpierw sięgnęłam, nie kierując się niczym szczególnym, po tę Amaya. Znalazłam, że jest w Nikaragui region o takiej nazwie, powtarzając za internetem: miejsce o małej populacji, znajdujące się w stanie Carazo, acz nie wiem, czy ma to jakiś związek z tą tabliczką. Z tego, co się dowiedziałam, Amaya to zwyczajowa nazwa dla odmiany tego kakao. Pochodzi ono od fermentowni Cosecha Partners, która współpracuje z dystrybutorem na Europę o nazwie Daarnhouwer. Różnica między tymi podomianami (bo nie wiem, czy "odmiana" to wbrew pozorom nie za wiele powiedziane) tkwi w procesie fermentacji.


Beskid Chocolate Nikaragua Amaya Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 % Kakao to ciemna czekolada o zawartości 70% kakao odmiany Amaya z Nikaragui; czas konszowania min. 72 godzin.

Po otwarciu poczułam świeży zapach drzew z liśćmi oraz słodkich orzechów w miodzie. Czułam prażone w nim fistaszki i nieco bardziej surowe, a naturalnie słodkie laskowce. Wśród drzew, a właściwie całego lasu, w którym rosły dzikie kwiaty (m.in. konwalie?), zaplątało się drewno sandałowe. Drzewa zbudowały wytrawność, w której doszukałam się motywu naturalnej, suszonej karmy z dodatkiem owoców (dla kotów). Mieszała się z pewnym ciepłem duszonej pomarańczy. Ta wprowadziła lekki kwasek, choć była bardzo słodka. Pomogły jej w tym kwiaty, jakby chodziło o jakąś konfiturę pomarańczowo-kwiatową. Do tego pojawił się ananas i niemal pudrowa słodycz truskawek czy raczej serka truskawkowego... Z nieco poważniejszym echem słodkiego wina czerwonego. Słodkiego w mocno kwiatowy sposób.

Tabliczka w dotyku wydawała się lekko pylista. Była twarda i masywna, łamiąca się z głośnym trzaskiem. Wtedy sugerowała porządną gęstość.
W ustach rozpływała się właśnie bardzo gęsto i powoli. Miękła w kremowy sposób, maziście lepiąc się do podniebienia nieco maślanymi smugami. A dokładniej gęstymi falami, do których z czasem dołączyły drobniejsze fale soczyste. Nie rozrzedziły jednak czekolady, że nawet dość gęsto znikała.

Od początku poczułam wysoką słodycz. Należała do mandarynek, już po chwili wspartych pomarańczami duszonymi w miodzie. Z lekko kwiatowym akcentem?

Tuż za nimi popłynęła gorzkość. Bardzo niska i spokojna, związana ze świeżością. Przybył las mieszany, pełen drzew liściastych - być może właśnie kwitnących - oraz odrobiny kwaskawych iglastych. Do tego musiało rosnąć tam mnóstwo dzikich kwiatów w tym konwalii. Niektóre miały wręcz ostry charakter.

Od pomarańczy w miodzie, jako kwiatowo-miodowej konfitury, rozszedł się na chwilę wyraźniej sam miód... Po czym spowił orzechy. Pojawiły się orzechy w miodzie - wyprażone w nim fistaszki, ale też świeże, słodkie w naturalniejszy sposób, orzechy laskowe. Zmierzały ku maślaności, za sprawą której kompozycja nieco złagodniała. W pewnym momencie kompozycja zrobiła się zaskakująco maślana.

Słodkie cytrusy tchnęły jednak też trochę kwasku. Zrobiły się mniej jednoznaczne, przemknął mi ananas i... coś. Mimo rześkości wyłapałam pewne ciepło. Obok duszonych pomarańczy nagle poczułam grzane wino z pomarańczą.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa słodycz podskoczyła, jakby tym ciepłem zmotywowana. Na zasadzie kontrastu wydała mi się wręcz urocza. Reprezentowała słodki truskawkowy serek. Było coś w tej truskawkowej słodyczy niemal pudrowego... I znów pomyślałam o bardzo słodkim, kwiatowym winie czerwonym. Przewinęły się jeszcze liofilizowane maliny i truskawki. Może wręcz sproszkowane (stąd pudrowość?). Poprzez kwiaty raz po raz wkradała się pomarańcza. Choć wątek cytrusowy czułam cały czas, chwilami tracił na znaczeniu.

Gorzkość w tym czasie nieco wzrosła. W orzechach zaczęły wybijać się ich skórki, a drzewa... zmieszały się z ciepłem, przekładając się na słodkie drewno sandałowe. Na to i miód kwiatowo-leśny przystał, podkreślając je. Wróciły jeszcze dzikie, leśne kwiaty.

Świeżość, ostrość lasu i roślin przemyciły odrobinę lukrecji. Jako jednak że słodycz ciągle rosła, na końcówce otarła się o przesadę. Pomyślałam o miodowym lukrze (bo mimo wszystko była za szlachetna na zwykły lukier). Gdy tylko ta myśl się pojawiła, słodycz zaczęła robić się nieco bardziej palona, jakby to był karmelizowany miód... lub karmelowy lukier zrobiony na miodzie kwiatowym.

Rosnąca słodycz i gorzkość wraz z ciepłem przemieszawszy się z maślanością z tła, przełożyła się na myśl o wafelku z kremem orzechowym, polanym grubą warstwą ciemnej czekolady. Drewno i tę nutę podkreśliło.

Duszone pomarańcze i wino o kwiatowym charakterze niemal przysłoniły kwiaty, a reszta owoców prawie wsiąkła w drzewa. Te zaczęły wydawać się nieco soczyste - jakbym dotarła do bardziej iglastej części lasu; znów przemknęła myśl o naturalnej suszonej karmie z dodatkiem owoców (Luna np. bardzo lubi Brit Carnilove z malinami). Ogólna gorzkość nałożyła jednak na tę wizję motyw czegoś charakterniejszego: połączenie czerwonych akcentów truskawkowego serka i wina z cytrusami, kwaskiem jako... grejpfruta? Większość nut jednak w końcu i tak zatraciła się w lesie mieszanym, z gorzkością o poważnym charakterze.

Po zjedzeniu został posmak bardzo słodkich cytrusów niezbyt jednoznacznych, tak samo niejednoznacznych orzechów w miodzie oraz korzennego wina.  Też z pomarańczą. Do tego trochę świeżo-gorzkawych drzew i świeżości roślin. Czułam wysoką miodową - już nieco bardziej miodowo-paloną - słodycz i wygładzenie orzechową maślanością. Połączenie ostatnich robiło aluzje do wafelka orzechowego.

Całość bardzo mi smakowała, choć wydawała się chwilami za słodka. Mandarynki, duszone i grzańcowe pomarańcze, a w końcu kwiatowe wino i truskawkowy serek wyszły słodko-soczyście, chwilami ciepło i uroczo. Sporo miodu jako dodatek do poszczególnych nut, zarówno owocowych, jak i orzechy w miodzie czy miodowy lukier przysłodziły, podkreślone jeszcze kwiatami i wafelkiem orzechowym. Podobała mi się wizja leśnych kwiatów i lasu mieszanego, który to ze słodyczą zgrał się poprzez drewno sandałowe. To kompozycja soczysta, ale w słodko-ciepły sposób. Nie wydawała się taka mocno owocowa, choć owoców w niej było niemało. Trochę mało natomiast mi było gorzkości, acz ta, co była, charakter miała bardzo przyjemny. Obok przepływała maślaność, acz jakby orzechowa.

Motyw serka, duszone pomarańcze, roślinność i niemal pudrową słodycz czerwonych owoców (w podlinkowanej malin) czułam też w Beskid Nicaragua Chuno Clasico 70 %, jednak ona była bardziej kawowo gorzka i rodzynkowa. We wspomnianej sporo było suszonych owoców, a także maślaność czy śmietankowość, które na szczęście nie łagodziły za bardzo. Były w pewnym stopniu podobne, jednak dzisiaj opisywana wydała mi się o wiele słodsza w sposób midowo-lukrowy i owocowy, a nieco mniej gorzka za sprawą głównie drzew i orzechów.
Liściasto-drzewną nutę bardzo wyraźnie czułam też w Chapon Cacao Rare Chuno Nicaragua 70%, a z kolei miód, maślaną orzechowość, duet fistaszków i laskowych ze świeżością roślin w Beskid Chocolate Nikaragua Chuno Clasico 80 %


ocena: 9/10
kupiłam: Beskid Chocolate (dostałam)
cena: 23,90 zł (za 60 g; ja dostałam)
kaloryczność: 534 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym do niej wrócić

Skład: ziarno kakao, cukier trzcinowy nierafinowany

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.