piątek, 21 lipca 2023

Sabadi Il Cioccolato Taormina 60 % ciemna z Ekwadoru z morwą i kocimiętką

W sumie lubię morwę, acz nie jadam jej. Dziwna jest, przyznaję, ale w moim odczuciu raczej pozytywnie. Kocimiętkę mam i znam, bo ogólnie siedzę w tematyce ziół. Przyznać się jednak muszę, że kupiłam ją dopiero, gdy zobaczyłam tę czekoladę w internecie. Jako ciekawostkę z mojego życia dodam, że kiedy w przeszłości kupowałam smakołyki dla Luny (mojej kotki) właśnie z kocimiętką, nie robiły na niej najmniejszego wrażenia (co innego waleriana). Połączenie jednak tych dodatków w czekoladzie wydało mi się na tyle dziwne, że aż warte spróbowania. To była jedna z zakupionych czekolad Sabadi, do których wpadły mi gratisy w postaci neapolitanek. I w sumie... to właśnie po neapolitankach zaczęłam trochę żałować zakupu, tchórzyć. Zaczęło mnie nawiedzać niemiłe przeczucie, że wszystkie tabliczki tej marki są typu Modica, a więc z całymi kryształkami cukru.
Ta czekolada wchodzi w skład linii, dla której każda jedna jest dedykowana jakiemuś miastu. Ta np. Taormina.

Sabadi Il Cioccolato Taormina 60 % to ciemna czekolada o zawartości 60 % kakao Nacional Fino de Aroma z Ekwadoru z morwą i kocimiętką; typ Modica.

Po otwarciu poczułam delikatny zapach wyraźnie oddający zioła i kwiaty. Pomyślałam o suszonych białych kwiatach; coś w tym było, co skojarzyło mi się ze "słodkim papierem". Oczami wyobraźni zobaczyłam też kruche nitki karmelu, twardy i szklisty karmel-ozdobę. W tle pojawiły się niejednoznaczne orzechy, sucha ziemia i soczyście-goryczkowata cytryna.

Tabliczka wyglądała na surową, masywną. Okazała się twarda i krucha. Odskakiwały z niej... kryształki cukru. Trzaskała średnio głośno, a temu towarzyszył chrzęst cukru. Było go całe mnóstwo dużo, a przekrój ogólnie wyglądał na ziarnistą zbitkę z cukrem.
W ustach rozpływała się w średnim tempie. Zaczęła łatwo i kremowo, dość tłusto. Zaraz jednak pojawiła się soczystość i ziarnistość. Kryształki prędko zaczęły delikatnie drapać w język i wyłaniać się coraz bardziej. Drapały w sposób coraz bardziej denerwujący. W zasadzie zdominowały całość, miałam wrażenie, że w ustach mam zlepek kryształków w "jakiejś gęstawej mazi" (czekoladzie). Kryształków i kawałków dodatków. To mikroskopijne, nasiąkające kawałeczki i patyczki ziół oraz kawałeczki suszono-wilgotniejących owoców morwy. Były to jakby jędrno-żelkowe, twardo-miękkie drobinki z miękkimi farfoclami (pestki z miąższem?).

W smaku, gdy odgryzałam kawałek, pierwszy uderzał cukier o... czystym smaku cukru, acz w tym przypadku wyraźnie z "karmelowawą" nutą, bo to trzcinowy. Gdy po prostu umieszczałam kawałek w ustach, nie było aż tak źle, acz to właśnie też karmelowo-cukrowa słodycz mnie witała.

Szybko zaznaczyła się jednak także gorzkość. Wzrosła błyskawicznie, przedstawiając się jako czarna ziemia. Była sucha, acz jakby chłodna. Odnotowałam węgiel z nieco naturalnie słodkawym echem i kawę. Kawę ziarnistą, zaparzoną i... już przestudzoną? Ziemia zaczęła przy niej nabierać wilgoci. Z oddali kibicowała jej nutka-nuteczka wina.

W tym samym czasie, ale jakby zupełnie obok, nieintegralnie rozchodziła się słodycz. Reprezentowała karmel. Trochę jakby zgaszony. Palony... ale nawet nie mocno. Po prostu nie strasznie słodki. Oczami wyobraźni widziałam kruche, wyglądające jak bursztynowe szkło, nitki-pajęczyny ozdobnego karmelu. Karmel pomieszał się z kwiatami.

Kwiatów zebrało się sporo. Wiązały się z suszonym motywem. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa do głowy przyszedł mi suchy i słodki papier. Wniósł lekką cierpkość, a kwiaty przywołały zioła. Za kwiatowo-ziołowym, słodkim splotem mignął kwasek podobny do cytryny. Nie jednak w pełni cytrynowy, a bardziej jak ziołowo-goryczkowata, lekko słodka cytryna.

Gorzkość ziemi i kawy zrobiła trochę miejsca orzechom włoskim. Może także migdałom? Lekko marcepanowym, i łagodzącym bazę? Czekolada jednak jakby nie chciała złagodnieć. Kawa wylała się na ziemię i oto poczułam niemal dominującą, wilgotnie-soczystą ziemię. Cytrusowość znalazła w niej upust i też ją podkreśliła. Wyłoniło się z niej także czerwone wino. Wytrawne i cierpkie w jednej chwili, a za moment...

Znacznie słodsze. Na język zaczęły wylegać kryształki, a wraz z nimi drastycznie podskoczyła słodycz. Ziemia NIEMAL dominowała, bo jednak to właśnie cukier skupiał na sobie lwią część uwagi. Osłodził wino, przekierowując je na nutę wiśniowo-kwiatową. Pomyślałam o kwitnącej wiśni i... jeżynach rosnących na niskich krzewach, na których obok owoców było sporo białych kwiatów. Cukier do wszystkiego dodał karmel. Poczułam słodko-cierpką nutę jakby połączenia wiśni, jeżyny i morwy białej (znam tylko taką) - obstawiam, że to właśnie dodatek jeżyny morwowej się odezwał.

Epizodycznie wśród kryształków pojawiały się drobinki ziół, dodatków, które podkręcały cytrusowo-ziołową, słodko-rześką lub papierowo-kwiatową, jakby nasączoną winem nutkę - zależy, co to akurat było. Raz po raz smak robił się trochę apteczny, jednak gdy akurat to cukier się skumulował, do głowy przychodziła mi słodzona kawa.

Pod koniec czekolada wydała mi się bardzo ziemista i jakby ziemia ta była nasączona winem i cytryną. Z lekką goryczką cytryny i wysoką, cukrowo-drapiącą słodyczą, co skojarzyło mi się z naturalną apteką.

Gdy czekolada rozpuściła się, został cukier robiący to nieco wolniej od niej, ale w końcu też znikający,  zostawały tylko małe kawałeczki dodatków.
Kocimiętka smakowała jak orzeźwiająca "cytrynowa mięta". Zawarła w sobie słodycz i lekką cierpkość, pozostawiając odrętwienie języka jak anyż (wydaje mi się, że kakao bardzo podkręciło jej smak).
Z kolei jeżyna morwowa kojarzyła mi się z połączeniem jeżyny i wiśni przerobionych na apteczny syrop, splecionych sucho-kwiatową, jakby zgaszoną słodyczą (suszoną morwę jadłam tylko białą, ta była podobna, ale jakby właśnie wymieszana z tymi ciemnymi owocami).

Po zjedzeniu został posmak cukru trzcinowego przede wszystkim, lekka ziemistość i dość mocna, ziołowa słodycz nasuwająca na myśl miętę oraz splątana z cierpkością. Do tego echo wina, orzecho-marcepanu... i czułam też zmęczenie cukrem. Nie było to jakieś strasznie przesłodzone, ale w denerwujący sposób jawnie cukrowe.

Całość bardzo mnie rozczarowała, bo czuć cudny, ziemiście-winny, kawowo-orzechowy smak samej bazy - prawdopodobnie rewelacyjnej, a także cytrynową soczystość, kwiaty. Wydaje mi się, że kocimiętka i morwa mogły świetnie zgrać się i nawzajem podkręcać z tymi ekwadorskimi, jednak... od wszystkiego jakby usilnie cały czas starał się odciągać uwagę cukier. Czuć go bardzo wyraźnie, a przez strukturę aż trudno skupić się na innych aspektach czekolady. Denerwował mnie, drapał i szorował język i podniebienie, przez co miałam wrażenie, że ucieka mi to, co naprawdę warte uwagi i nie umiałam się tym cieszyć, przez co po 1/4 skończyłam. Nie chciałam zostać z niemiłymi wspomnieniami i zmęczeniem strukturą - ta kryształkowa wyjątkowo mnie odpycha (a jednak ogół, a więc taka niewielka zawartość kakao i "czekolada z dodatkami" nie są warte tego, bym miała się próbować przemóc).
Oddałam Mamie. Ona co prawda nie czuła w niej żadnych konkretnych nut, ale i tak czekolada ją zachwyciła. Powiedziała: "I ta słodycz, i kwaśność przyjemna w niej była, że ogólnie bardzo mi smakowała. W sumie nawet tych dodatków jakoś specjalnie nie czułam, tylko w zębach zostały, ale tak to pyszna. I ten typ taki fajny. Pewnie dlatego, że ten cukier tak wyraźnie wyeksponowano, to mi smakowała, choć ciemna". Wtedy też zgadłam, że pewnie smakuje jej tak bardzo, bo to cukier trzcinowy, a Mama odparła: "No, to skoro trzcinowy, to pewnie masz rację, bo uwielbiam go. Ostatnio to w ogóle się w nim zakochałam, w tym jego smaku... to i ta czekolada pewnie mi dzięki niemu smakowała" (a zakochała się, bo zaczęła piec ciasta i właśnie trzcinowego używa).

Jak dla mnie typ Modica to odbieranie potencjału znakomitej bazie i marnowanie ciekawych dodatków. Wszystkie one bowiem nikły w obliczu cukru, którego było paskudnie dużo. Może gdyby jeszcze to była czekolada np. 80% kakao... ale przy 60% ilość cukru doprowadzała do szału. Mimo że całość nie wyszła cukrowo przesłodzona. I choć rozumiem, że to taki typ, to uważam, że trzeba wiedzieć, do czego on pasuje, a do czego nie. Poza tym, mam ogromny żal do producenta, że nigdzie nie zaznaczył, iż jest to właśnie czekolada tego typu.


ocena: 6/10
kupiłam: EcoWybrane.pl
cena: 20,80 zł (za 50g)
kaloryczność: 483 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, jeżyny morwowe 2%, kocimiętka Nepetella 0,8%

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.