sobota, 22 lipca 2023

Amano Ocumare Village Venezuela 70 % Dark Chocolate ciemna z Wenezueli

Kocham czekolady Amano i żałuję, że w sumie w ofercie mają tak niewiele. A w Polsce jeszcze z dostępnością problem! Stąd, gdy tylko dostrzegłam nieznaną mi Amano na The High Five Company, byłam na nią zdecydowana. Właściwie, m.in. ona była moją motywacją, by skontaktować się ze sklepem, czy możliwe jest zamówienie pojedynczych tabliczek z kategorii "dla sklepów".

Amano Ocumare Village Venezuela 70 % Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Wenezueli, z okolic wioski Ocumare.

Po otwarciu poczułam wyrazisty duet kawy i drzew, związany ziemistym "sznurem", a także jakby motyw... gorzkiego chodnika? Poprzez niego wemknęły się gorzkie przyprawy, w tym kardamon i coś nieco wytrawniejszego, ale zarazem słodko-korzennego... kolendra-przyprawa? Soczystości nie brakowało. Choć płynęła też od przypraw, należała głównie do jeżyn i suszonej, ale bardzo soczystej żurawiny. W tle zawinął się jakiś cytrus... Chyba pomarańcza. I wędzona śliwka, ewidentnie z nutką dymu. Owoce stworzyły w mojej głowie obraz kaszy manny z owocami; czegoś owocowego, ale na ciepło. Było to też wyraźnie słodkie słodyczą miodu, acz też jakby "ciepłego".

Bardzo twarda tabliczka podczas łamania trzaskała głośno w nieco kruchym tonie, choć nie kruszyła się. Była masywna jak zbita skała, esencjonalna, ale zdradzała, że w ustach może się to zmienić.
W nich rozpływała się bardzo wolno i błogo leniwie. Zmieniała się w coraz bardziej mięknący, śmietankowo-pełny i gęsty, zbity krem; jakby grudkę kremu. Zawarł w sobie lekką suchość i kropelkę soczystości.

W smaku pierwsza przywitała się bardzo słodka pomarańcza, po czym część słodyczy nieco od niej odpłynęła. Czułam też... słodycz inną, bardziej dymno-paloną, trochę nasuwającą na myśl przyprawy.

Pozostała część słodyczy została przy owocach, zatapiając pomarańcze w miodzie. Rosła ogólnie, więc pomyślałam o jasnym miodzie też czystym, samym. Acz jakimś bardziej rześkim, np. akacjowym.

W tym czasie w tej rześkości pojawił się anyż i lukrecja. Podkreśliły przyprawy i gorzkość. Gorzkość prędko się umocniła, acz wydała mi się nieco leniwa. Do głowy przyszedł mi chodnik i ziemia... po których powoli przesuwał się dym? Mimo to, całość nie wydawała się bardzo palona, bardziej jakby nasączona i przesiąknięta dymem. Była rześka - przyprawy to zapieczętowały, bo oto jakby soczyście-korzenne kuleczki kolendry posypały się po wilgotnym podłożu.

Pomarańczowa nuta wcisnęła się w dżem z jakiś ciemnych owoców. Był bardzo słodki, doszukałam się w nim nuty palonego, karmelowego cukru (wciąż szlachetnego), po czym owoce ruszyły zdecydowanie, acz też w słodkim kontekście. Czułam przede wszystkim powidlano-wędzone śliwki. Otaczał je dym, krył kwasek. Tego znalazło się tam niewiele.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa przyprawy skupiły się na gorzkości, lecz i ostrość fundowały. Kardamon, goździki, lukrecja - wszystkie one były tak wyraźne, że myślałam, iż zaraz przełożą się na odrętwienie języka. Ze spokojem połączyły niemal chłodną rześkość i prawie pikantne ciepło.

Nagle jednak pojawił się łagodniejszy wątek. Przy owocach zasugerował delikatną kaszę mannę. Wyobraziłam sobie miskę z nią i owocami, wszystko może lekko posłodzone miodem.

Śliwki zaprosiły żurawinę. Pomyślałam o suszonej, ale soczystej, typu miękkiego (np. Helio So Soft, o których pisałam na Instagramie). Czyżby zaplątały się tam jakieś pojedyncze jeżyny? Śliwka z żurawiną zdecydowały się na tylko sugestię kwasku.

Łagodniejsza mgiełka dotarła też do ziemiście-gorzkich stref. Dodała im trochę maślaności, kojarząc się z delikatnymi, naturalnie słodko-maślanymi nerkowcami. Kasza manna zmieniła się właśnie w nie. Przyprawy wsypały się... do gorzkiej, czarnej kawy. Była mocna. Podkreśliły ją drzewa i lekka orzechowość. Pomyślałam o drewnie palonym, nasiąkniętym palonością i dymem, ale już dawno zagaszonym. Wróciła myśl o gorzkim, mokrym od deszczu chodniku i ziemi.

Słodycz w deszczową rześkość też próbowała się wpasować, gdy tak gnała przed siebie. Połączyła miód o ostrawym charakterze z echem palonego, zadymionego cukru oraz lukrecją, anyżem.

Po zjedzeniu został posmak kawy - tu już zadeklarowała się wyraźniej - osnutej nutami dymu, węgla, popiołu... Mieszały się z przyprawami: lukrecją i kolendrą, a także słodką soczystością. Ta należała do ciemnoczerwonych, niejednoznacznych, jakby podkręconych pomarańczą. Do tego czułam echo maślanych orzechów nerkowca i zaskakująco w tym momencie niską słodycz.

Całość bardzo, bardzo mi smakowała, a moim jedynym zarzutem jest tak silna i znacząca słodycz. Może też nieco nazbyt spokojny charakter... Miód, palony cukier, słodycz owoców i przypraw - słodycz była wszędzie. Kwasku niewiele, mimo nut soczystej żurawiny, śliwek i pomarańczy. Wszystkie wyszły jakoś głównie... słodko. Podobała mi się esencjonalna gorzkość kawy, chodnikowo-ziemiste skojarzenia. To, że tonowały je akurat nerkowce też w sumie na plus (dobrze, że one, a nie coś innego). I wreszcie przyprawy! Jakże wyraziste i jednoznaczne. Lukrecja, anyż, kardamon - ich goryczka, rześkość, ostrość ciekawie wszystko przeszywały. A jednocześnie... to chyba też umacniało słodycz (choćby i kontrastowo?).


ocena: 10/10
cena: €8,45 (za 85g; dostałam rabat)
kaloryczność: 505 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym

Skład: ziarna kakao, czysty cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, całe ziarna wanilii

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.