poniedziałek, 3 lipca 2023

krem The Protein Works Loaded Nuts Brownie Deep Choc Dive

Zdaje się, że czytam i czytam składy kupowanych produktów, chcąc ustrzec się przed tym, czego nie lubię, a i tak zawsze się w coś właduję i potem kręcę nosem. Z tym kremem jednak gapiostwo koniec końców wyszło na plus. Chodzi o to, że przed zakupem nie dostrzegłam wciśniętego między ciemną czekoladę a kawałki brownie oleju rzepakowego. Dopuszczam, że słowa dostrzegłam, ale musiałam uznać je za skład szczegółowy któregoś z dodatków. Kremów z olejem bowiem nie toleruję, kompletnie nie pasuje mi ich struktura. Krem dla mnie ma być masywnie orzechowy! A jednak ten właśnie ogólnie, całościowo wydawał się na tyle kuszący, że gdybym pewnie zarejestrowała fakt obecności takiej ilości oleju, byłabym w kropce, co zrobić: kupić? nie kupić? A tak... już był. I wierzyłam, że wciąż mimo wszystko nawet u mnie ma szanse.

The Protein Works Loaded Nuts Brownie Deep Choc Dive to masło orzechowe (krem / pasta) z fistaszków z czekoladą ciemną (20%), różową solą himalajską i kawałkami brownie (3,5%), produkowane przez The Protein Works dla Gym Beam.

Po otwarciu uderzył zapach mocno prażonych orzeszków ziemnych, które w kompozycji zdecydowanie królowały, a także ciemnej czekolady, wtapiającej się w motyw ciemnoczekoladowego ciasta, sowicie przypieczonego, wręcz przypalonego brownie-murzynka. Paloność i lekka ziemistość czekolady wiązały się także ze słodyczą, acz nie za silną. Z czasem fistaszki, mieszając się z nią i serwując trochę maślaności, zasugerowały jakieś ciasto nieco snickersowe.

Krem na wstępie mnie zszokował. Na wierzchu nie wydzieliło się ani odrobinkę oleju, ale to nie to. Chcąc zanurzyć łyżkę, trafiłam na opór, bo zetknęłam się z warstwą twardych kwadracików (około 1cm x 1cm), powiedziałabym że czekolady. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to ciastka czy raczej ciastko-brownie. I... gdzie szok? Otóż te "kawałki brownie" dodali głównie na wierzchu, co uważam za problematyczne, gdy chodzi o równomierny podział i mieszanie wszystkiego. Ciastka były bowiem sucho-chrupiące, a nie chciałam, by się pokruszyły i np. zaraz rozmemłały w kremie... Stąd zgarnęłam je z wierzchu i odłożyłam do oddzielnego słoiczka, by po prostu potem sobie zgarniać, ile akurat trzeba do nakładanej porcji kremu. Potem okazało się jednak, że trochę ciastek dodali też wmieszanych. Przy nakładaniu-mieszaniu część musiałam rozwalić, bo poszły w okruszki-drobinki, na oko czarne kropeczki.
Sama masa bowiem była bardzo gęsta i zwarta. Od razu widać i czuć kremowe zagęszczenie czekoladą. Choć wyglądała, jakby było w niej mnóstwo drobinek, miazgowy efekt okazał się minimalny do tego stopnia, że krem można zaliczyć do tych bardziej gładkich i jedynym dodatkiem do gryzienia były brownie.

Krem cechowała początkowa, esencjonalna gęstość. Był ciągnący i masywny, lecz z czasem jakby nieco się podtapiał.
W trakcie jedzenia potwierdził swoją gęstość, sam trochę przypominając gęste i maziste, zalepiające ciasto typu brownie. Był kremowy i tłusty, ale nie w ciężki, a miękko-oleisty sposób. Mimo to, wydał mi się dość konkretny. Do tego dołożyła się też dodatkowo zagęszczająca wszystko wyraźnie wyczuwalna czekoladowość. Masa nie była idealnie gładka, ale ku mojemu zaskoczeniu specjalnie miazgowo-drobinkowa też nie. Wykazywała natomiast lekką pylistość, która przy zetknięciu się z okruszkami ciasto-ciastek, pyliście trzeszczała / skrzypiała.
Krem zalepiał i rozpływał się w tempie umiarkowanym. Choć nie był oleisty nachalnie, to jakby tą oleistością dziwnie przytykał.
Kawałki ciastko-brownie każdorazowo dodawałam sobie na wierzch, raczej nie mieszając. Niektóre chrupałam osobno, niektórym pozwalałam poprzebywać w ustach wraz z masą. Nie nasiąkały i nie rozpuszczały się od niej... może leciutko, minimalnie po dłuższym czasie, gdy nadgryzłam. Tak do końca zachowywały kruchość i chrupkość.
Właśnie bardziej chrupiącymi i kruchymi ciastkami, aniżeli brownie, bym je nazwała. Ewentualnie... przypieczonym na sucho wierzchem brownie. Były jak konkretne, sucho-kruche ciastka. Ani specjalnie napowietrzone, ani też gęsto-zwarte. Gdy je gryzłam, przeistaczały się w masę ziarniście-pylistą. Nie wlepiały się w zęby.
W dodatku w masie raz po raz, acz na szczęście nie często, trafiałam na drobne kryształki soli.

W smaku krem uderzył gorzkością ciemnej czekolady. Zaraz dołączyły do niej lekko gorzkawe, prażone orzeszki.

Prażone arachidy rozeszły się po ustach, eksponując w pełni swój smak, a jednak mimo wszystko oddały czekoladzie pierwszeństwo. Utworzyły bazę, tło, a ona...

Dała się poznać jako wyraźnie gorzka i lekko cierpkawa, ale jednocześnie słodka. Miała w sobie palono-ziemisty motyw, ale i słodyczy jej nie brakowało. Masa za sprawą czekolady wydała mi się lekko szlachetnie waniliowa.

Słodycz czekoladowa obudziła naturalną słodycz fistaszków. Te mimo wyraźnie prażonego charakteru, roztoczyły także maślaność. Odnotowałam też coś, co w pierwszej chwili określiłam jako "stęchły aromat". Mniej więcej w połowie rozpływania się porcji w ustach pomyślałam o ciemnoczekoladowym brownie na bazie fistaszków lub... snickersowym cieście? Słodycz rosła i wydała mi się aż mlecznawo-maślana oraz dziwnie wodniście-oleiście smakowo rozrzedzona. To mi uzmysłowiło, że ów "stęchł aromat" to oleista nuta.

Gdy przegryzłam masę kawałkami brownie, budziły w niej prażony motyw i cierpkość czekolady.

Sama jednak masa z czasem splatała nierozerwalnie ciemną czekoladę i fistaszki, zgrane za sprawą palono-prażonych tonów oraz lekkiej gorzkości. Mimo jej obecności, pod koniec rosła też słodycz bazy. W pewnym momencie ryzykownie, ale w sumie... adekwatnie. Raz po raz w prażeniu pojawiała się sól. Raz jako niemal nieuchwytne echo, raz wyraźne ukłucie. Podkreśliła głównie słodycz, która pod koniec jedzenia wydawała się już nieco przesadzona właśnie przez kontrast z solą. W jednym miejscu w pojemniku trafiło mi się bardzo dużo soli, co wspominam ze wstrętem.

Brownie, zjadane głównie po samym kremie, uderzały gorzkością kakao. Wyraźnie to właśnie nim smakowały. Zaraz pojawiło się bardziej cierpkie kakao w proszku, wniosło taki... suchy smaczek? Dołączyła do niego nuta przypalenia (ale jeszcze nie spalenizny), a także słodycz. Miała nieco karmelowy charakter, ale gdy tak brownie podgryzałam i podsysałam, wydała mi się cukrowa. Cukier czuć w nich wyraźnie, acz tragedii nie było. Kojarzyły mi się trochę ze szlachetniejszymi i bardziej wyważonymi ciastkami typu Oreo. Brownie same w sobie potrafiły mignąć słonawą mgiełką (sodą?).

Krem zagarnięty po brownie wydawał się jeszcze bardziej fistaszkowo-prażony, a także dokładnie ciemno czekoladowy - w momencie gdy brownie były wyraziście kakaowe. Gdy tak jadłam i jadłam, mieszanie się tego wszystkiego, jak dla mnie coraz bardziej sprawiało, że słonawość zwracała na siebie uwagę (acz możliwe, że jestem bardzo wyczulona, bo w ogóle jej nie używam).
W dodatku gdy już wykańczałam opakowanie, przy samym dnie wydaje mi się, że bardziej doskwierała mi jakby oleistość wymieszana z plastikowym echem. To nuta znikoma, ale działająca na niekorzyść, to pewne.

Po zjedzeniu został cierpko-kakaowy posmak z zaznaczoną wyraźnie przypaloną ciastkowością. Do tego doszły mocno wyprażone arachidy i słodycz. Trochę cukrowa, trochę szlachetna. Całość jednak była bardziej gorzka, mocna, nie jakaś tam słodziaśna. Myśli trzymały się fistaszkowego brownie i snickersowo-czekoladowego murzynka oraz kakaowych ciastek z typowym masłem orzechowym z nutą soli.

Całość była smaczna, ale nie w pełni w moim typie. Gorzka od czekolady i kakao, ale też trochę fistaszki wyszły gorzko. Bardzo mocno je uprażyli - wolałabym mniej, ale do ogółu w sumie i to się wpasowało. Brownie to raczej ciastkowate kawałki niż typowe brownie. Nie przekonuje mnie do tego, jak je dodali. Wolałabym kapciowate kawałki wmieszane w masę. Skojarzenie z fistaszkowym brownie i snickersowym murzynkiem na plus. Słodyczy nie brakowało, ale na szczęście nie była ani bardzo za silna, ani nieadekwatna. W końcu mi jednak przeszkadzała trochę przez... sól. Ok, nie było jej dużo, ale... nie pasowała mi. Nie cierpię soli i każdą jej ilość uważam za zbędną. Podobnie denerwowała mnie oleistość i konsystencji, i smaku. Też - może nie strasznie wysoka, ale mi wydawała się obca w takim kremie i zupełnie niepotrzebna. Zakupu w sumie nie żałuję, wiem jednak, że drugiego słoika nie kupię, a ten do końca zjadłam, bo już był (ale krem wyszedł tak, że wolałabym, by był znacznie mniejszy, by zjeść na raz i nie musieć do niego wracać). I żałuję, że zdecydowali się na plastikowy pojemnik, a nie na szklany słoik.
W sumie to poziom podobny do kremu Amix Nutrition Amixella Triple Brownie flavour.

Gdyby nie sól i oleistość, krem mógłby mieć 9. Szkoda więc, bo to tylko kwestia "nie dodać czegoś". O ile w przypadku soli, kupując liczyłam, że może nie będzie wyczuwalna, bo np. dodali znikomą ilość, by doprawić, tak za to, że nie zauważyłam, iż w składzie między czekoladę a kawałki brownie wcisnął się olej, byłam na siebie zła. Ech, muszę być ostrożniejsza.


ocena: 7/10
kupiłam: gymbeam.pl
cena: 49,90 zł za 500g
kaloryczność: 598 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: orzeszki ziemne 68%, ciemna czekolada 20% (miazg kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, emulgator: lecytyna sojowa; naturalny aromat waniliowy), olej rzepakowy, kawałki brownie 3,5% (jaja, cukier, pszenna mąka, słodka śmietanka z solą, niskotłuszczowe kakao w proszku, cukier Demerara, mąka kukurydziana, sól, środek spulchniający: wodorowęglan sodu), sól himalajska różowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.