czwartek, 6 lipca 2023

Saldac Chocolat El Inti Chocolate Cru 75 % Raw Chocolate / Chocolate Crudu Origine Pangoa Perou Pur Criollo ciemna z Peru

Polubiłam się z marką El Inti, więc żałuję, że mają w ofercie tak niewiele czystych tabliczek. Gdy więc tylko zobaczyłam - w tamtym czasie - nowość, zakupiłam. A ostatnio uznałam, że muszę ją otworzyć, bo strasznie dawno nie jadłam czekolady z surowego kakao. A na nie narobiłam sobie ogromnej ochoty, ponieważ kupiłam surowe kakao jakiejś nieznanej mi marki i wcale surowo nie smakowało, więc czuję niedosyt. 

Saldac Chocolat El Inti Chocolate Cru 75 % Raw Chocolate / Chocolate Crudu Origine Pangoa Perou Pur Criollo to ciemna czekolada o zawartości 75  % surowego kakao criollo z Peru, regionu Pangoa.

Po otwarciu poczułam wysoką słodycz kwiatów zmieszanych z ziemiście-brudnym zapachem, który skojarzył mi się z kadzidłem w wariancie "henna". Był pozytywnie słodko-brudny, goryczkowaty. W tym przypadku mieszał się z migdałami i orzechami, a słodycz całości przejawiała soczystość. Pomyślałam o kwiatowym, soczystym miodzie i rodzynkach, może też innych suszonych owocach, a na pewno ogromnej ilości słodkich brzoskwiń i mango, podsyconych cytryną i mandarynką. Z echem wytrawniejszej, słodko-goryczkowatej pomarańczy?

Twarda tabliczka łamała się z bardzo głośnym trzaskiem, przypominającym huk z broni palnej. Wydała mi się masywna i lekko zawilgocona, acz w dotyku bliżej jej było do pylistej kremowości.
W ustach rozpływała się powoli i maziście. Miękła po chwili, robiła się bardzo plastyczna. Zdradzała lekką tłustość, ale przede wszystkim sprawiała wrażenie wilgotniej... niczym wilgotne ciasto. Z pojawiającym się z czasem pylistym efektem. I może trochę ulepkowym?

W smaku pierwszą poczułam kwaśność, kojarzącą się z wilgotnym asfaltem. Zaraz zalała go soczysta cytryna, którą ścigała słodycz mandarynek. Było kwaśno, cytrusowo, ale właśnie też słodko, przy czym... motywy mniej spożywcze igrały z resztą.

Pojawiła się gorzkość ziemi. Niosła ze sobą pewne poczucie... brudu? Jakbym miała do czynienia z ziemistym, brudnawym kadzidłem albo już popiołem z niego, wysypanym na ziemię. Ziemia podkręciła poczucie surowości.

Słodycz też wypłynęła z soczystości, ale podchwyciła kadzidlaność. Wyskoczyły rodzynki (raczej jasne), lecz zaraz zebrało się więcej palonego karmelu. Ziemia wydała mi się przy tym nieco rozgrzana. Paloność karmelu i kadzidła stały się jednym, a ja odnotowałam nieśmiały miód i kwiaty.

Mandarynki zmieniły się w pomarańcze, mieszały się z cytryną. Wyrazisty cytrusowy splot mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa przygarnął do siebie soczyście kwaśne, a tylko trochę słodkie brzoskwinie i mango. Pomyślałam o owocach z puszki albo raczej naturalnej, choć strasznie słodkiej, zalewie na bazie miodu. Przez chwilę owoce wydały mi się duszone, nasączone czymś mocnym i szlachetnym, np. brandy.

W pewnym momencie ziemię, brud coś zaczęło hamować. Wyobraziłam sobie palące się kadzidełka koniecznie na drewnianej podstawce. Trochę drewna przywołało orzechy i migdały, lekką maślaność. Kompozycja złagodniała, pomyślałam o kadzidlanym pyle... Jakiegoś różanego kadzidła? A potem kadzidło znów przybrało na mocy i wróciła ziemia.

Ziemi towarzyszył smolisty kwasek i drewno. Znowu do głowy przyszło mi brudnawo-słodkie kadzidło, oddające zapach henny. Było w nim lekkie ciepło, goryczka. Migdały pobrzmiewały i tu.

Smołę i wilgotny asfalt podkreślała ziemia, a one raz po raz przecinały owoce, przypominając, że mają być raczej kwaśne niż słodkie. Słodycz więc uchylała się, była delikatna i soczysta. Po tym złagodzeniu kwiaty pozwoliły sobie na więcej i przedstawiły się jako białe róże, miód nieco się rozmył, karmel... Ten trochę z kadzidlanym ciepłem trzymał, ale i jego nie było za wiele. Zmieszał się z mandarynkami i resztą cytrusów.

Pod koniec, w kwaśności owoców, za kwiatami odnotowałam jakieś jagódkowato-leśne, ciemne, ale nie zagrzały miejsca, bo przegnał je parujący asfalt i ziemia.
Ziemia zostawiła daleko w tyle maślaność, acz właśnie gdzieś obok niej obudziła się na moment nawet pewna nabiałowość - kefir, jogurt naturalny? Nie na długo jednak - zaraz zniknęła zupełnie.

Po zjedzeniu został posmak cytryny osłodzonej mandarynkami oraz pył, popiół z kadzidła o ziemistym charakterze. Trochę próbowały łagodzić migdały i karmel, może migdały w karmelu, ale nieznacznie. Czułam też słodycz lżejszego, kwiatowego miodu i... z czasem więcej kwiatów, a dokładniej róż po prostu.

Zakochałam się. Soczysta, owocowa kwaśność cytryn i innych cytrusów została lekko osłodzona owocami, a więc mandarynkami, brzoskwiniami i miodem, kwiatami, co wyszło delikatnie, nie za słodko. Kwasek i gorzkość napędzała ziemia, brudne kadzidła ("henna"), a potem też drewno i trochę migdałów. Niby były też wątki łagodniejsze, ale chwilowo. Zawarła w sobie ciepłe tony rozgrzanej ziemi, dymu, kadzidła i rozgrzanego asfaltu, ale nie była palona.

70 % była bardziej palono-kawowa, więcej w niej migdałów, acz te są nutą wspólną, jak i dym, kadzidlaność - choć ten wyszedł w innym kontekście. Karmel, miód, likier - to wszystko przełożyło się na wyższą słodycz podlinkowanej. W dodatku cytryny w 70 % jawiły mi się aż cukierkowo. Choć w obu miód wydawał się soczysty, 70 % była soczystsza kwaśniejsza od owoców i dymno-smoliście-asfaltowych nut, związanych z brudną ziemią.
W przypadku dzisiaj opisywanej czułam trochę nut, m.in. róże, rodzynki, "kwachowatość cytryny" i ziemia bardziej związanych z 85%.


ocena: 10/10
kupiłam: magicznyogrod.pl
cena: 23,90 zł
kaloryczność: 619 kcal / 100 g
czy znów kupię: możliwe

Skład: ziarno kakao, nierafinowany cukier trzcinowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.