piątek, 22 września 2023

Prime Chocolate Peru Maranon 85 % ciemna

Pewnego dnia z żalem myślałam o tym, że nie ma skąd zdobyć białoruskich, rewelacyjnych czekolad Prime. Nagle mnie olśniło, że może warto napisać bezpośrednio do producenta. Tu pozwoliłam sobie zapytać, czy jako bloggerka mogę liczyć na wysłanie tabliczek do testów. Okazało się, że tak. Mało tego, trafiłam w odpowiednim czasie, bo akurat ktoś od nich jechał do Polski i nie było problemów z przesyłką. Jedną z otrzymanych czekolad była właśnie ta, wyjątkowo o wyższej zawartości 85% (bo większość Prime to 70%). Zrobiono ją z niemal zupełnie białej odmiany kakao. Nie mogłam się jej doczekać z dwóch powodów. Przede wszystkim czułam, że będzie pyszna, ale czekało mnie jeszcze porównanie z tabliczką z tego samego kakao, ale o jego mniejszej zawartości.

Prime Chocolate Peru Maranon 85% to ciemna czekolada o zawartości 85 % kakao z Peru, z regionu Cajamarca, okolic kanionu Maranon.

Po otwarciu poczułam zapach głównie orzechów pekan i laskowych, którym towarzyszyły tosty z masłem. Musiano je wypiec dość porządnie. Wkradła się do nich goryczka słodu, trochę siana. Może nawet odrobinka ziemi? Myśli skupiły się jednak bardziej na zbożu i jego nieco neutralniejszym charakterze. Mieszał się z subtelną, a i tak drapiącą słodyczą miodu... Nie jednak samego miodu, a jakby składnika malinowo-miodowych cukierków. Owoców także czułam całkiem sporo. Właśnie głównie słodko-kwaskawych malin, ale też charakterniejszych jeżyn i wiśni. Pierwsze miały aż cukierkowe, urocze zapędy, lecz ogół nie wyszedł przesłodzony (dzięki tym kwaśniejszym owocom).

Tabliczka była twarda, acz wydawała się i tak raczej delikatna, na pewno krucha, mimo że nie kruszyła się jakoś specjalnie. Łatwo się ją łamało. Słychać przy tym było średnio głośne, chrupkie trzaski, acz przy odgryzaniu kęsa wykazywała pewną miękkość.
W ustach miękła szybko, a rozpływała się łatwo, w tempie umiarkowanym w sposób maślano-oleisty. Była dość tłusta i zwarta, choć cechowała ją gładka i lepka kremowość. Kształt zachowywała niemal do końca, acz podniebienie pokrywała nieco oleistą mazią. Z czasem rosła miękkość i soczystość, nieco rozganiająca tłustość.

W smaku pierwsza polała się słodycz miodu i drobnych, białych kwiatów. Natychmiast wyobraziłam sobie kwitnące krzaczki truskawek oraz miód malinowy, po którym pojawił się bardziej dżem czy malinowa masa duszona i posłodzona miodem. Oraz wanilią?

Z lekkim opóźnieniem rozchodziła się maślaność z pieczonym echem. Kojarzyła się z ciepłymi, dość mocno wypieczonymi tostami, sowicie wysmarowanymi masłem. Wemknęło się poprzez nie zboże, ziarenka... Pomyślałam o sianie i jakby ostrej, suchej trawie. W zbożowych tonach odnalazł się też słód.

Goryczka i cierpkośc pojawiły się szybko, lecz raczej jako dopiero zapowiedź. Połączyły słód z czymś mniej spożywczym - jakby "smakiem zapachu" benzyny i oleju?

Po krzaczkach z małymi kwiatkami pojawiła się herbata. Wraz z gorzkością płynącą leniwie, ale sama w sobie słodka i kwiatowa, delikatna ogółem. Wyobraziłam sobie naciągające liście, dodatek płatków kwiatów... Między innymi kwiatów wanilii? (wyobrażenie, nigdy ich nie wąchałam). Mignęła mi cytryna. Jakby szykowano jakiś plaster do dodania do naparu.

W tym czasie maślaność i gorzkość zmieniły się w orzechy. Głównie tłuste, same w sobie bardzo maślane orzechy pekan oraz orzechy laskowe. Także je podkreśliła palona nuta. Gorzkość rosła, a mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa wzbogaciła się o wyrazistszą cierpkość. Stał za tym nasilający się słód.

Słód i akcent cytryny wydobyły z kompozycji goryczkę, lekką cierpkość owoców. Najpierw pomyślałam o goryczkowatej skórce cytryny, potem ogólnie o cytrynie. Wypłynęło na wierzch trochę kwaśności.

Jednak cały ogrom miodowo-kwiatowej słodyczy jakby na zasadzie kontrastu przytoczył też wiele innych owoców. To już też maliny w pełnej okazałości. Słodkie i dojrzałe, które zostały podkreślone jeżynami i chyba wiśniami. Czułam te owoce, owoce leśne, zbierało się coraz więcej kwaśnych, charakterniejszych czerwonych. Konkretne a to wyłaniały się, a to zatapiały i rozmywały w tym bukiecie. Kwaśne leśno-czerwone były jednak podporządkowane cytrusom. Wśród nich poczułam limonkę.

Orzechy konsekwentnie kontynuowały też maślaność. Maślano-orzechowy splot płynął obok gorzkości. Pilnowały się wzajemnie, nasilając się równo, w harmonii. Maślaność z konwencjonalnej przeszła w tylko zupełnie orzechową. Słód wtedy wydał mi się bardziej cierpki. Pojawiła się ziemia. Może nieco zapleśniała i pikantniejsza? Zamknęła w sobie benzynowe zapędy goryczki.

Owoce przeniosły cierpkość w inne realia - o wiele soczystsze. Limonka umocniła się i częściowo wypchnęła z bukietu cytrynę. Maślaności podszepnęła nieco metaliczny aspekt. O herbacie też nie zapomniała - wciąż czułam cytrusową. Ta z kolei cały czas wydawała mi się niejednoznacznie waniliowa - jakby "kwiatowo waniliowa"?

Ziemista gorzkość wciągnęła w siebie trochę herbaty... Jakby tak wsiąkła w nią. To herbata z cytrusową, bardziej limonkową już, nutą oraz mnóstwem kwiatów.

Dzięki kwiatom ziemia wydała mi się wilgotnie-soczysta. Cierpkość pod koniec należała do płatków kwiatów, nierozerwalnie związała się z ich słodyczą, wzmocnioną miodem.

Po zjedzeniu czułam orzechowo-maślany posmak oraz sporo cierpkiej limonki. Było też bardzo słodko-soczyście za sprawą malin i jeżyn, a także słodkich, drobnych białych kwiatów. O goryczkę zadbał z kolei palono-pieczony słód.

Całość bardzo mi smakowała. Nieprzesadzona, miodowo-kwiatowa słodycz została przełamana kwaśnymi owocami, w dużej mierze limonką, ale też malinami, jeżynami i wiśniami. Te były słodko-kwaśne, więc od środka słodycz przełamywały. Sporo herbaty, zboże oraz orzechy pekan i laskowe stanowiły przyjemne, delikatne tło. Gorzkość nie starała się go zdominować, lecz i jej było odpowiednio sporo dzięki słodowi i ziemi. Podobały mi się nuty tostów, a właściwie to, że to one odpowiadały za stopień palenia / pieczenia. Chwilami czekolada robiła się ryzykownie maślana, ale na szczęście i ta nuta w większości jakoś się wkomponowała w resztę.
Zupełnie szczerze, myślałam, że 85% tej marki bardziej mnie zachwyci, a tak... jakoś nie leżała mi jej tłustość (smakowo-strukturalna). To w zasadzie jedyna wada.


ocena: 8/10
kupiłam: dostałam od producenta Prime (cocoa.by)
cena: ja dostałam, ale ich cena to 11€, czyli ok. 50 zł za 70g
kaloryczność: 563,5 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakao, nierafinowany cukier trzcinowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.