sobota, 16 września 2023

krem Sticky Blenders Arachid Vegan

Po tragicznym kremie (?) Sticky Blenders Oatmeal Matcha Bros, który była dla mnie jak cios w serce, bo zrobiła to marka, którą kocham za kremy 100%, musiałam zabić czymś to wspomnienie. Najlepiej pastą na pewno pyszną. Nie miałam jednak żadnej takiej, którą już jadłam... teoretycznie. Praktycznie bowiem miałam obiekt dzisiejszej recenzji, który w sumie już znałam, acz nie tak na czysto, bo w wersji z bananowym karmelem (Sticky Blenders Arachid Karmel z Banana). A wiadomo, że takie słodzidło na wierzchu jednak zmienia. Jak wiele? A to się miałam przekonać.

Sticky Blenders Arachid Vegan to "naturalny krem z lekko prażonych w piecu orzeszków arachidowych"; produkt wegański.

Po otwarciu poczułam subtelny, ale wyraźny zapach fistaszków lekko podprażonych. Skojarzyły mi się z głównie słodkim i łagodnym masłem orzechowym typu amerykańskiego ("peanut butter") z leciutkim echem soli. Po uporaniu się z olejem i w trakcie jedzenia, sugestia słoności rozmyła się w lekko prażonej, słodkiej toni. Ta wydawała się chwilami trochę duszna. 

przed i po uporaniu się z olejem
Oleju wydzieliła się średnia ilość. Zlałam niecałą łyżeczkę, a - ku swojemu zaskoczeniu - wymieszałam ok. 3 łyżeczek (zazwyczaj zlewam większość, a mieszam niewiele).
Krem był gęsty i zwarty. Już na oko widać w nim drobinki fistaszków, a więc tak lubiany przeze mnie "miazgowy" efekt. Ciągnął się, pokazując, jak to masywny jest.
W ustach rozpływał się powoli i jeszcze jakby trochę gęstniejąc. Okazał się mało tłusty, w sposób, jakby... próbował być soczysty? A jednak jedząc go, odniosłam wrażenie iż... w zasadzie jest suchawy. Ta suchość była raczej wrażeniem, to taka sugestywna suchość. Nawet tam, gdzie sporo oleju przemieszałam, a krem za jego sprawą zrobił się znacząco rzadszy, wrażenie to się utrzymywało. Dziwne (ani pozytywnie, ani negatywnie - trudno to jakoś ocenić). Zaklejał w moment, racząc mnie potem lekką miazgowością, nasuwającą na myśl niezbyt dokładnie przemielony sernik. Odpuszczał jednak łatwo, z czasem rzedł, a miazgowość przechodziła w miazgo-proszkowość. Masa podgryzana wydawała się świeżo trzeszcząca, skrzypiąca.
Mikroskopijne drobinki w zasadzie niewymagające gryzienia, gryzłam i ciamkałam na sam koniec. Okazały się świeżo trzeszczące właśnie, trochę jak marcepan czy zmielone wiórki kokosowe, i delikatne. Pojedyncze większe kawałeczki ni trzeszczały, ni chrupały. Też były delikatne w dość świeży sposób.

Od pierwszych sekund w smaku czułam wyważoną słodycz fistaszków. Najpierw pomyślałam o takich dokładnie obranych ze skórek z mocno maślanym echem.

Po chwili dołączyła do nich leciutko prażona nutka. Skierowała myśli ku bardzo delikatnemu, maślanemu i słodkiemu maśle orzechowemu typu amerykańskiego, a więc właśnie lekko podprażonemu "peanut butter", lecz nie zdążyło się na dobre rozgościć, a już pojawiła się drobna wytrawność i przegoniła je.

Mniej więcej w połowie rozpływania się porcji w ustach uwagę przyciągnął subtelny wątek fistaszkowych skórek, a prażona nutka przeszła jakby bardziej w prażono-pieczoną "smakową suchość". Utrzymywała się przez moment, po czym orzeszki mignęły skojarzeniem ze strączkami. Smak był zachwycająco "czysty", łagodny i maślany.

Po tym nieco bardziej prażono-pieczonym epizodzie wróciła słodycz, podkreślona nim. Sama w sobie jednak chyba właśnie na zasadzie kontrastu wydawała się należeć do arachidów niemal surowych.

Ciamkane drobinki nie odstawały smakiem od pasty. Też wydawały się niemal surowo-świeże i delikatne, jedynie miejscami wytrawniejsze w kontekście skórkowym i leciutko prażono-pieczonym. Wyraziste w swej delikatności.

Posmak jednak był już nieco wyraźniej prażono-pieczono arachidowy. Wciąż łagodny i słodki, ale też wytrawniejszy w mniej prażonym, a bardziej sucho pieczonym sensie. 

Konsystencja idealna - gęsta i miazgowa, jak lubię, choć z intrygującym efektem specyficznego skrzypienia / trzeszczenia. Delikatny i przejrzysty smak był słodki, ale nie przesadnie, wyraźnie fistaszkowy, nie zaburzony przesadzonym prażeniem czy pieczeniem. Miłe, że te nuty były tak wyważone. Podobała mi się też aluzja do amerykańskiego masła orzechowego - właśnie że była jedynie drobną aluzją, a nie jego mocniejszym motywem. To było... tak cudnie arachidowo "czyste" (co się rzadko spotyka). A "smakowa suchość" intrygowała. Nie osłabiła arachidowości - o nie. Wydawała się po prostu dość niecodzienna, ale ciekawostkowo - fajna.

Od razu przypomniała mi się pasta Sticky Blenders Arachid Karmel z Banana - dzisiaj opisywana w moim odczuciu zdecydowanie wygrywa. Nie jestem przekonana, czy tak delikatny krem jest dobrą bazą pod tego typu rzeczy jak karmel z banana, ale... niechaj im będzie. Bardzo się cieszę, że miałam możliwość wreszcie wczuć się w czysty arachidowy krem Sticky Blenders. Żadne przesłodzenie bowiem nie podkręciło w nim prażonej nuty czy coś. Dziś opisywany wydawał się bardziej surowy, a chwilami tylko lekko pieczony. I właśnie jak mam wybierać, czy prażone czy pieczone pasty wolę, stawiam na pieczone, to pewne.

Blisko mu do poziomu Grizly Krem orzechowy 100 % Delikatny / Smooth. Pyszny na tym samym poziomie, lecz specyfika konsystencji sprawiła, że był przyjemny jednorazowo jako ciekawostka. Nie chciałabym, by każda pasta fistaszkowa była właśnie tak sugestywnie sucha.


ocena: 9/10
kupiłam: stickyblenders.com
cena: 13,90 zł za 200g
kaloryczność: 567 kcal / 100 g
czy kupię znów: raczej nie

Skład: orzechy arachidowe lekko pieczone (100%)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.