wtorek, 1 sierpnia 2023

Wegańskie Serce Czekolada Gorzka 85 % ciemna z Afryki oraz Północnej i Południowej Ameryki

Kiedy pojawiły się nowości od marki Wegańskie Serce, jako że z nimi współpracowałam (czyli już kiedyś dostałam czekolady do recenzji), mimo że ze słodzikiem, postanowiłam spróbować. Bardzo podobają mi się różne inicjatywy, które wspierają, np. Fundację Gieniutkowo (Sanktuarium dla świnek i innych zwierząt hodowlanych). 
Jako ciekawostkę dodam, że traf chciał, że degustację tej tabliczki zaplanowałam akurat na 14 lutego, czyli walentynki. Bardziej adekwatna nazwa chyba nie mogła się trafić!

Wegańskie Serce Czekolada Gorzka 85 % to ciemna czekolada o zawartości 85 % kakao z Afryki oraz Północnej i Południowej Ameryki; bez cukru, słodzona słodzikiem erytrytolem.

Po otwarciu uderzył intensywny zapach mocno palonej kawy, nasuwający na myśl ziarna kawy w polewie kakaowej. Goryczkę kakao podkreśliło trochę ziemi, a paloność ukazała także palone drewno. Spalone na węgiel? Całość wykazywała także słodycz o rześko-chłodnym charakterze. Czułam tu miętę, eukaliptusa i inne zioła, ale też słodki wątek jakby likieru kawowo-kakaowego. Ten podsuwał na myśl kakaowe cukierki trufle (np. Odry; recenzja z 2017).

W dotyku tabliczkę odebrałam jako nieco ulepkowato-polewową, tłustą. Była twarda i trzaskała głośno, jakby była stwardniałą, zastygłą i bardzo masywną, gęstą polewą.
Przekrój miała zbity. Dało się w nim dostrzec lśnienie kryształków słodziku.
W ustach rozpływała się w tempie umiarkowanym, maziście, tłustymi falami pokrywając podniebienie. Była minimalnie lepkawa, średnio gęsta. Niby nieco kremowa, ale też jak ulepkowata polewa. Z czasem, pod koniec na jaw wychodziła pylistość.

W smaku przywitała mnie delikatna gorzkość w towarzystwie równie delikatnej słodyczy. Ta była bardziej pewna siebie i przedstawiła się ambitniej pierwsza, jako niemal chłodząca i miętowa.

Gorzkość zdecydowała się na mocno palony ton. Rosła szybko, acz względnie spokojnie. Oddawała drzewa, palone drewno i mocno paloną kawę. W pewnym momencie kawa wyraźnie i bez trudu zaczęła dominować. Pomyślałam o palonych ziarnach oblanych polewą kakaową. Tłustą, cierpkawą i słodką znacząco, choć nie zabójczo.

Ogólna słodycz była bowiem na średnio wysokim poziomie. Najpierw trochę wzrosła, potem trzymała się już jednego poziomu. Miała w sobie sporo z cukrowej słodyczy "czekolad deserowych", ale bardzo kojarzyła się też z ziołami, które choć z lekką cierpkością, są głównie słodkie. Wydawały się lekko ochładzać kompozycję. Do mięty dołączył eukaliptus i niemal świeżo-zielona nutka.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa palona nuta dotknęła poziomu przesady. Poczułam spaleniznę, acz próbowało ją nieco uprzyjemnić spalone drewno. Za drewnem przemknęło trochę przypalonego ciasta kakaowego, jakiś murzynek z polewą... Gorzkość na pewien czas złagodniała, a słodycz udawała zwykłą - białego cukru.

Pojawiła się nutka orzechów laskowych. Też raczej w polewie kakaowej średniej jakości. Przez pewien czas orzechy próbowały tchnąć w kompozycję trochę swojej naturalnej maślaności i słodyczy. Ta wymieszała ogólną słodycz z gorzkością bardzo spójnie i raz po raz zasugerowała nalewkę miętową i słodki likier. Może nawet nie jeden, a kakaowo-orzechowy i kakaowo-kawowy. Słodkie, ale i cierpkie. Kawa w tym kontekście nie odpuszczała, mimo że z czasem osłabła.

Cierpkość podkreśliła odrobinka ziemi. Pomyślałam o ziemi i wdeptanych w nią patyczkach, drewnie... Miejscu porośniętym krzakami i ziołami. Z wyczuwalnym, wieczornym chłodem, bo właśnie i miętowo-ogólnie ziołowa słodycz miała sporo do powiedzenia. Jednocześnie jednak aż zaczęła drapać w gardle, trochę jak zwyczajnie cukrowa.

Pod koniec słodycz zdradziła lekką słodzikowość, ale wciąż trzymała się raczej chłodzących, miętowych klimatów. Gorzkość wróciła wzmocniona jako cierpkość palonej kawy, spalonego drewna, lecz w tle i tak orzechowo-maślana nuta zaczęła bardziej się wyłaniać.

W posmaku została goryczka palonej kawy, myśl o murzynku z polewą kakaową, a także słodycz już bardziej zwyczajna. Wciąż trochę ziołowa, ale i słodzikowa... w zasadzie jako efekt lekkiego szczypania / gryzienia w język. Słodzik uwypuklił cierpkość średniej jakości. Do tego czułam tłustość... jakby naturalną słodkawą maślaność orzechów i taką... polewową maślaność?

Całość w zasadzie była smaczna. Mimo iż nie wywarła na mnie wielkiego wrażenia, zaskoczyła mnie pozytywnie, bo nie była słodzikowa. Słodzik wyszedł w niej nienachalnie, jak słodko-chłodne zioła (mięta, eukaliptus). Pasowało to do gorzkości palonej kawy i drewna. Ciastowo-likierowe nuty podkręcały słodycz i cierpkość, w momencie gdy pewna tłustość polewy starała się kompozycję łagodzić. Suma summarum, czekolada wyszła więc opcja wyśrodkowana i przystępna. Słodka, ale nie mocno i nie nachalnie, a także gorzka i od kakao, i od palenia.
Czekoladę odebrałam lepiej niż 70 %, która była mocno cukrowa, jakby z nutami cukru pudru i przez to ciężka. Podlinkowana wydawała się jednocześnie pełniejsza w nuty spalenizny: ciasta, drewna, kawy, a do tego czuć w niej złudną wanilię. 85% ze słodzikiem wyszła szlachetniej, bez tej napastliwości cukru, a jednocześnie gorzko w lepszym stylu. Ta też była mocno palona, chwilami z nutami spalenizny i polewy, ale lepiej wszystko w jej przypadku zagrało. Oczyszczenie składu na dobre wyszło Wegańskiemu Sercu! Mimo to, nie jest to tabliczka, która w większej ilości sprawiała mi radość - w konsekwencji jedną z trzech otrzymanych dałam do brownie Mamy.


ocena: 7/10
kupiłam: Wegańskie Serce (dostałam)
cena: dostałam
kaloryczność: 512 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, słodzik: erytrytol, kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, tłuszcz kakaowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.