środa, 30 sierpnia 2017

Michel Cluizel Mangaro Milk 50 % ciemna mleczna z Madagaskaru

Są marki czekolad, które szanuję i doceniam, ale które nie robią na mnie specjalnie wielkiego wrażenia. Cluizela uważam za wartego uwagi, ale na pewno nie w pierwszej kolejności. Piszę to na podstawie kilku już zjedzonych czekolad, a sięgając po ostatnią posiadaną. Pamiętałam bogactwo ciemnej Mangaro 65 % i trochę się bałam, że mleko przechyli już szalę i wcale nie wyjdzie ciekawiej, a... gorzej? Oby nie! Sięgnęłam po nią sama nie do końca wiedząc, na co mam ochotę i czego od tej czekolady oczekuję.

Michel Cluizel Mangaro Milk 50 % to mleczna czekolada o 50 %-owej zawartości kakao pochodzącego z Madagaskaru z plantacji Mangaro.

Po otwarciu poczułam fuzję cytryn, głębi słonawego koziego mleka i sera z solonym karmelem podchodzącym też pod solone toffi. Zrobiło to na mnie duże wrażenie, bo wydało mi się wręcz esencjonalne. Z czasem wychwyciłam także nutę wanilii, a już w trakcie degustacji także taki pieczony akcent chlebowo-piernikowy. Piękny, bogaty zapach wytrawnej mlecznej czekolady.

Przy łamaniu odebrałam tę tabliczkę jako nietwardą. Nie miękką, ale właśnie nietwardą. Miękła dopiero w ustach, stając się gładziutkim, zalepiającym kremem, który rozpływał się powoli.

Już przy pierwszym kęsie poczułam, że czekolada ma w sobie "to coś". Pojawiał się bowiem kwasek cytryny w otoczeniu błogiej, nieprzesadzonej słodyczy karmelu. Od razu kojarzyło się to z jakimś wysokiej jakości soczystym kremem cytrynowym (nie zaś samą cytryną, więc o żadnym wykrzywianiu gęby nie ma tu mowy).

Słodycz karmelu nieco się oddalała, ustępując miejsca fali mleka. Odebrałam je jako w pełni naturalne, tłuste i z wypływającą z niego samego słonawością. Przywodziło to na myśl mleko kozie, ale bez takiego wyrazistego "koziego smaczku". Pomyślałam też o czymś w klimatach "masło kozie", mimo że nigdy takiego nie jadłam. 

Z kolei ta cała mleczność i maślaność sprawiły, że o słodyczy myślałam jako o karmelowo-miodowych krówkach. Opalany miód i karmel doprawione nutką wanilii nie przekroczyły jednak granicy zasłodzenia; trzymały odpowiedni poziom.

Pewnie dlatego, że cytrusy po złączeniu z mlekiem stawały się niezwykle wyrazistą nutą a'la serek czy jogurt cytrusowy. Wydaje mi się, że raz i drugi mignęło mi przy tym także coś bardziej ananasowego. To niosło orzeźwienie, ciekawy charakterek w połączeniu z mlekiem "kozim". 

W tle cały czas był także akcent kakao o orzechowym wydźwięku, co kojarzyło się z czekoladowo-orzechowym kremem lub budyniowatym deserem. Na końcówce doszukałam się przy nim także jakby... smaku grejpfruta pozbawionego goryczki, jednak naprawdę na sam koniec kumulowały się przede wszystkim słodsze nuty - już nawet nie karmelu i miodu, a wręcz toffi. 

Nie zdążyło się jednak zrobić za słodko, bo w posmaku pozostawało toffi właśnie, ale w towarzystwie... czegoś soczyście owocowego. Czytając opis producenta trafiłam na rodzynki - być może to i jakieś kwaskowate rodzynki były, ja tego lepiej nie nazwę, ale nie uważam, by było to w 100%-ach adekwatne.

Czekolada w zasadzie nie była bogata w smaki, posmaki i skojarzenia, ale kupiła mnie swoją dosadnością, jednoznacznością. Kozie mleko czy ser (bardziej w zapachu niż w smaku, ale i w smaku) w towarzystwie cytryn przerobione na deser dzięki karmelowo-miodowej słodyczy jak najbardziej trafiło w mój gust. O dziwo nie było ani za słodko, ani tym bardziej za kwaśno; to subtelna, sugestywna i głęboka tabliczka, co się chwali. Może nie było kakaowego kopa, ale to rewelacyjnie wykonana właśnie mleczna czekolada, której twórca ciekawie wykorzystał nuty Madagaskaru (które jednak zostały tak wkomponowane, że trudno z całą pewnością stwierdzić "to Madagaskar"). Trochę nut pokryło się z ciemną wersją Mangaro 65%, ale trudno je skojarzyć ze sobą. Obie są świetnymi tabliczkami o innym wydźwięku.


ocena: 9/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 19 zł
kaloryczność: 603 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakao, tłuszcz kakaowy, cukier, pełne mleko w proszku, wanilia burbońska

18 komentarzy:

  1. Ciężko jest mi wyobrazić sobie jej smak, bo nie miałam styczności z kozim mlekiem, twaróg jadłam raz w zyciu ale nie pamiętam smaku. Z pewnością na uznanie zasługuje głębia kakao, której nie uświadczy w tradycyjnej mlecznej tabliczce ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twaróg raz w życiu? Powiedz, że masz na myśli kozi...? :P

      Usuń
    2. Uf! Kozi twaróg to tylko kilka razy jadłam i niestety był strasznie słony, bo pewnie taki pod sałatki zrobiony.

      Usuń
    3. Być może... raz jadłam też taki kanapkowy kozi (Turek). Było to dawno, ale pamiętam, że dla mnie w smaku nie różnił się od zwykłego śmietankowego

      Usuń
    4. O, jakiś kanapkowy też jadłam, ale raczej nie Turka. Czy się różnił to może trochę, ale trudno mi stwierdzić, bo typowo kanapkowych serków, twarogów nie kupuję.

      Usuń
  2. charlottemadness30 sierpnia 2017 07:10

    Chętnie zjadłabym tą tabliczkę w kawiarni w formie czekoladowego deseru/musu.Idealnie zrównoważona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nie, zdecydowanie od deserów wolę tabliczkę. :P

      Usuń
  3. Jedna z moich ulubionych mlecznych, właśnie dzięki tej zmianie smaku mleka przez madagaskarskie kakao. Pralus robi bardzo, bardzo podobną, różni się tylko nieco mniejszą zawartością kakao, dlatego dla mnie Cluizel wygrywa, ale minimalnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobny mleczny Pralus? Myślałam, że ma tylko Melissę (niedługo otwieram), ale ona nie jest z Madagaskaru, więc czy ja jeszcze o czymś nie wiem? :P

      Usuń
    2. Rzeczywiście, Melissa jest z Indonezji. Nie wiem dlaczego myślałem, że to Madagaskar, może po prostu jej smak wydał mi się podobny do tego Cluizela (lub przynajmniej tak to zapamiętałem) i stąd to skojarzenie.

      Usuń
    3. Według mnie i z Indonezji jest pyszne kakao, jedno z bardziej lubianych przeze mnie (zwłaszcza uwielbiam Pralusa 75 %, więc tym bardziej Melissy nie mogę się doczekać).

      Usuń
  4. Jakież to było dobre! Wróciłam do mojego wpisu i eh, ile bym dała, żeby cofnąć się o rok i przeżyć parę rzeczy jeszcze raz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze można to sobie przypomnieć wracając do tej czekolady. :P Mam zamiar tej jesieni sobie właśnie do kilku wrócić.

      Usuń
  5. Kozi akcent jak najbardziej na plus :) Karmelowość i tofi też :D Nawet tą miodowość byśmy przeżyły :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miód w takim "opalano-karmelowym" kontekście pewnie nawet mógłby Wam w tej tabliczce posmakować.

      Usuń
  6. Błe, błe, błe. Wreszcie coś ewidentnie Twojego, bo już się bałam, że ostatnio zostawiam Ci w komentarzach zbyt wiele entuzjazmu. Napchaj się tą śmierdzącą kozą z solą :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, to rewanż za te zupełnie nie moje Cadbury u Ciebie.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.