Lindt Excellence Raspberry smakował mi, jednak trochę się czepiałam a to zawartości kakao, a to pestek. Nie wiążąc jednego z drugim, kupiłam dzisiaj przedstawianą tabliczkę (ogólnie parę Lindtów kupiłam sobie razem z czekoladkami dla Mamy). Dopiero szukając ofiary na niedzielny czekoladowo degustacyjny żer, malinowa propozycja o wyższej zawartości kakao i najprawdopodobniej bez pestek, wydała mi się idealna. Nie ukrywam też, że mam słabość do ciemnych Creation. Przynajmniej w takim przeświadczeniu tkwiłam do momentu, gdy po czekoladę sięgnęłam i zobaczyłam dokładny opis, przyjrzałam się obrazkowi. Wcześniej dałabym sobie rękę, że widziałam sosik! Jakoś moja wyobraźnia musiała domalować coś z serii Creation 70 % Mousse, no ale trudno. Dobrze, że tak się tylko mówi, bo bym nie miała jak napisać recenzji. (No ale... czy w przypadku starego opakowania to nie wygląda jak sosik?)
Lindt Creation Himbeere de Luxe / Raspberry Dream to ciemna czekolada o zawartości 47 % kakao nadziewana ciemnoczekoladowo-malinową truflą.
Po otwarciu poczułam woń przecukrzonej ciemnej czekolady z wyraźnie zaznaczoną paloną goryczką, kojarzącą się z kakaowym sosem / likierem. Kryła się w tym bardziej rześko-soczysta nuta. Wiedząc, jaki to smak, pomyślałam o malinie, ale malinowy wątek na dobrą sprawę czuć dopiero przy podziale kostki (czy to gryzieniu, czy krojeniu).
Przy łamaniu tabliczka, mimo iż tłustawa w dotyku, była twarda i przyjemnie trzaskająco-chrupiąca. Sama warstwa czekolady była bowiem bardzo gruba. Skrywała - i tu zaskoczenie - plastyczne, bardzo ciągnące się nadzienie. Lepiło się i przypominało bardzo gęsty, gładki sos. Najpierw się zirytowałam, bojąc się kontrastu między takim wyciskającym się, rzadkawym tworem, a tłusto-gęstą, grubą czekoladą (przypomniała mi się też Allegro Czekolada Deserowa z nadzieniem o smaku czarnej porzeczki), ale cóż...
W ustach czekolada rzeczywiście rozpływała się w gęsty, kremowo-gładki sposób. Powoli i tłusto zalepiała usta. W pewnym momencie nadzienie zaczynało się spod niej wyciskać.
Okazało się gęstsze, niż na to wyglądało, ale bardzo, bardzo plastyczne. Również lepiące i nibygładkie... w sensie: niczym żelowate coś pomiędzy sosem a kremem, pozbawione pestek czy kawałków, a jednak z odrobinkę pylistym efektem. Ogrom soczystości zalewał usta, acz śmietankowa tłustawość też się znalazła. Gładko-śliskiej strukturze towarzyszyło poczucie lekkiego scukrzenia i, bez wątpienia, pyłkowości kakao. Nadzienie tak oblepiało czekoladę, że wcale nie znikało tak szybko. W pewnym momencie po prostu się w nią... wmieszało. Miękka kremowość czekolady wyjątkowo dobrze się tu sprawdziła. Osobiście wolałabym jednak, by krem był bardziej zwarty, gęstszy.
W smaku czekolada przywitała mnie przesadzoną słodyczą, do której szybko dołączyła wytrawna gorzkawość kakao. Palony, niemal likierowo-kawowy smak był złagodzony maślanością. Szybko dołączyła do tego soczyście owocowa mgiełka.
Nadzienie przebiło się słodko-kwaskowatym smakiem. Owocowa słodycz i ewidentnie podrasowany cytryną kwasek łączyły się jednak ze smakiem kremu kakaowo-orzechowego. Kwaśność otworzyła drogę malinom, po czym sama, niemal znikając, związała się z cierpkością kakao; podkreśliła ją.
Maliny przez krótki okres czasu (gdy wnętrze wyłoniło się spod czekolady) czułam bardzo wyraźnie jako słodko-soczysty sok malinowy. Nie zdominowały pierwszoplanowej czekolady, ale prawie się z nią zrównały. Wyszły w 100%-ach naturalnie, acz niemal cukrowe otoczenie szybko podszepnęło im nalewkę / likier. Po tym maliny, już tylko jako mglista soczystość, utonęły w...
...w rozkręcającym się smaku maślano-śmietankowym. Przesłodzonym, acz z cierpkością kakao. W niemal cukrowości mieszał się smak czekoladowo-kakaowy i nuta orzechowa. Niestety wyłapałam też jakby aluzję słodyczy do pewnej sztucznawości.
Sok malinowy / cukrowa malinowa nalewka niemal znikając, wmieszały się w czekoladę. Nadały jej soczystości i rześkości, idealnie wpisując się w skojarzenie z likierem z nią związane. Bliżej końca zrobiło się już bardzo cukrowo, ale smakowicie, bo wciąż soczyście i zaskakująco cierpko-kakaowo.
Maślano-śmietankowy, kakaowo-orzechowy smak wymieszał się z przecukrzoną czekoladą i jako likierowo-cukrowo-kakaowy motyw zamknął wszystko.
W posmaku pozostał właśnie taki jakiś krem ciemnoczekoladowy... z autentyczną soczystością malin i nutą orzechów. Było za słodko, dość tłusto, ale jednocześnie rześko. Lekka suchawość kakao też przyjemnie się tu pokazała.
Całość wyszła zaskakująco harmonijnie i smacznie. Nuta malin wprawdzie była bardzo delikatna, ale cudownie soczyście-naturalna (po prostu jako nuta). Ta likierowość bardzo mi się spodobała, a smak dość poważnego kremu kakaowo-orzechowego jak najbardziej tu pasował. Przecukrzenie... o dziwo nie było na tyle mocne, by drażnić. Jakoś udało mu się wpisać w konwencję. Czekolada bowiem dominowała i pilnowała wszystkiego. Cieszy mnie, że nie wyszło to zbyt maślanie czy po prostu ciężko, a właśnie tak rześko, a jednak wciąż w miarę poważnie ciemnoczekoladowo.
Gdyby tak dali więcej kakao do czekolady... może zachwytom nie byłoby końca? A tak... no jednak jest się czego czepiać (przesłodzenie).
Nie powiem, czy jest lepsza od Excellence - to zależy, czy ma się ochotę na nadziewaną czy na z dodatkiem. Wydaje mi się, że w swojej kategorii każda spełnia swoją rolę (choć Creation niewątpliwie ma tę przewagę, że nie ma ani jednej pestki).
Przy Zotterze Nashido Himbeere myślałam o tej czekoladzie - oj, przy tym Lindtcie kontrast Zottera wydaje się jeszcze gorszy. Naprawdę, nie dość, że ciemna czekolada pasuje do malin, to jeszcze cukrowość lepiej się z nimi komponuje, niż właśnie zotterowy kwach.
ocena: 8/10
kupiłam: Allegro
cena: 14 zł (za 150 g)
kaloryczność: 515 kcal / 100 g
czy kupię znów: możliwe (ale tylko stacjonarnie i w rozsądnej cenie)
Skład: cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, masło klarowane, cukier inwertowany, syrop glukozowy, koncentrat soku malinowego 2%, stabilizator (sorbitol), orzechy laskowe, laktoza, odtłuszczone mleko w proszku, lecytyna sojowa, naturalny aromat, pełne mleko w proszku, aromat, regulator kwasowości (kwas cytrynowy), ekstrakt słodu jęczmiennego
A ja się nie będę czepiać zawartości kakao, dla mnie co za dużo to niezdrowo (chociaż może raczej niesmacznie, bo kakao jest przecież zdrowe) :D ale teraz, a każdym razem, kiedy patrze na czekoladę z czymś czerwonym to mi się przypomina ta tabliczka z krwią :(
OdpowiedzUsuńW moim przypadku to im mniej kakao, tym bardziej czekoladę postrzegam jako niesmaczną tudzież nieczekoladową.
UsuńWspółczuję, skoro Ciebie obrzydzała.
To ja poproszę gładką i rozpływającą się czekoladę, ale nic poza tym. Kwaśna malina jest zła, ale cukrowa też (nawet jeśli w całokształcie się maskuje). Z "likierem" wiśniowym byłoby cudnie.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko myślę, że to cukrowość, która Tobie by aż tak bardzo nie przeszkadzała.
UsuńWiśniowym? Chciałabym. Pomyśl jeszcze o... "likierze" różanym.
Nie wiem dlaczego ale jak na nią popatrzyłam to pomyślałam, że to Wedel (mam na myśli opakowanie) :P
OdpowiedzUsuńEj, jak tak zerknęłam, to rzeczywiście do tej linii Premium podobna.
UsuńTak o tej linii pomyślałam :)
Usuń