Po genialnych czekoladach Orion: truskawka&sól oraz morela&chili, gdy tylko zobaczyłam w internecie czekolady w podobnym stylu, bo również w owocowo-pikantnych klimatach, powalczyłam ze sobą (kupić / nie kupić?) tylko trochę. Jako że raz i drugi przewinęło mi się przed oczami, że Hachez to niezła czekolada, tak pozytywnie się na nie nastawiłam, że nie przeszkadzało mi nawet to, iż jedna z nich miała krótką datę. Tak, właśnie ta dzisiaj przedstawiana. Tylko data skierowała mnie właśnie ku niej, bo tak to nie wiem, którą bym wybrała. Mango uwielbiam, ale surowe. Na wspomnienie Kacau 74 % Ecuador mango & maras salt, a dokładniej na wspomnienie suszonego mango, jakie zostało w nią wtopione, się krzywię. Tak sobie jednak z uśmiechem pomyślałam (na chwilę przed otwarciem), że w sumie śmiesznie wypadło, że trafiło na dzień po egzotycznie owocowym i pikantnym Zoterze Labooko Brazil 72 %.
Hachez 77 % Cocoa D'Arriba Mango-Chili to ciemna czekolada o zawartości 77 % kakao Arriba z Ekwadoru z mango i chili.
Już rozchylaniu sreberka towarzyszył intensywny zapach słodkiego mango. Był w pewnym stopniu niemal muląco-słodki w sposób naturalnie-soczysty (jak bardzo, bardzo dojrzały owoc), ale też trochę cukierkowy (również podsuszano-kandyzowany?). To przełożyło się na odległe skojarzenie z jakimś brzoskwiniowym serkiem.
W tle tylko trochę zaznaczyła się palona, waniliowo słodka czekolada.
Ciemna tabliczka była chrupko-twarda, łamała się bez problemu. Z racji dodatków sprawiała nawet wrażenie kruchej, a trzaskała tak... łagodnie.
W ustach rozpływała się powoli, nietrudno, ale i niespecjalnie chętnie. Długo zachowywała formę, choć była tłusta. Miękła dopiero po dłuższym czasie, stając się plastycznym, acz zwartym, lekko ulepkowatym kawałkiem.
Mango nie pojawiało się zbyt często, poskąpiono go. Wystąpiło w postaci małych kawałków / płatków. Było suszone, acz szybko nasiąkało i miękło Nie przypisałabym mu specjalnej soczyści, mimo że zmieniało się w fafłate, czasem włókniste, mikroskopijne jakby galaretkowate farfocle. W takie formie mi nie odpowiadało i ilość mi nie przeszkadzała.
Pierwszym, co poczułam był słodziutki serek śmietankowy... o smaku brzoskwiniowo-mango-egzotycznym. Pełnośmietankowy smak okazał się sowicie posłodzony wanilią, ale także cukrem, co wyszło dość zwyczajnie. Owoce się w to wpisały, wychodząc tym samym lekko cukierkowo-serkowo. Nie były zbyt jednoznaczne. Naaromatyzowanie czuć, acz nie odebrałam go jako strasznie natrętnego.
Zaraz rozeszła się także słodko-gorzkawa baza. Złączywszy się z suszkowatym motywem, palony smak wyszedł delikatnie i maślanie. Już tutaj jednak pojawił się lekko rozgrzewający efekt. Puścił przodem owoce.
Mango w pewnym momencie wyszło niemal na prowadzenie, choć nie zdominowało czekolady. Graniczyło między surowawo-podsuszonym, słodkim owocem, a bardziej mango-brzoskwiniowatym tworem.
Wpisało się w śmietankowo-maślaną czekoladę, która mniej więcej w połowie odważniej zaakcentowała swoją gorzkawość. Potem chwilami zahaczała o ordynarną gorycz dymu. Nie była mocna, choć jej paloność ciągle rosła. Zwłaszcza, gdy w drugiej połowie rozgrzewanie przeszło w pikanterię. Chili wyraźnie wyeksponowało się, podkreślając ciepły klimat. Wlazło nieco w serkowy smak, sugerując "wiśniowatość".
Mango, które zaczęło wyłaniać się bliżej końca (zahaczone raz i drugi zębem) podbijało trochę swój słodki smak, ale... wyrazistości mu brak.
Słodycz wanilii wyszła jeszcze bardziej serkowo - na zasadzie kontrastu? Ale ogólnie kompozycja zyskała odrobinkę zwiewności. Takiej niemal kwiatowej, zamglonej. Chili nie wypalało, a jedynie podkreślało paloność. Po paru kostkach zrobiło się wprawdzie znacząco ostro, ale tak spójnie.
Po wszystkim w ustach pozostało rozgrzanie wywołane pikanterią chili ale też śmietankowo-maślana słodycz. Egzotyczność też, ale niejednoznaczna i jakby przymglona słodyczą i "rozgrzaniem". Przed oczami miałam jakieś cukierkowo-perfumowane galaretki.
Ta czekolada to przede wszystkim mocno palona, gorzka, acz bardzo złagodzona masłem i wanilią, propozycja nieco podkręcona chili. To też, acz w mniejszym stopniu, niemal przejrzałe mango, jedzone z serkiem w jakimś bardzo gorącym miejscu. Lekka pikanteria podkreśla paloną gorzkawość, acz nie daje kopa.
Całość wyszła nudno i za maślanie. Niemal dymna, palona czekolada nie była zbyt słodka, ale jej wydźwięk wyszedł łagodnie za sprawą maślano-śmietankowych nut. Wanilia i egzotycznie owocowa słodycz trochę mi się z tym gryzła, ponieważ... nie wyszła specjalnie owocowo. Chili niby było, ale bez przekonania. Egzotyczny owoc za bardzo mi tu zahaczał o cukierkowość / aromat. Ta mieszanka wyszła wręcz nieco mdląco, przysłoniła też czekoladowość.
Bardzo kojarzyła mi się z Stainer Grand Cru 70 % Peperoncino di Espelette con Ananas, tylko że Stainer jednak była wyrazistsza.
Niby nie mam jej zbyt wiele do zarzucenia, ale nie mam też za co chwalić. Znudziła mnie, że aż połowę oddałam rodzicom. Mama zgodziła się tylko na pół kostki (ubłagałam, bo chciałam sprawdzić o ile za łagodnie wyszła ta czekolada, a Mama to najlepszy detektor na moc czekolady - krzywi się już przy nieco więcej niż 50 %, nie lubi ostrości itd.). Uznała, że czekolada w porządku, zapytała czy to jakieś chili i wiśnia, po czym stwierdziła, że ogółem w porządku, "tylko tłusto", jednak zachwycił ją posmak (?). Obstawiała 50 %. Gdy jej powiedziałam, co właśnie zjadła... była w szoku. Tata, który nigdy nie rozpoznaje, co jest w danym słodyczu, tu mówił, że czuje coś bardzo charakterystycznego. Jak usłyszał, że mango, to "no tak, tak! rzeczywiście!".
Największą wadą tej tabliczki jest chyba zapchanie tłuszczem (z czym z kolei gryzie mi się tak silna paloność i wanilia, które uwielbiam, gdy nie czuć maślaności) i niewykorzystanie potencjału naturalnego owocu, a wyjście z założenia, że aromaty wszystko załatwią. Ta maślaność... ni jak mi do dodatków nie pasuje. Przystępna, można trochę zjeść, ale z czasem nudzi.
ocena: 6/10
kupiłam: internet
cena: 13 zł (za 100g)
kaloryczność: 595 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: kakao, cukier, tłuszcz kakaowy, mango 1,3%, naturalne aromaty, naturalny aromat chili, ekstrakt z wanilii Bourbon, laska wanilii Bourbon
Z jednej strony kusi mnie w niej wizja mocno maślanego i smietankowego posmaku (uwielbiam) oraz dodatek mango, które również kocham, no i na plus dla mnie niezbyt wyczuwalne chilli. Jednak w sumie rzeczywiście brzmi dość nudno, no i boję się że bym za bardzo tego mango nie wyczuła... Wolałabym jakąś czekoladę z nadzieniem mangowym, takim coś ala dżem :)
OdpowiedzUsuńPorządnym nadzieniem z mango bym nie pogardziła! Bardzo smaczne były Zottery z mango.
UsuńTa nędzna namiastka mango w Hachez to kpina. Myślę, że i Ciebie by nudziła.
Właśnie wymyśliłam na podstawie wybiórczych - tych miłych dla mego oka - zdań mleczną czekoladę rozpływającą się na bagienko i roztaczającą smak serka typu fromage frais z dżemem mangowo-brzoskwiniowym. O tak, to bym zjadła.
OdpowiedzUsuńPrzypomniała mi się czekolada Lindta Exotic Mango-Maracuja i tak właśnie by mi do Ciebie pasowała, gdyby... Łaskawie zrobili ją lepiej, a nie jako cukrozlep.
UsuńMango i brzoskwinia też mniam.