sobota, 20 lipca 2019

Hoja Verde Ecuador 72% Roses + Lemon ciemna z Ekwadoru z różą i cytryną

Hoja Verde to bardzo niepozorne, a pyszne czekolady. Początkowo propozycje marki z dodatkami w ogóle mnie nie kręciły, jednak po pysznych Ecuador: 72 % i 80 %, gdy tylko zobaczyłam dzisiaj przedstawianą, wpadłam na to, że ich tabliczki z dodatkami kojarzą mi się z Pacari. Stało się jasne, że muszę, po prostu muszę ją mieć. Ciekawe połączenie, którego wspomniana ukochana marka nie ma. Zapragnęłam jej po prostu!
Wypadło, że miałam ją otworzyć dzień po Duffy's Cocoa Nibs & Ground Coffee, gdzie dodatek kawy zupełnie zdominował pyszną czekoladę i po części nibsy. Przez to nagle pojawiła się przerażająca myśl, że w przypadku tej podobnie może wyjść cytryna. Czy będzie cytryna, cytryna, długo nic i dopiero potem czekolada z różą? No ale... na szczęście te rozważania zaczęły się już po fakcie zakupu.

Hoja Verde Ecuador 72% Roses + Lemon to ciemna czekolada o zawartości 72 % kakao Arriba z Ekwadoru z różą i cytryną.

Już przy otwieraniu poczułam intensywną woń róży. Dominowała bez dwóch zdań, racząc wizją wilgotnych, mięciutkich i żywych płatków róż. Zawierała w sobie również perfumowość, która podbita nutą dymu, wyszła trochę duszno.
Na ratunek przyszła cytryna ze swoją soczystą rześkością i lekką goryczką. Te wtapiały się w zawilgocono-ziemiste nuty. Prażony akcent podszeptywał, że mocny dodatek nie zagłuszy charakteru kakao.

Niemal czarna, lśniąca tabliczka łamała się z głośnym trzaskiem, brzmiąc jakby była właśnie bardzo zawilgocona, choć zacnie twarda.
W ustach rozpływała się łatwo, acz nie za szybko. Zostawiała tłusto-kremowe smugi i wydawała się wilgotna. Kryła w sobie lekką pylistość, a mimo to prezentowała ogrom soczystości i wręcz wodnistości. Dzięki temu wyszła naprawdę orzeźwiająco i lekko, acz przez tę wodnistość nie uznałam tej struktury za cudowną, a za normalną.

Już w chwili robienia kęsa zaskoczyła mnie dość silną, smakowitą gorzkością prażonych, acz rozmokłych ziaren kawy. Prażono-palone, że aż osnute dymem. Czarne ziarna kawy... może takie fusiaste... jak ziemia. Dym... może wilgotna mgła, spowijający tę ziemię. Zrobiło się ziemiście.

Dosłownie z paro sekundowym opóźnieniem ruszyła też słodycz. Stonowana, wręcz przymglono-wilgotna. Najpierw należała do płatków róż, które szybko zrównały się z gorzkością. Różany smak pokazał się z najlepszej strony, nie zabijając czekolady.
Słodycz płynęła jakby falami - umacniała się, by po chwili puścić inne smaki przodem.

Wilgoć i soczystość dodatkowo podkręciła nuta cytryny, która pojawiła się nieco później. Zaczęła od goryczki aromatu, przeniknęła w ziemisto-dymną strefę, otarła się o różę. Przy niej na jaw wyszedł kwasek cytryny, choć słodycz go zrównoważyła. Niezbyt mocna cytryna zaleciała trochę skórką, wyłapałam przy niej też coś bardziej cytrusowo-goryczkowatego, po czym wmieszała się w dymno-kawowo-ziemistą toń.
Podkreśliła pieczono-prażoną nutę w tle, która przeszła w lekką spaleniznę. Dym na pewno temu dopomógł.

Te palono-dymne nuty bliżej końca wyciągnęły gdzieś z oddali bardziej karmelową słodycz, również nieprzesadzoną, o zgaszonym, poważnym wydźwięku. Mieszała się niemal z dusznymi różami, co wyszło tak... gęsto i perfumowo, ale smakowicie.

Dym, palone nuty i jednak obracająca się wokół nich goryczka cytryny sprawiły, że końcówka wyszła ziemiście kwaskowato. Słodko za sprawą "dymno-mglistych", perfumowych róż, gorzko-palono i goryczkowato, ciężko. Owszem, soczyście, ale ciężko... jak ciężkie są zawilgocone "kawowe fusy" na dnie opróżnionej już z tego napoju filiżanki.

Po wszystkim pozostał posmak ziemiście-palonej czekolady o wyrazistej gorzkości i cytrusowej soczystości oraz znacząca, acz nie silna słodycz. Smakowała różą - głównie perfumową, co dodatkowo podkreśliło poczucie, że cytrynę sztucznie podrasowano. O dziwo nie wyszło to negatywnie.

Całość wyszła pysznie, poważnie i zaskakująco gorzko. Owszem, słodycz była silna, ale ciężkie, różano-dymne nuty ją sobie podporządkowały. Mimo soczystości i kwasku ewidentnie cytrynowego smaku, nie było tu silnej kwaśności. Ogólnie cytryna wyszła raczej nienachalnie - szkoda, że i nie w pełni naturalnie. Na szczęście jednak olejki nie zagłuszyły pysznej, dymno-ziemistej czekolady z nutami kawy i cytrusów.
Czuć w niej wiele z Hoja Verde Ecuador 72%: dym, paloność / pieczoność, fusiasto-ziemistą kawę, ale i cytrusy. Te ostatnie wymieszały się jednak z dodatkiem, co przedstawiało się spójnie, a słodyczy dodatek róż nadał zupełnie innego wydźwięku (w czystej mieszając się z kakao zaserwowała wiele nut słodkich owoców, ale na zastąpienie ich różą nie narzekam).

Smakowała mi, a jakże! Mam jednak wrażenie, że olejek cytrynowy niepotrzebnie przyćmił cytrusowe nuty naturalnie płynące z kakao. Myślałam, że może je podkręci, ale... jakoś nie.
Uważam, że to czekolada warta spróbowania, acz nie taka, by do niej wracać i nie dla wszystkich. Mimo rześkości i soczystości, wyszła ciężko-dusznie. Mi to odpowiadało dzięki harmonii z dymem, ale nie każdemu może. Czuć olejkowość, mimo że nie przesadzoną - mi to odpowiadało w przypadku róży (lubię olejek różany), a w przypadku cytryny po prostu nie przeszkadzało. Gdyby właśnie kwestia cytryny była bardziej dograna, bez dwóch zdań zmrużyłabym oko na strukturę (bo też nie doszukałam się aż takich wad, by trzeba było aż zamykać na coś oko) byłoby 10.


ocena: 9/10
kupiłam:  Sekrety Czekolady
cena: 14,99 zł (za 50g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 575 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, olejek różany, olejek cytrynowy

13 komentarzy:

  1. Myślalam, że czekolada z różą i cytryną wyjdzie bardziej świeżo i orzeźwiająco, a nie duszno i ciężko. Szkoda, wolalabym raczej tę pierwszą opcję, zwlaszcza że zawartość kakao jest dla mnie przystepna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osobiście lubię ciężkie klimaty, a ona nie była taka duszna w duszącym, męczącym klimacie (wybacz, mam wrażenie, jakbyś skupiła się tylko na końcówce tekstu). To jednak raczej nie czekolada dla Ciebie, tu się zgodzę. :P

      Usuń
  2. Mam ich tabliczkę z werbeną cytrynową, mam nadzieję, że nie zawiedzie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymam kciuki. Mam nadzieję, że nie podrasowali jej "chytrze" olejkiem cytrynowym?

      Usuń
    2. W składzie jest tylko kakao 72% i "organic lemon verbena essence" - czyli chyba olejek z werbeny.

      Usuń
    3. To jestem ciekawa, jak wyjdzie. Obstawiam, że olejek zdominuje czekoladę.

      Usuń
    4. Dzisiaj otwieram, to się przekonam, jutro albo pojutrze wkleję zdjęcia na FB.

      Usuń
    5. Miałaś rację, olejek zdominował smak czekolady.

      Usuń
    6. Szkoda, bo ze względu na podobieństwo do Pacari liczyłam, że i ich z dodatkami będą w miarę podobne.

      Usuń
  3. Jest poważna, ale też przystępnie ciemna. Mogłabym po nią sięgnąć w dniu ochoty na ciemności. Nie wiem tylko, co z tą ziemią. Na pewno coś takiego czułam, ale nazywam inaczej. Winno-ciemnoczekoladowa cierpkość?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy piszę o ziemi, nie ma to nic wspólnego z winem. Lekka cierpkość ciemnej czekolady to tak, ale to taka soczysta gorzkość. Trochę jak goryczka orzechów, skorpiona raczej cytrusowym sokiem, alkoholem to niee...

      Usuń
    2. To wyobraź sobie mieszankę smaku zapachu ziemi (jak z doniczki z kwiatkami czy innym zielskiem), goryczki skórek orzechów i odrobinki takiego kwasku... cytrus, może trochę kawa (taka dobra kwaskowatość kawy? soczysta?). To ma pewnie jakieś wspólne korzenie, że tak powiem, z tą winno-ciemnoczekoladową cierpkością, ale właśnie bez wina. Wino... to już bliżej wiśniowo-śliwkowych nut jest.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.