wtorek, 3 grudnia 2019

Cachet Bio Organic 57 % Dark Chocolate Apricots & Hazelnuts ciemna z Tanzanii z suszonymi morelami i orzechami laskowymi

Po rozczarowaniu, jakim był Lindt 70 % Edelbitter Mousse Aprikose, czując morelowy niedosyt, zdecydowałam się na tę tabliczkę, bo Cachetowi ufam. Marka dołączyła do tych wyjątkowo lubianych, do których mam słabość, a ta linia zdobyła mnie zupełnie. Smakowite połączenia, piękne i milusie opakowania. Czego chcieć więcej? Cóż, może moreli w składzie...

Cachet Bio Organic 57 % Dark Chocolate Apricots & Hazelnuts to ciemna czekolada o zawartości 57 % kakao z Tanzanii z suszonymi morelami i orzechami laskowymi.

Po otwarciu poczułam intensywny zapach moreli o trochę marmoladowo-cukierkowych (naaromatyzowanych) zapędach, ale wciąż z zachowaną naturalnością. Tę niewątpliwie napędzał lekko owocowy kwasek, wymieszany z ziemistością i wręcz gorzkawymi orzechami w ową ziemię wmieszanymi. Całościowo klimat wyszedł dość poważnie, trochę duszno.

Ciemna, przeciętna z wyglądu tabliczka ładnie trzaskała przy łamaniu, ale z racji dodatków robiła to z niecodziennymi pyknięciami. Mimo ich obecności nie wyszła krucho, choć sama w sobie wydała mi się dość łamliwa. Na pewno nie sucha, może trochę tłustawa. Przekrój ujawnił mnóstwo różnej, ale przeciętnie średniej wielkości dodatków.
W ustach rozpływała się łatwo i kremowo-gęsto, trochę smoliście zalepiając. Okazała się dość tłusta, acz z podsuszającym efektem.
Czekolada szybko ujawniała dodatki, ale nie wypuszczała ich. Ja zajmowałam się nimi głównie pod koniec, choć z racji ilości i w trakcie parę przegryzałam. Nie szło bowiem trafić na choćby najdrobniejszy kęs bez nich. Już robiąc pierwszy ("z brzegu"), trafiałam na dodatki.
A te okazały się bardzo przyjazne. Orzechy to świeżo-miękkawe, lekko chrupiące, a bardziej soczyste kawałki (raczej bez skórek). Zdecydowanie przeważały.
Kawałki moreli wydały mi się dziwnie spore. Gryzione, początkowo lekko skrzypiały / trzeszczały,  rozwalały się na trochę soczysto-miękkawe fragmenty, jakby częściowo rozpuszczając się. Jakoś nie przywodziły na myśl kawałków jakichkolwiek owoców. Gdybym nie wiedziała, co jem, mogłabym pomylić je z orzechami.

W smaku od pierwszego kęsa przywitała mnie słodycz o przełamanym, zadymiono-palonym charakterze i gorzkawy motyw ziemistych orzechów. Ziemistość i jakby niepełna słodycz niemal natychmiast się połączyły. Dało to roślinny efekt niczym... młodziutka trawa porastająca żyzną ziemię, pokryta rosą i osnuta... dymem? Ciężko-rześki chłodek o słodkim charakterze wszedł jako lukrecja lub mięta.

Orzechy zajęły się palonym motywem, który z powyższym też się wiązał. Wyszły jako smak suchawy... Podkreślały tym samym słodką ziołowość. Wyraźnie czułam orzechy laskowe i smakowitą goryczkę, w pewnym momencie stające się smakiem korzennym.

W tle, z ziemistości, wydobyła się soczystość. Niby słodka, a jedna wzbogacona o kwaśność. Podbudowała ją ziemista nuta, ale... wydała się przynależeć do owoców. Moreli - owszem, ale i innych: brzoskwiń, cytrusów. Takich w wydaniu... suszono-korzennym? miodowo-korzennym? Jednocześnie świeżym (zwłaszcza, gdy chodzi o brzoskwinie i cytrusy), ale i słodko-cukierkowym. Poprzez poważny wydźwięk kompozycji słodycz ta obracała się raczej w nalewkowo-likierowym klimacie.

Mniej więcej w drugiej połowie gorzkość wzbiła się na wyżyny, orzechy wzmocniły palono-alkoholowy motyw. Ten z kolei tchnął więcej karmelowo-morelowej słodyczy. Przez moment morele odezwały się naprawdę wyraźnie i autentycznie (chyba gdy kawałki porządnie się odsłoniły), a zaraz potem wmieszały się w złożony bukiet owoców. Okazał się kwaskawy. Kwasek nasilał się przy kawałkach moreli na 100 %. Brzoskwinie, może jabłka i śliwki, a także cytrusy były nienachalne i słodko-kwaśne. Trochę (te pierwsze), jakby w karmelu, a trochę soczyście kwaśne, wpisujące się w korzenną ziemię.

Przy rozgryzaniu dodatków dominowały intensywne, naturalne i świeżo-goryczkowate orzechy laskowe. Podkreśliły korzenność i palony motyw, ale i smak suszono-kwaskawych moreli podskakiwał epizodycznie. Gdy trafiło się ich więcej, czułam je bardzo wyraźnie (choć i tak efekt był jak np. w masie makowej, a nie "czysto" jakby się jadło same morele).

Dzięki nim z łatwością wyszedł kwaśno-morelowy, trochę podkręcony (aromatem, toteż i podchodzący pod marmolado-cukierko-likier), trochę cytrusowy posmak. Nie brakowało w nim też gorzkości orzechów i ziemi. Przy tym połączeniu (podkręconym dodatkami), znów wyszła subtelna, lukrecjowo-roślinna, rześko-ciężka korzenność.

Całość smakowała mi, ale nie tak, jak spodziewałabym się po tej marce i linii. Mimo znaczącej słodyczy, nie wydała się bardzo przesłodzona ze względu na poważniejszy, cięższy klimat. On właśnie pomógł aromatowi wejść na smakowity poziom, bo wciągnął go w alkoholowo-dymno-roślinne otoczenie. Sporo owoców naturalnie płynących z czekolady podkreśliło morele i nadało całości lekkości, soczystości. Ta całość, do której tak wracam to smakowicie gorzkawa (mogłaby być bardziej gorzka) fuzja orzechów i ziemi w klimacie palono-korzennym.

Doszukałam się w niej nut charakterystycznych dla Tanzanii (palonoorzechowo-alkolowa oraz owocowa, złożona z brzoskwiń, moreli, śliwek, jabłek itd., z ziemiście-dymną gorzkością i korzennością - nie osiągnęła wprawdzie pikantnego czy winnego klimatu jak Pralus Tanzanie Forastero 75 % czy Domori Morogoro Tanzania 70 %, lecz też aż tak bardzo od nich nie odstawała.
Mam trochę mieszane uczucia w stosunku do niej. W sumie ona też pozostawiła niedosyt suszonych moreli (jak Lindt moreli ogółem), ale... sama baza okazała się zacnie dobrana, integralna. I orzechy laskowe (a nie np. migdały) to też dobre posunięcie. Historia trochę podobna co z Pineapple & Coconut.


ocena: 8/10
kupiłam: Auchan
cena: 9,29 zł
kaloryczność: 541 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, orzechy laskowe 6%, suszone kawałki moreli 0,5%, naturalny aromat morelowy, lecytyna sojowa

8 komentarzy:

  1. Ja byłam zadowolona :) wiśniowa też uważam jest niczego sobie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz? Mówiłam!

      Wiśniowa to jedna z moich ulubionych.

      Usuń
  2. Szczerze mówiąc chyba nigdy nie próbowałam czekolady z suszonymi morelami. Jeśli jadłam coś z suszonymi owocami to były to tylko rodzynki, śliwki albo żurawina, ale moreli raczej nie jadlam, tym bardziej w połączeniu z orzechami laskowymi. Chociaż tutaj spodziewałam się więcej moreli w składzie niż orzechów, a nie jakieś marne 0,5% :D może jakby dali ich więcej to nie miałabyś tego niedosytu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wymienione według mnie są trochę nudne. Moreli w czekoladzie warto spróbować, aczkolwiek... Sama jeszcze nie trafiłam na taką, która by mnie w pełni usatysfakcjonowała i którą mogłabym Ci polecić (Orion z morelami i chili raczej w grę nie wchodzi, co?).
      Co do ilości - otóż to.

      Usuń
  3. "Czego chcieć więcej? Cóż, może moreli w składzie..." - pozamiatałaś :D Ale morele w składzie są, a to brzmi jak zarzut wobec dziś omawianej marki.

    Lubię, jak w czekoladach z dodatkami jest dużo dodatków, ALE musi być też skrawek wolnego do poznania jakości samej czekolady. Myślę, że tu się rozumiemy.

    Wystarczy mi, że dodatki mają skrajnie nie moją formę. Zero zainteresowania. No i gdzieś ostatnio pisałam, że morelowy to lubię dżem w ciastkach i smak w jogurtach. Czekolada z tymi owocami jest mi tak obojętna, jak kolor pociągu, który sunie teraz gdzieś tam przez centralną Polskę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to zarzut wobec tej marki, tej tabliczki. Bez przesady, 0,5%?! Toż to prawie nic. :P

      To prawda. Ja we wszystkim uwielbiam tak rozdzielać chociaż trochę.

      Gdyby był jakiś różowy, też byłby obojętny? :>

      Usuń
    2. Mogłybyśmy go porwać.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.