Od roku, dwóch jakoś mam niechęć do wszelkich deserów / słodkich serków i jogurtów. Nigdy nie byłam ich wielką fanką, ale czasem lubiłam zjeść - teraz już nie cieszą. Satysfakcjonują mnie tylko czyste jogurty (ewentualnie z owocami / dżemem 100 %) i serki. Do Ehrmanna mam jednak słabość i jako że jego proteinowe budynie to jedne z nielicznych rzeczy białkowych, które mi zawsze jakoś tam smakowały (a nienawidzę białkowości), to gdy zobaczyłam limitkę w Auchanie, kupiłam. Wiedziałam bowiem, że gdybym tego nie zrobiła, najzwyczajniej w świecie bardzo bym pożałowała, gdy ta już by zniknęła.
Ehrmann High Protein Choco & Coco Pudding to białkowy deser mleczny o smaku czekoladowo-kokosowym (powiedziałabym, że kakaowo-kokosowym), bez cukru i laktozy (zawiera jej mniej niż 0,01g/100g; słodzony słodzikami). Deser waży 200 gramów.
Mimo że deser ponoć nie musi stać w lodówce, ja go w niej (jak wszystkie takie) trzymałam, a godzinę przed jedzeniem wyjęłam, by odtajał.
Zerwawszy wieczko poczułam intensywny zapach aromatu kokosowego i kakao, a dzięki wyobraźni na chwilę przeniosłam się do dzieciństwa, do momentu rozrywania paczki draży Korsarz kokosowych w polewie kakaowej. Efekt był więc miły, ale szybko wizja ta ustąpiła innej. Po chwili i w trakcie jedzenia czułam się, jakbym nachylała się nad kokosowo-kakaowym likierem. Na etapie wąchania zapowiadało się, że słodycz będzie niska, a chemia mimo wszystko nie odrzuciła mnie od siebie.
Konsystencja jak zwykle urzekła mnie z racji gęstości. Deser był bowiem wręcz... stały, lepki, po odwróceniu kubeczka do góry dnem, nie wypadał, trzymał się go mocno. Gęsty, lepiący i zapychający (co już takie urzekające nie było), mnie nasycił porządnie. Wprawdzie trochę przeszkadzała mi jego gładka śliskawość, ale nie odbiegał pod tym względem od innych deserów z serii (a zmieniło się moje nastawienie).
Nie było w nim białkowej proszkowości, ale pewna iluzoryczna suchość (nawet nie pylistość!) kakao już tak. Co więcej, lekko ściągał zęby.
Gdy zabrałam się za jedzenie, przywitał mnie intensywny kokos. Jako pierwszy błyskawicznie uderzył aromat, trochę nazbyt nachalny, ale zaraz rozszedł się, dopuszczając do siebie ogólną kokosowość.
Kakao też nie czekało, szybko dając o sobie znać. Zrobiło to poprzez gorzkawość, mieszającą się już na starcie z lekką słodyczą. Od razu pomyślałam o kokosowo-kakaowym likierze i kokosowych drażach w polewie kakaowej.
Słodycz jednak trzymała się zaskakująco niskiego poziomu. Jakby zgłuszonego. Trochę tylko zabarwiła delikatną bazę mleczną, która chwilami wydawała się nieco mdława, ale bez wątpienia mleczna i z sugestią mleka kokosowego. Te wątki uległy na rzecz innych...
Wyraźnie czułam słodzikowość, która chwilami wydawała mi się wręcz ostra. To zaś tworzyło złudzenie alkoholu, i to dość ordynarnego.
Bardzo wiele zdziałał tu aromat kokosowy. Podrasowany charakterkiem gorzkiego kakao, w drugiej połowie każdej łyżeczki, a już zdecydowanie po zjedzeniu jakiejś tam części deseru, poszedł w kierunku likieru. Deser przybrał bowiem jego smak. Likieru kokosowego i likieru kakaowego, dość gorzkiego. Ewentualnie ciemnoczekoladowych (takich "deserówkowych") czekoladek z nadzieniem kokosowo-alkoholowym. Mieszanka tychże, słodkich w specyficzny sposób, sprawiała wrażenie bardzo alkoholowej (ale realnie bez %). Efekt niemal pieczenia w język / gardziel też się w to wpisał (acz pochodził od słodziku). Stała za tym także sztucznawość, ale nie poczucie, że "wali chemią".
Po zjedzeniu pozostał jakby likierowy, ostry posmak kokosa i kakao z aromatu. Nie czułam, by było mi jakoś szczególnie za słodko (choć słodko było, jak po polewowych / "deserówkowych" czekoladach?), ale... nażarłam się za to. Ledwo zjadłam do końca, lecz skojarzenia, jakie jego smak wywoływał były tak intrygujące, że mnie nie nudził.
Deser... smakował mi umiarkowanie, w dziwny sposób. Wciągnąć się w niego łatwo, acz nie był po prostu smaczny, bo to raczej smaczność z echem obrzydliwości. Dobra ciekawostka na raz. Po zjedzeniu byłam dosłownie przeżarta i w zasadzie... z niesmakiem, a nie posmakiem w ustach.
Polemizowałabym też z tym, czy jest on "czekoladowy" - według mnie mocno "kakaowy".
To chyba najwyrazistszy w smaku deser z serii, taki... alkoholowo-ostry, mocno kokosowy i kakaowy, ale też najryzykowniejszy.
Jako że obecnie takie desery nie są w moim guście, a cena odstrasza skutecznie, uważam go za dobrego na raz; powrotu nie planuję.
O ile czekoladowy był po prostu smaczny, karmelowy obrazowy i ciekawy w przekazie, tak ten intrygujący, dziwny i wciągający - każdy ma inne zalety, które zadecydowały o tej samej ocenie. O ile jednak do czekoladowego mogłabym wrócić, tak tutaj to palenie w jęzor mi przeszkadzało i nie będę płakać, gdy zniknie.
ocena: 8/10
kupiłam: Auchan
cena: 7,09 zł
kaloryczność: 81 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: odtłuszczone mleko, 8,5% białko mleka, śmietanka, 1,8% kakao w proszku, 1% mleko kokosowe w proszku, 0,2% odtłuszczone kakao w proszku, skrobia modyfikowana, laktaza, substancja zagęszczająca: karagen, E466; substancje słodzące: aesulfam K / E950, sukraloza / E955; aromat
Skąd tutaj ten alkohol? Myślałam że może to będzie po prostu słodziutki kokos z czekoladą jak Bounty, ale takiej likierowosci to się nie spodziewałam. Niby trochę kusi, ale boje się wydawać 7 zł na deserek, który może jednak nie przypaść mi do gustu. Gdyby był trochę tańszy... :(
OdpowiedzUsuńSkąd? Aromaty często potrafią świetnie alkohol udawać, zwłaszcza kokosowy.
UsuńMnie tam tym złudzeniem likieru kupił, ale w Twoje łaski może się tym nie wkraść.
Skąd info, że nie musi stać w lodówce? Ja też kupiłam dziada - zresztą podwójnie - w pełnej cenie, bo nie chciało mi się czekać na promocję. I tak już czekałam z pół roku. Zjem w styczniu, bo data śmierci odległa.
OdpowiedzUsuńPrzy okazji kupiłam masę innych deserów Ehr, co widziałaś na filmie. Problem w tym, że kupiłam je z dawnej sympatii i teraz w siebie wmuszam, nie mogąc nię doczekać powrotu do suszków. Głupia była to decyzja, ale cóż poradzić po fakcie? To tak a propos Twojego preferowania jogów nat.
Nie o tym jednak miałam, a o odbieraniu smaku czekoladowego jako kakaowy. Dwa dni z rzędu jadłam desery czekoladowe - oryginał i biedrowy Twój Deser. Ehr jest bardziej kakaowy, a TD to esencja czekolady. Mało tego, TD uważam za sto razy lepszy. Będą nowe recenzje, pewnie w styczniu.
Na opakowaniu przeczytałam. Gały wytrzeszczyłam, no ale...
UsuńPół roku? Łe, myślałam, że ostatnio wszedł.
Taak, ja też czasami tak kupuję z sympatii, a potem wmuszam. Na szczęście już bardzo rzadko. Ale zdarza się!
Hm, gdyby mi obrzydzenie do takich deserów ze śmietanką przeszło, chyba bym wróciła do Twojego Deseru. Polmleku mi nie smakowały, ale "Biedronka gwarantuje jakość", a serio to produkty spod ich szyldu, a własnego danej marki się różnią (np. na niekorzyść Biedry w przypadku Lazura, ale tu może być inaczej). Czekam z niecierpliwością na recenzje w takim razie.
Ten wariant jest starszy o co najmniej (!) pół roku od kawowego.
UsuńJest kawowy?! Ależ jestem zacofana, nie widziałam go.
UsuńNigdy nie mogę zrozumieć po co wydawać ponad 7 zł nap deser który jest niezdrowy skoro w przystępny sposób można to zastąpić domowym. Szkoda pieniędzy i żołądka w mojej ocenie.
OdpowiedzUsuńPo to, że nie wszyscy jedzą dla wartości. Można jeść dla przyjemności, a deseru takiego samemu się nie zrobi.
UsuńA co w nim takiego niezdrowego? Nawet cukru nie zawiera, do tego enzym laktazy, no i 20g białka😁 Nie wszyscy potrafią i lubią robić desery samemu.
UsuńPewnie chodziło o dodane słodziki, których nawet i tak nie ma zbyt wiele.
Usuń