Podczas próbowania kolejnych neapolitanek od czekoladziarni Fracoisa Pralusa, tylko utwierdzałam się w przekonaniu, że trzeba będzie wrócić do pełnowymiarowych tabliczek, żeby dokładnie je poznać. Neapolitanki umożliwiły mi wstępne rozeznanie, osobiście traktuję jak jak streszczenie książki - pełnej wersji nie zastąpi, ale coś niecoś dowiedzieć się można.
Dziś możecie przeczytać o jednej z bardziej zagadkowych neapolitanek w wersji pełnej.
Pralus Venezuela Trinitario 75 % to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao trinitario pochodzącego z Wenezueli.
Od razu po rozchyleniu złotko-sreberka urzekł mnie (niemal równie połyskliwy i ciepły jak to złotko) apetyczny, prawie ognisty, kolor czekolady, który pasował do cudnej woni soczystych, czerwonych owoców i pigwy oraz ziaren kakao o mocno prażono-palonym wyrazie. Wąchając czekoladę dłużej, wyraźnie poczułam także słony, mocno palony i lejący się ciemny karmel.
Po przełamaniu usłyszałam głośny trzask i wreszcie zatopiłam zęby w czekoladzie. Kawałek zaczął rozpuszczać się w idealnie gładki, kremowy (wydał mi się bardzo tłusty) sposób, w którym czaiło się coś... chłodnego, niemal lodowego. Skojarzyło mi się to z budyniem wyjętym z lodówki.
Początkowo przywitał mnie soczysty kwasek, do którego szybko dołączyła lekka cierpkość wiśni. Od tych smaków rozeszła się feeria owoców. Pełno było tu dojrzałych na słońcu czerwonych porzeczek i pomarańczy. Zostając przy cytrusach, raz i drugi moje myśli pobiegły w stronę limonki, ale to zapewne przez orzeźwienie niesione przez czekoladę i skojarzenie z mojito (o tym za moment).
W pewnym momencie zaczęła wypływać coraz to silniejsza słodycz. Zdałam sobie sprawę, że to na niej głównie skupiłam uwagę przy neapolitance. Na pewno miała wydźwięk karmelowy, jednak mocne palenie łagodziło masło, które przy słodyczy czułam całkiem wyraźnie. To masło zaczęło podsuwać mi na myśl toffi (ale o bardziej palonym smaku) i krem orzechowy (krem, nie masło orzechowe). W głowie pojawiły mi się orzechy pekan. Właśnie, konkretnie pekany, a nie np. orzechy włoskie. Dlaczego? Chyba ze względu na to, że wydają mi się bardziej... ja wiem? Miękkie?
Palony karmel nasilił się, znów pojawił się lekki kwasek. Zaczął podchodzić wręcz pod przypalenie i tu poczułam gorzką kawę w towarzystwie bliżej nieokreślonych przypraw. Zaczęłam ssać kostkę, co uwolniło mocniejszy smak kawy, a potem także cynamon. Ta cynamonowość przyniosła skojarzenie z rozgrzaną ziemią, z lekką pikanterią i lekkimi kwiatami, może bardziej subtelnymi kwiatowymi, ale ciepło-słodkimi, perfumami.
To wszystko wraz z orzeźwiającym, chłodnym efektem czekolady tworzyło dziwaczne połączenie. Chłód najbardziej kojarzył mi się z lukrecją, mniej z miętą (tu mam na myśli raczej drink mojito), ale to nie były jednoznaczne smaki, tylko takie wrażenie. Ta tabliczka była... jak wyniosła tafla lodu, o ile tak o lodzie można powiedzieć. Trochę taki zimny kubeł wody wylany na nas, kiedy przez upał żar aż bucha w nos, ale równocześnie... z pewną rześką, kwiatową mgiełką, tak że całość nie była ordynarna.
Niezwykle konkretny paradoks.
Na koniec w ustach pozostawał na średnio długi czas posmak orzechów włoskich / pekanów i przypraw (cynamonu i może odrobinka czegoś ostrzejszego), co skojarzyło mi się z Zotterem Labooko Cinnamon Nuts, w którym ktoś podmienił słodycz na kwasek.
Przyznam, że czekolada mi smakowała, jednak... połączenie cynamonu, palonego karmelu i owoców zespojone tą maślano-chłodną konsystencją... nie było aż tak zachwycające, by zdobyć maksa, ale to naprawdę ciekawa czekolada. Teraz widzę, że karmelowo-maślano-toffi nuty z palonymi akcentami, na których skupiłam się przy neapolitance, to może jedynie połowa smaków tej czekolady.
ocena: 9/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 24 zł
kaloryczność: nie podana
czy znów kupię: nie
Skład: kakao, cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa
Skład: kakao, cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa
Podoba mi się paradoks tej tabliczki :> Jest taka inna i..nieprzewidywalna.
OdpowiedzUsuńA gdzie farba i lakier? :D
OdpowiedzUsuńCzytając o smakach spodziewałam się pełnej 10. Całość wydaje się być strasznie intrygująca.
OdpowiedzUsuńCzasem sama nie wiem, co przesądza o tym, że dana czekolada dostaje 10, a inna nie. :P
UsuńPodoba mi się porównanie do tafli lodu, myślę że byłaby idealna na gorący dzień. Wprowadziłaby lekkie orzeźwienie. :-)
OdpowiedzUsuńTo fakt, chociaż na takie czekolady zawsze jest idealna chwila. :D
UsuńJednak neapolitanka to za mało :) Czekolada zapowiada się ciekawie, choć przyznam, że z francuskich wytwórców Cluizela cenię nieco wyżej niż Pralusa.
OdpowiedzUsuńTo wiadomo chyba nie od dziś. :P
UsuńJa z kolei nie, bo Cluizela mają mniej kakao, przez co po prostu mi aż tak nie podchodzą.
Chciałoby się mieć taką pełnowymiarową tabliczkę <3
OdpowiedzUsuńI po co żreć miniatury, skoro potem i tak trzeba wracać do dużych? :D Po przeczytaniu dwóch słodkich i delikatnych recenzji kwachy i ostrości mi nie w smak. Zostaję przy poprzedniczkach.
OdpowiedzUsuńPo to, żeby wiedzieć, ile tracą ci, którzy bawią się tylko w próbowanie neapolitanek. :D
UsuńMogłabyś podać ile w niej cukru?
OdpowiedzUsuńNiestety, producent nie podał na opakowaniu wartości.
Usuń