sobota, 11 stycznia 2020

Krakakoa Goodness of the Archipelago 60 % Chili Dark Chocolate ciemna z chili

Przy Das Exquisite Chili Zartbitter wspomniałam, że czekają mnie inne czekolady z chili. Owszem, w tym właśnie dzisiaj prezentowana. Zostawiłam ją na koniec przygody z zakupionymi Krakakoa, gdyż najpierw chciałam zobaczyć, co marka ma do zaoferowania w kwestii samego kakao. W przypadku tej czułam, że skupili się na chili, bo wymieszali czerwone z Bird's Eye / Piri-piri (rozumiem, że w jakimś celu). A i generalnie ta seria prezentuje dobra archipelagu, a więc lokalne przyprawy itp. Dzięki temu dowiedziałam się, że Bird's Eye a Piri-piri to różne nazwy tej samej odmiany chili.

Krakakoa Goodness of the Archipelago 60 % Cocoa Chili Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 60 % kakao z chili czerwonym i chili Bird's Eye.

Gdy tylko rozcięłam złotko, poczułam intensywną woń kwiatów (róż / kwitnących wiśni) i karmelu, przy czym te pierwsze wydały mi się pełne życia. Wręcz soczyste, zwarte pąki... lub wino o kwiatowych nutach? Soczystość należała ewidentnie do owoców, lecz trudno powiedzieć jakich. Motyw ten mieszał się z "ciepłem" karmelu i z czasem doszukałam się niemal herbacianych akcentów, acz w dość ziemiście-torfowym kontekście, lekko pieprznie przyprawionym. Może chili nie czuć, ale można obstawiać, że na bezkresnej łagodności kwiatów i karmelu się nie skończy.

Tabliczka łamała się z trzaskiem, z racji tego, jak twardo-zwarta była.
W ustach rozpływała się opornie, ale łatwo, w umiarkowanym tempie. Opornie, bo od samego początku przypominała ślisko-bagnistą glinę. Zwarty, do końca twardawy kawałek opływał ogromną ilością jakby mieszanki soku i wody. Idealnie gładka i znacząco tłustawa, nie podbiła mojego serca (łagodnie mówiąc, ale źle nie było).

Już przy wgryzaniu się, przy każdym kęsie, dopadała mnie ostrość chili. I tak za każdym razem przy wgryzaniu się.
Gdy jednak kładłam kawałek do ust, działo się zupełnie co innego. Otóż rozchodziła się łagodna, maślano-kwiatowa baza. Delikatna słodycz trochę rosła, nabierała dużo głębi. Szybko poczułam łagodny, maślany karmel, przechodzący w po prostu delikatny karmel o ciepłym wydźwięku.

W tle, w cieple właśnie, prześlizgiwała się pikanteria. Rozgrzewała gardło, w oddali lekko zarysowała soczysty smaczek papryczek chili.

Karmel w tym cieple... opływał... orzechy. Karmelizowane orzechy - czyżby karmelizowane w miodzie? Zrobiło się bardzo słodko, miodowo właśnie, acz nie ciężko. Przy miodzie trwała soczystość owoców. Kojarzyły mi się egzotycznie, jak takie dojrzewające w słońcu... Niejednoznaczne, kryjące się w ogromie barwnych kwiatów. Miód / karmel drapał w gardle, choć wcale nie było bardzo słodko. To efekt chili kierował myśli w tę stronę.

Chili, podczas gdy w ustach rozwijały się powyższe, działało bardziej na poziomie gardła, tyłami. Ostrość rosła szybko od subtelnej do bardzo wysokiej. Mniej więcej w połowie raz i drugi dosłownie zapaliła w gardle, dając potem wytchnienie na parę sekund. Przy kolejnej soczyście-wodnistej fali znów... I tak nakręcała się samoczynnie. Czasem rozbrzmiewała i na języku. Parę razy była tak mocna, że aż zakaszlałam. Trochę przytykająca wręcz. Porażająca i odwracająca uwagę od samej czekolady, ale dziwnie jej nie zabijająca. Trwały obok siebie. Chili jawiło się bardziej jako ostrość, smak aż tak wyrazisty nie był, acz był... Odebrałam go jako pieprzne chili.

Ta delikatność bazy wydała mi się jednak mdła przez zestawienie z pikanterią. Bliżej końca wprawdzie mocniej zabrzmiały orzechy, takie gorzkawo-ziemiste, właśnie przez pieprzne sugestie chili podkręcone. Doszukałam się też innych goryczkowatych przypraw (jakieś gorczyce, imbir itp.) Mimo to, nie zrobiło się mocno gorzko, a bardziej palono... Palono-suszono, że wszelkie kwiaty i ziemia przywiodły na myśl herbaciane, suche fusy i przyprawiony (mocno!) napar. A w gardle paliło, jakbym piła wrzątek.

Po przełknięciu pozostało dziwne poczucie. Otóż w ustach czułam wysoką słodycz i maślano-karmelową, trochę owocową łagodność, zaś w gardle piekło od ostrości i gorąca chili oraz innych przypraw. Kojarzyło mi się to z czymś zaparzonym i gorącym. Pali, ale smak bardzo osłabiony, zgłuszony.

Dziwna, złożona czekolada, od początku do końca działająca... w dwóch wymiarach.
Odnalazłam w niej nuty Krakakoa Sumatra Sedayu - zdziwiłam się, że aż tak (bo i miód, i herbaciany napar, egzotyczne owoce) z racji tego, jak dziwny był jej kontrast, który rozpraszał uwagę. Paląca pikanteria chili nie zabiła smaku czekolady, ale... ona sama wydawała się przez nią jeszcze bardziej zbyt delikatna. Maślany karmel i kwiaty... a w gardle piekło. Przełożyło się to na poczucie przesłodzenia (psychicznego?). I jednak... nie zawsze. Baza nie była cały czas łagodnie-nudna, a chili czasami robiło sobie przerwy.
Od czekolad z chili oczekuje się silnej ostrości - to prawda. Ja jednak uważam, że do mocnego chili potrzeba jeszcze mocnej bazy. Zamiast tych 60 % powinno być 80 % - i to miazgi, nie tłuszczu.
Mam bardzo mieszane uczucia, bo smakowała mi, ale i męczyła. Dynamiczna, intrygująca... Warta spróbowania.
Mimo że bardziej kompleksowa, ambitniejsza i w ogóle, to do spójniejszej Das Exquisite Chili mogłabym wrócić, do Krakakoa nie. Gdybym jednak miała wybierać jako czekoladę na jednorazowe spotkanie jako ciekawostka - Krakakoa wygrywa.


ocena: 8/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 18 zł (za 50 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 580 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, sproszkowane chili, lecytyna słonecznikowa

6 komentarzy:

  1. Takiego pieczenia w gardle to nie lubię najbardziej... Wolę już na języku. Tej bym się chyba bała spróbować :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja różnie, bo na języku łatwo może zabić smak.

      Usuń
  2. Myślę, że fragmenty takie jak: "Już przy wgryzaniu się, przy każdym kęsie, dopadała mnie ostrość chili. I tak za każdym razem przy wgryzaniu się", "W tle, w cieple właśnie, prześlizgiwała się pikanteria. Rozgrzewała gardło, w oddali lekko zarysowała soczysty smaczek papryczek chili", "Ostrość rosła szybko od subtelnej do bardzo wysokiej. Mniej więcej w połowie raz i drugi dosłownie zapaliła w gardle", kumulują wszytko, co jest dla mnie otchłanią piekielną. Do czytania recenzji założyłam maskę spawacza, żeby 'atuty' tabliczki nie wypaliły mi oczu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie była piekielna ostrość, acz nie znam Twojej granicy. Myślę jednak, że mimo wszystko byś przeżyła (piszę tylko o odczuciach smakowych).

      Usuń
  3. Tej nie odważyłem się spróbować, ale ich mleczny imbir i pieprz z solą były całkiem fajne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wymienione przyprawy i to, że to mleczna w moich oczach wykluczają zakup. Nie ta marka, nie ta cena. :>

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.