środa, 8 stycznia 2020

La Confiteria Delaviuda Turrón Yogu-Fresa / Strawberry Yogurt turron / mleczna z mlecznym nadzieniem jogurtowym z truskawkami

Na koniec przygody z turronami otrzymanymi od Olgi z livingonmyown (której bardzo, bardzo dziękuję, także za dwa pierwsze zdjęcia - należące do niej) został wariant najbardziej ryzykowny, ale... tak wyszło, bo po prostu najpierw chciałam najbardziej tradycyjny, a potem potrójnie czekoladowy.
I znów! Jak lata temu trzymałam się z daleka od truskawkowych słodyczy, tak w ciągu ostatnich lat polubiłam je. A już zwłaszcza, gdy mowa o tych dobrych jakościowo. Nie miałam powodów by wątpić, że właśnie dobry jest (skład coś tam szeptał, ale "zatkałam uszy"). Zdawałam sobie sprawę, że może mnie aż tak nie zachwycić, bo wizja miękkości i słodyczy jednak nie przekładała się na myśl: "pewnie będzie 10/10", ale umiem docenić i czerpać radość także z ciekawostek.
Po Zotterze Apricot Waltz (recenzja za wiele miesięcy, ale jak pisałam - zaginam czasoprzestrzeń), gdzie morele zestawiono z "konkretniejszym migdałowym tworem" (marcepanem), byłam do takich połączeń bardzo, bardzo pozytywnie nastawiona. Sięgając po dziś przedstawiany turron byłam bowiem pewna, że zawiera migdały. Jednak Wam zaznaczam to już na wstępie - nie. I tu mnie już trochę zastanowiło, czy turron ten jest turronem? Jak go potraktować? Jako tabliczkową ciekawostkę, bo na skład patrząc, to w sumie nie wiem.


La Confiteria Delaviuda Turrón Yogu-Fresa / Strawberry Yogurt to turron (?) / mleczna czekolada o zawartości 25 % kakao (?) nadziewana mlecznym kremem jogurtowym z kawałkami truskawek (a właściwie truskawkowymi).

Bloczek pachniał delikatnie, ale całkiem przyjemnie. Przede wszystkim cukrowo słodko i tak mlecznie, jak tylko się da. Trochę tandetnie, ale jednocześnie uroczo czekoladowo z zaznaczonymi iluzorycznymi migdałami (w składzie brak). Po przełamaniu i w trakcie jedzenia dowąchałam się także leciutkiego kwasku jogurtu i truskawek.

Twarda w dotyku tabliczka była konkretna i tłusta. Nie udało mi się przełamać jej po linii podziału, nadkroiłam więc i dopiero przełamałam. Wynikało to właśnie z tłustości i... kruchości, na którą przy tym trafiłam. Nadzienie wyglądało na kruche.
W ustach szybko to miękło, czekolada rozpływała się w średnim tempie, tłusto-maślanie i kremowo. Cechowała ją drobna pylistość. Ta z kolei była jedną z dwóch głównych cech nadzienia. Pyliście proszkowe rozpływało się łatwo, maziając usta w bardzo tłusty, oleiście-śmietankowy sposób. Znikało szybko mimo pewnej gęstości.
Odsłaniało kawałki truskawkowe, które częściowo też się rozpuszczały. Szybciej rozgryzione chrupały, czy raczej skrzypiały, a tak właśnie rozpuszczały się. Miękły częściowo na lepki, dość cukrowy proszek. Były to bowiem, kawałki z cukrem, nie zaś same owoce. Ich ilość uważam za średnią - bo w sumie nie było jakoś szczególnie mało, ani zbyt dużo, więc teoretycznie nie czepiam się. Tak szczerze jednak wolałabym, żeby dodali po prostu truskawki, a nie truskawki w cukrze.

W smaku zaczęło się od silnej słodyczy (jakże by inaczej). Uderzała wraz ze smakiem mleka i dziecięco czekolad...kowym. Ta wydała mi się trochę tania, acz w pewien sposób urocza i złudnie migdałowa.

Właśnie w pełen uroku, niemal dziecięcy sposób odezwało się nadzienie. To tsunami łączące mleko w proszku zacukrzone co niemiara, kojarzące się z mlekiem z tubki... i z zacukrzonym, ale o wyraźnym kwasku, jogurcikiem dla dzieci. Przy nucie mleka w proszku doszukałam się jakiejś sztuczności, smakowej oleistości, ale z pomocą przybył posmak... wydawało mi się, że mgliście migdałowy, co raczej zasugerowała czekoladowość.
W tle z kolei plątała się nieśmiała, słodziutka truskaweczka. W tej już sztuczności nie było. Wydała mi się jednak lekko jogurtowo-serkowa.
To słodycz chyba była tak sztucznie zabarwiona - może waniliną albo aromatem migdałowym? Trudno stwierdzić, moją uwagę odwracało drapanie cukru w gardle, pojawiające się niemal natychmiast.

Gdy kawałki truskawkowe wylegały na język, ratowały sytuację podkreślając smak jogurtu swym kwaskiem, ale też podrzucając luźne skojarzenie z mlekiem truskawkowym. Wniosły odrobinkę rześkości, soczystości...? Chyba, choć też były bardzo słodkie. W ciekawy sposób łączyło się to z delikatną czekoladą i nieokreślonym posmakiem. Przełożyło się na to, że kompozycja wcale nie była zbyt rześka, ani też nie 100%-owo "dla dzieci". Owoce jednak z czasem (bliżej końca) i tak tonęły w mleku i tłuszczowości.

Zostawione na koniec, z których zostawały mikroskopijne drobinki i pestki, smakowały wyraźnie naturalnie liofilizowano-suszonymi, słodkimi truskawkami.

Po wszystkim pozostał cukrowy kac, zacukrzenie totalne oraz posmak mleka w proszku i jogurtowo-truskawkowy, sztuczny w kontekście czekolady i migdałów (?)... czy też słodyczy (wanilina?). Miałam wrażenie, że i echo jakiejś tłuszczowości czuję.

Całość wyszła ciekawie i całkiem smacznie, tak obiektywnie. Nie za rześko, nie za ciężko. Jogurt jakoś tam czuć, z nutą truskawek i... migdałów. Ta ostatnia okazała się dla mnie ogromną zagadką, bo przy pierwszym kęsie byłam pewna, że choć trochę ich w składzie jest. Sprawdziłam, a tam... Nie ma! A w odbiorze jakby nadal się kręciły.
Nie było w jogurcie i truskawkach napastliwości ani chemii. Niestety - znalazły ujście w słodyczy. Ta była przesadzona, i to bardzo. Poziom tłustości też mógłby być niższy, ale jeszcze tragedii nie było. Proszkowość również mi trochę przeszkadzała. Bardzo żałuję, że wady te odnoszą się i do struktury, i do smaku (tylko pierwsze może bym lepiej zniosła).
Nie obraziłabym się, gdyby tak zastąpić jeszcze część mleka jogurtem. I migdałami (patrząc na skład - skoro turron to twór z cukru i migdałów...).
Większość otrzymanej części tabliczki powędrowała do Mamy. Jej smakowała zdecydowanie najmniej ze wszystkich trzech, ale to bo nie lubi jogurtowych słodyczy, a truskawkowe tak średnio, przy czym z kawałkami wygrywają u niej dżemy / żele.
Osobiście nie podejmę się porównania tych turronów, bo w zasadzie wszystkie były diametralnie inne już z założenia. Jak porównać tabliczkę z dodatkiem do czystej (acz potrójnej) lub nadziewanej?


ocena: 6/10
kupiłam: dostałam (dziękuję!)
cena: -
kaloryczność: 565 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, olej słonecznikowy, odtłuszczone mleko w proszku, miazga kakaowa, kultury mlekowe 3%, liofilizowane truskawki 2 % (syrop glukozowy, cukier, truskawki 25%, substancja zagęszczająca: alginian sodu), emulgatory: lecytyna sojowa i słonecznikowa; aromaty

PS Jak tak ostatnio mało czekoladowo... to dorzucę jeszcze coś. Kojarzycie batony Zmiany Zmiany? Wczoraj wróciłam do Piernika, i jest parę zdań aktualizacji pod jego recenzją.

3 komentarze:

  1. Jedyny turron, jaki jadłam, to był twardy jak kamień blok z całymi migdałami. Ciężko mi sobie wyobrazić, że to też jest turron :D truskawkowy też bym chętnie zjadła, ale jednak podejrzewam, że smakowałby mi najmniej. Wczorajszy jednak pewnie byłby moim ulubieńcem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właściwie mam bardzo mieszane uczucia, czy to jest w sumie turron, czekolada, czy co... Ten wariant był dość dziwny. Jak czytam, czym są turrony, to ciężko pod to podpiąć.

      Usuń
  2. Nie wyczułam truskawek z cukrem. Moje plebejskie paszczysko uznało to za idealnie kruche truskawki liofilizowane. Pumeksowo kruche, a nie cukrowo skrzypiące. Hmm. Widzę w składzie cukry przy truskawach, niemniej nadal mam w pamięci tylko pozytywną kruchość dobrze podsuszonych owoców. Mleka w proszku nigdy nie czuję, więc i tu nie odnotowałam. Kwasek truskawek baaardzo mi się podobał, ale nie przywiódł mi na myśl mleka smakowego - tu powraca kwestia odmiennych doświadczeń i związanych z nimi skojarzeń.

    Dziwny to turron - z definicji nugat migdałowy - bez migdałów. Ale co tam. Dla mnie obłędny niczym sam obłęd.

    OdpowiedzUsuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.