niedziela, 2 marca 2025

(Lidl) McEnnedy American Way Crunchy Almond Butter

Nigdy nie kupuję wersji "crunchy" kremów orzechowych, w zasadzie długo było mi trudno sprecyzować, dlaczego. Gdy jadałam masło orzechowe amerykańskiego typu lata temu, właśnie po te z kawałkami orzechów sięgałam. W kremach... może zawsze za bardzo obawiam się, że wyjdzie masa do ciągłego ciamkania i gryzienia, zamiast błogo rozpływająca się, a po prostu urozmaicona kawałkami? Chyba tak. Gdy pojawiła się perspektywa dostania lidlowych kremów 100% od ojca, chciałam jednak nie tylko McEnnedy American Way Smooth Almond Butter, ale też właśnie chrupiący do porównania.

(Lidl) McEnnedy American Way Crunchy Almond Butter to krem 100% z prażonych migdałów, wersja chrupiąca; marki własnej Lidla.

Po odkręceniu poczułam zapach poprzypalanych, przeprażonych migdałów o wytrawno-goryczkowatym wydźwięku. Wyobraziłam sobie migdały przesmażone w oleju migdałowym, ale akurat to zniknęło po uporaniu się z olejem. Spalone migdały zahaczały ze względu na lekką słodycz o jakieś ciastka czy batony w formie migdałów zlepionych słodkim syropem, może nawet z miodem, w tym przypadku wysmażone w nim.

przed i po uporaniu się z olejem
Na wierzchu wydzieliło się dużo oleju - zlałam prawie 3,5 łyżeczki łyżeczek, a wymieszałam jakieś 2 łyżeczki.
Było to problematyczne z tego powodu, że spore i średnie kawałki orzechów znalazły się na wierzchu, pod olejem, a niżej krem wysechł znacząco (mimo długiej daty). Kawałki strasznie to utrudniały, musiałam więc zgarnąć je łyżką na talerzyk, wymieszać i dopiero z powrotem je dorzucić.
Jak się okazało, sporo kawałków było też niżej, ale większość na wierzchu - nie wiem, czy jakoś tak same wybiły, czy to celowy zabieg producenta. Tak czy inaczej, nie podobało mi się to.
Krem oprócz tego i tak było trudno mieszać, bo był sucho-zbity i masywny, a po przyjęciu oleju i tak jeszcze zostało uporanie się z grudkami, w które się pozbijał. Dał się poznać jako twardawy, choć także oleistość w nim czuć. W końcu udało mi się uzyskać na wpół jednolity efekt.
Podczas jedzenia krem zapewnił mnie o swojej masywności, zalepiając i rozpływając się wolno we wręcz przytykający sposób. Był gęsty i ciężki, lecz nie wydawał się mocno tłusty, mimo że czuć w nim splot tłustości masywnie orzechowej i oleistej. Pobrzmiewała w nim suchość, chyba nakręcana przez orzechowe skórki, a oprócz efektu miazgowego, wystąpiły w nim spore kawałki migdałów. W zasadzie chwilami odebrały mu kremowość, tworząc z tego jeden wielki zlep.
Drobinki napędzające miazgowość nie wymagały gryzienia, ale i o nie można raz po raz zahaczyć zębem. Co innego oczywiście kawałki większe. Były tam nawet ćwiartki, ale w większości drobno-średnie kawałki.
Migdały gryzłam w większości na koniec, gdy masa już zniknęła, acz... było ich tyle, a całość miała taką strukturę, że w sumie trochę wymuszały gryzienie wcześniejsze. Cały krem czasem wydawał się przeznaczony do gryzienia.
Kawałki cechowała chrupkość i krucha twardość. Nie wydały mi się ani trochę zawilgocone. Na części ostała się migdałowa skórka. Z niektórych w ustach schodziła.

W smaku od początku czuć mocne, przesadzone prażenie. Było w tym coś trochę ze spalonych migdałów, acz złagodzonych olejem migdałowym. Nuty te wydały mi się trochę rozjeżdżać, ale zaraz połączyła je wytrawność.

Do wytrawności doszła lekka goryczka chyba skórek migdałów, acz nie była zbyt jednoznaczna. Zwłaszcza w pierwszej chwili przypisałabym ją raczej do spalenia, ale właśnie jak się okazało w ciągu kolejnych chwil, niekoniecznie.

Migdały jako takie rozbrzmiały mocniej. Wciąż ich smak wydawał się przesycony przeprażeniem, ale starały się nieco jakby wygładzić i wytoczyć odrobinę naturalnej słodyczy. Odnotowałam drobną maślaność.

Mniej więcej w połowie rozpływania się porcji w ustach jednak migdały wróciły do przypalenia i goryczki, ale jako że wciąż i słodycz trwała na swoim miejscu, wyobraziłam sobie ni batony, ni ciastka "zlepki" zrobione z migdałów w słodkim lepiszczu, jakby wysmażone w jakiejś karmelowawej masie. Takiej palonej do goryczki.

Kawałki migdałów, zaznaczające się na języku, nakręcały przeprażony migdałowy motyw. Podobnie drobinki stanowiły jego kontynuację.

Gryzione obok masy kawałki wydawały się tonąć w jej smaku. Gryzione na koniec wydawały się wyrazistsze w migdałowość, mimo że w zasadzie miały bardzo podobny charakter. Były bowiem przeprażone. Niektóre trafiały mi się bardzo gorzko-palone. Ta przeprażona goryczka mieszała się z goryczką skórek, acz obie goryczki splotły się też z naturalną słodyczą.

Po zjedzeniu został posmak migdałów przeprażonych, wręcz przypalonych o wytrawnym charakterze z motywem goryczkowatych skórek. Zaznaczyła się też oleistość.

Krem wyszedł jeszcze gorzej niż McEnnedy American Way Smooth Almond Butter. Baza na pewno była ta sama, ale kawałki migdałów nie wniosły niczego dobrego, a tylko skomplikowały mieszanie, jedzenie itd. One, jak i baza, były przeprażone, więc to taki dodatek, aby sobie był. Można było go lepiej dodać. A forma, wymuszająca ciągłe gryzienie; zlep, a nie błoga kremowość to nie moja bajka.


ocena: 6/10
kupiłam: ojciec kupił w Lidlu
cena: 12,99 zł (za 170g; chyba, bo nie pamiętał na pewno)
kaloryczność: 631 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: prażone migdały

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.