Wzięłam tę tabliczkę na szlak, który zapisałam sobie już dość dawno, ale jakoś zawsze go odkładałam. Gdy wreszcie pomyślałam, że go zrobię, zdziwiłam, bo okazało się, że trasa nieco mi się skróci, ale zanim o tym więcej, to musiałam od Štrbskégo Plesa przejść Młynicką Dolinę. Musiałam? Trochę słowo nie pasuje, bo to była sama przyjemność. Minęłam wodospad Skok i zaraz wyszłam na Staw nad Skokiem. I choć za czekoladę zamierzałam się zabrać przy stawie Capie Pleso, przerwę na nią zrobiłam już przy pierwszym z jezior.
Nie wiem w sumie, dlaczego zdecydowałam się wziąć tę czekoladę w góry. Przecież nawet się nie łudziłam, że zjem więcej, niż aby spróbować. Po co więc nosić? Nie wiem... Może dlatego, że to z Pottera chciałam jej chociaż zadbać o ładne tło, skoro czułam, że nie dane mi będzie nic dobrego napisać? Już sprawdzając recenzję zainteresowałam się jeszcze napisem (podtytułem?) "Corvonero". Oznacza czarnego kruka, czyli... jak rozumiem, to tabliczka nawiązująca jakoś do hogwarckiego domu Ravenclaw? Że... kreatywna?
Witor's Wizarding World Harry Potter Corvonero La Magia dei Cristalli Frizzanti to biała czekolada ze strzelającymi cukierkami; na licencji Warner Bros.
Po otwarciu poczułam nieprzyjemnie tani i ciężki zapach białej czekolady z najniższej półki, w której czuć mleko w proszku i kwasek. Wtórowała temu wszystkiemu nachalna, słodka plastikowość. Cukierki przewinęły się w tle, jako niedookreślona landrynkowość.
Tabliczka w dotyku była tłusta, a przy łamaniu twardawa. Cukierki nadały jej kruchości, ale nie kruszyła się jakoś szczególnie mocno.
Kolorowe cukierki przebijały się spod czekolady, a w przekroju pokazało się ich jeszcze więcej. Dodano bardzo zróżnicowane: i malutkie, i średnie, i dość spore. Niektóre były okrągłe, inne podłużne.
Trudno o kęs pozbawiony cukierków, ale da się zahaczyć zębem o samą czekoladę, gdy się postarać.
W ustach czekolada rozpływała się łatwo i dość szybko. Była maślano tłusta i zawiesinowo-mazista. Bazowo dała się poznać jako proszkowa, a urozmaicona kawałkami cukierków. One całkiem nieźle odwracały uwagę od proszkowości. Czekolada zmieniała się w miękką, luźno-gęstawą zawiesinę i odsłaniała ich coraz więcej, a te zaczynały musować. Najpierw po prostu odczulanie, potem coraz mocniej, aż można to nazwać strzelaniem. Nie było to jednak zbyt agresywne bombardowanie. Wiele rozpuszczało się przynajmniej częściowo z czekoladą, ale zostawały też po niej. Wtedy efekt strzelania czuć w pełni.
Ze dwa z ciekawości pogryzłam. Cukierki były twarde i szkliste. Trochę kleiły się do zębów.
W smaku pierwsze poczułam mleko i masło w mniej więcej równych proporcjach. Dołączyła do nich słodycz i razem zahaczyły o białą polewę. Polewę czy... wręcz plastik?
O dziwo najpierw słodycz rosła delikatnie. Była lekko cukrowa i ciężka, tanio-sztucznawa. Tym właśnie w pierwszej chwili - wydźwiękiem, już nawet nie poziomem - podpadła najbardziej.
Początkowo, choć cukierki zaczynały już musować, w smaku się specjalnie nie zdradzały. Acz równolegle słodycz zdecydowała się rosnąć.
Baza zaleciała dziwnym kwaskiem. Słodycz mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa wzrosła już znacząco i ogół był nieprzyjemnie tani. Jak biała czekolada jakości białej polewy z mleka w proszku i mnóstwem cukru.
Im więcej wyłaniało się cukierków, tym bardziej odzywały się i one. Wprowadziły bardzo delikatny motyw sztucznych, wieloowocowych, niedookreślonych landrynek. Czasem, wiele zależało od tego, ile ich się akurat zebrało w ustach, całkiem nieźle rozganiały słodycz bazy.
Za cukierkami czekolada jawiła się jako jeszcze bardziej tania i... duszna? Złudnie margarynowa? A jej cukrowa słodycz drapała w gardle.
Czasem w ustach nie zostawało prawie nic, czasem trochę, a czasami sporo cukierków.
Gdy na koniec zostały jakieś cukierki, czuć ich nieprzyjemną landrynkowość. Do głowy przyszły mi też owocowe oranżadki jedzone na sucho bardzo delikatne w smak, a bardziej po prostu słodkie.
Po zjedzeniu został bardzo słodki posmak dusznej, kwaskawej białej polewy z mleka w proszku, ale też maślaność i landrynkowe echo.
Rozumiem, że strzelające cukierki dla niektórych to może być frajda, ale naprawdę tu aż się prosi choć trochę popracować nad jakością. Ta biała czekolada była boleśnie tania. Przesłodzona, bo przesłodzona, ale akurat to nie był jej największy problem Wydźwięk tandety, brzydki zapach... jedyne co, to musowanie zrobione w punkt, z głową nie bombardowało przesadnie, niedosytu nie czuć. Cena niby podyktowana logo, ale u mnie nie ma przyzwolenia na takie coś.
Dałam radę zjeść jakieś 7g - głównie w górach i odrobinkę do weryfikacji. Smutne, że to było aż tak nieprzyjemne. Resztę oddałam Mamie, która opisała to: "Mi się w ogóle nie podoba pomysł dodawania takich strzelających cukierków do białej czekolady. Do mlecznej by mi pasowały, do białej nie. No, ale może jak to ma być czekolada dla dzieci... Tak czy inaczej, wykonanie to jakaś porażka. Jak taka najtańsza podróbka białej czekolady. Okropna po prostu. Słodka to raz, ale dwa, że zwyczajnie niesmaczna. Cukierki w większości strzelały, ale trafiło mi się kilka... Niewypałów? Takie twarde, podłużne, które zostawały w ustach i nie strzelały ani nic. Jak na takie malutkie coś, bardzo droga. Zarabiają na Potterze, smutne".
ocena: 2/10
kupiłam: ojciec kupił w Dealz
cena: 4 zł (za 50g; jak wyżej, ale dopytałam)
kaloryczność: 547 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, strzelające cukierki 7% (cukier, syrop glukozowy, tłuszcz kakaowy, laktoza, regulator kwasowości: kawas jabłkowy E296; barwniki: E141, E160c, E120; dwutlenek węgla), laktoza, masło klarowane, emulgator: lecytyna sojowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.