Bohaterka dzisiejszej recenzji trafiła do mnie jako jedna z tabliczek Labooko Contest, zestawiona z Nicaragua 50 %. Wybrałam właśnie taką kolejność z konkretnego powodu: najpierw zjadłam część Nicaragui, a potem (dla porównania) właśnie Ecuador (oczywiście po przerwie, żeby smaki się nie mieszały), a za jakiś czas zjadłam je w odwrotnej kolejności, jednak chcąc zachować tu pewną chronologiczność uznałam, że tak będzie najlogiczniej. Zdradzę też, że z niewiadomych przyczyn, jakiś głosik w głowie mi podpowiadał, że ta może być mimo wszystko okazać się ciekawsza.
Zotter Labooko Ecuador 50 % to mleczna czekolada z zawartością kakao (pochodzącego z Ekwadoru) równą 50 %.
Warto coś napisać także o samych ziarnach. Są to bowiem Cacao National, właściwie zapomniane i pomijane. Dlaczego? Są to bardzo podatne na choroby ziarna, a co za tym idzie trudne do uprawy, co w dodatku przyczyniło się do tego, że przez wiele lat uważano gatunek ten za wymarły. Co ciekawe, w 2009 roku przypadkiem w okolicy rzeki Maranon odkryto dzikie kakaowce, które okazały się właśnie Cacao National. Nie miałabym o tym pojęcia, gdyby nie świetny opis tejże czekolady na blogu Sex, Coffee & Chocolate.
Przejdźmy jednak do samej czekolady. Gdy tylko rozchyliłam złoty papierek, zobaczyłam tabliczkę o bardzo głębokim brązowym kolorze, którego odcień wydał mi się ciemniejszy od tej z Nikaragui. Co ciekawe, zapach sugerował zupełnie co innego: był delikatny i to mleko stanowiło tu motyw przewodni. Dopiero potem kakao i lekka słodycz. Przełamałam tabliczkę, jednak ani trzasku, ani chrupnięcia nie usłyszałam.
Poczyniłam pierwszy kęs. Kawałek niemal natychmiast zaczął błogo się rozpuszczać. Temu zjawisku trzeba poświecić pierwszy akapit i kropka. Najpierw przybrał formę dość miękkiej i gładkiej grudki. Wilgoć zaczęła się nasilać, a grudka przeobraziła się w zalepiające bagienko, zahaczające o mulistą zawiesinę. Obkleiła całe usta, dzięki czemu smak wydawał się niemal przenikać do mnie. Idealnie tłustawy krem zalepił zupełnie, jednak było to najlepsze zalepienie na świecie. Delikatność i błogość bardzo szybko skojarzyły mi się z Porcelaną 70 % od Domori, jednak ekwadorska tabliczka miała zalepiającą cechę o wiele silniejszą.
Wydaje mi się, że w smaku nuty mleczno-śmietankowe objęły sterowanie, co wcale nie znaczy, że były o wiele silniejsze od kakao. To było dość wyważone, jednak szala odrobinę rzeczywiście przechylała się w kierunku mleka. Wywołało to skojarzenie z kawą z naprawdę ogromną ilością tego składnika, albo nawet z ciepłym mlekiem z miodem.
Skoro już o miodzie... słodycz w tej czekoladzie była także dość silna, jednak sprawiała wrażenie w zupełności podporządkowanej kakao. Łączyła się z nim, a częściowo z niego wypływała. Tutaj pojawił się silny motyw naturalnej słodyczy, kojarzącej mi się z koktajlem z borówek amerykańskich i bananów.
Kakao było czuć wyraźnie, ale nie bezpośrednio - na próżno można szukać tu cierpkości, chociaż gorzkość jest jak najbardziej do odnotowania. Skojarzyło mi się to trochę z pyłkiem kwiatów i nektarem zbieranym przez pszczoły, jednak nie wiem, czy wpadłabym na to skojarzenie gdyby nie recenzja Basi. Ja długo nie potrafiłam nazwać tego posmaku, ale to chyba właśnie to.
Kiedy tak mleko mieszało się z kakao i rozkoszną słodyczą, tak od połowy rozpuszczania się kawałka, odnotowywałam całkiem silny słonawy posmak, podobny do tego, jaki wyczuć można w niektórych serach. To wychodziło z subtelnej kakaowej goryczki i wchodziło w resztę kompozycji na dobre.
Mimo dość silnej słodyczy, określenie "słodka" nie przychodzi jako pierwsze, gdy chcę podsumować tę czekoladę. Ona jest przede wszystkim naturalnie mleczno-śmietankowa, o słodko owocowych nutach z silnym kakaowym motywem, który nie jest jednoznaczny. Słonawy posmak dopełnił ideału!
Przyznam, że ta czekolada smakowała mi bardziej niż Nicaragua 50 %; po prostu kupił mnie słonawy posmak i ta konsystencja... W takiej gęstej pyszności można wręcz chcieć zatonąć na wieczność.
ocena: 10/10
kupiłam: zamówiłam u dystrybutora
cena: 16 zł
kaloryczność: 594 kcal / 100 g
Bagienkowosc,styl rozpuszczania i wpadanie slodyczy W kakao mowi mi wszystko :) Jak bede miala jeszcze kiedys okazje, to kupie o te tabliczki ;)
OdpowiedzUsuńKoniecznie! :D
UsuńNow chce wyjsc na sprzedajaca sie, ale zalozylam bloga :) http://www.let-it-sweet.blogspot.com
UsuńPf, sprzedawanie się? Im więcej opinii na dany temat, tym lepiej! :D
UsuńTeraz to sobie nie odpuszczę i muszę zamówić Ecuador i jej poprzedniczkę Nicaraguę.Brzmią wybornie i Ecuador wydaje sie być jeszcze pyszniejszy,tak jak piszesz ;)
OdpowiedzUsuńZamawiaj obowiązkowo!
UsuńBrzmi bosko. Jadłam ostatnio czekoladę Vanini 50% z solą morską, była całkiem niezła.
OdpowiedzUsuńO, to cieszę się. Jeśli mam być szczera, przez pewien czas miałam wątpliwości, czy nie będzie to trochę lepszy Belgian.
UsuńBelgian za specjalnie mi nie podchodzi, ale jadłam tylko wersje bez dodatków, mleczną i gorzką. Vanini w dziesięciostopniowej skali zasługuje na co najmniej 2,5 oczka więcej (a Belgian więcej niż pięciu gwiazdek by ode mnie nie dostał). Swoją drogą jeszcze nie próbowałam Vanini gorzkiej z rozmarynem, jakoś nie mam na nią nastroju, podchodzę do tego rozmarynu trochę jak przysłowiowy pies do jeża ;) Mleczna z solą jest niezła, "gładka" gorzka 86% za to jest naprawdę dobra. Nie rewelacyjna, ale bardzo przyjemna.
UsuńNo, to mam nadzieję, że i z rozmarynem przynajmniej przyjemna się okaże. "Dziwne" dodatki łatwo zepsuć, albo... dać ich tyle, że w ogóle nie czuć.
UsuńAjajaj, co tu się porobiło, faktycznie brzmi na pyszniejszą niż poprzedniczka. Ta ala serowa nutka soli na koniec, mmm :3 Kiedyś ją kupię, nie ma bata! (razem z 43752 czekoladami na mojej liście :'))
OdpowiedzUsuńTa nutka wstrząsnęła mnie i zupełnie mnie kupiła.
UsuńHaha, też mam bardzo długą listę, ale to dobrze - jest na co czekać. :D
Skoro ta ma być lepsza od poprzedniczki, plus posiada słoną nutę to nie ma bata, będę musiała ją kiedyś kupić
OdpowiedzUsuńCoś czuję, że będzie 12/10. :D
UsuńTak mamy ochotę na taką głęboką tabliczkę, że niestety musimy przeszukać szafki rodziców w poszukiwaniu jakiegoś kawałka czekolady... Ale na Zotter nie ma co liczyć, jedynie na jakiegoś Wedla :P
OdpowiedzUsuńTo już bym wolała nic nie zjeść, niż takiego Wedla. :P
UsuńNa wielką ochotę na czekoladę to kostka Wedla nie jest zła :D
UsuńJa wolę Nikaraguę, ale ta też jest fajna. Miałem dziś rano nie jeść czekolady, ale jak przeczytałem recenzję to skusiłem się na kilka kostek mlecznej :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że jest taki ogromny wybór, to każdy znajdzie coś dla siebie. ;)
UsuńTAK!!! Ta czekolada wygrała konsystencją. Nikaragua miała mam wrażenie bogatsze kakao, ale w Ekwadorze nuty smakowe były tak wyraziste i charakterystyczne, że w połączeniu z tym boskim rozpuszczaniem się w ustach już nic do szczęścia nie było potrzebne... Jeden z moich ulubionych Zotterów. Do Nikaragui też bym z chęcią wróciła, też była pyszna, ale to Ekwador pozamiatał konsystencją.
OdpowiedzUsuńDokładnie. Nikaragua jest idealnie wyważona i to zapewne taka wzorowa czekolada numer 1, ale Ekwador jest niezwykle charakterystyczny. Konsystencja... i teraz na wszystkie czekolady będę patrzeć zupełnie inaczej! A i ten posmak sera... on był tak oczywisty! Pyszności.
UsuńTen mleczny duet to czekolady, po których nic już nie jest takie samo :)
UsuńTo prawda. To samo się tyczy czekolad 100 %.
UsuńBTW, czekałam na Twoje zdjęcie na instagramie <3 ;)
OdpowiedzUsuńMiło mi to czytać, chociaż ja osobiście wolę widzieć tam ujęcia jedzenia. xD
UsuńJa wolę oglądać Ciebie, jestem fanką Twojej urody :)
UsuńEwentualnie możesz być Ty z jedzeniem :D
UsuńAlbo Ty jako jedzenie... Ups, Baśka, hamuj! :D
UsuńJeeju, jak miło. :D
UsuńJako jedzenie? Hm, przypomniały mi się wszystkie czekolady z krwią i mięsem, jakie jadłam, haha. xD
(Ewentualnie body sushi haha :> )
Ekhm, miewam różne myśli :>
UsuńJa na każdy temat mam tysiąc myśli na sekundę... nie zawsze to jest dobre. xD
UsuńTen wstęp brzmi tak profesjonalnie... Trzeba udawać, że się wie, o czym piszesz :D A czekolada ciekawa. Gorzkość bez cierpkości, hmm. Dotąd spotkałam się raczej z odwrotnością: cierpkością bez wyraźnej goryczy.
OdpowiedzUsuńTaak, taki wstęp pewnie byłby kosmosem i dla mnie... jeszcze parę miesięcy temu. Człowiek uczy się całe życie!
UsuńTo dość... hm... unikat wśród czekolad, można by powiedzieć.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń