piątek, 27 lipca 2018

Hoja Verde Ecuador 72% ciemna z Ekwadoru

Hoja Verde to jedna z nielicznych marek, których na próbę (pierwsze degustacyjne spotkanie) kupiłam tylko jedną tabliczkę mając możliwość wyboru kilku. Dzień sięgnięcia po nią odkładałam, bo się bałam. Tym razem bałam się, że... że mi posmakuje i będę wściekła, że zamówiłam tylko tę. Ni stąd ni zowąd ta ekwadorska marka zaczęła mi się jawić jako "być może jest genialna", mimo że na pierwszy rzut oka niczym się nie wyróżnia.

 Hoja Verde Ecuador 72% to ciemna czekolada o zawartości 72 % kakao Arriba z Ekwadoru.

Po otwarciu poczułam bardzo delikatny zapach, który skojarzył mi się z polnymi kwiatami i różowymi, delikatnymi różami w niemal pudrowym kontekście. Z nimi łączyły się też jakieś czerwone, pudrowo-cukierkowe owoce (maliny?). Było więc słodko, ale z zaznaczonym prażeniem i ziemistym klimatem sugerującym ziarna kawy i nibsy. W trakcie degustacji zapach jako połączenie tego wszystkiego skojarzył mi się ze starymi, drewnianymi meblami.

Tabliczka o bardzo ciemnym kolorze z sinawym przebłyskiem była twarda, gęsta i głośno trzaskała, ale... brzmiało to, jakby była mokra.
W ustach potwierdziła swoją gęstość. Rozpływała się w miarę wolno, początkowo jakby opływając lepiącą mazią, a potem zmieniając się w nią. Nie była idealnie gładka i kremowa, choć dość tłusta. Na koniec coraz bardziej wysuszała, by pozostawić w ustach niemal ściągnięcie, suchość.

Smak ruszył z kopyta zarzucając akcent niemal przypalonego ciasta czekoladowego (może brownie?), takiego wręcz odymionego (na dym zaczęłam zwracać uwagę dopiero od któregoś tam kęsa).

Od ciasta rozszedł się wilgotny klimat, ale przybrał postać ziemi. Ogrom wilgotnej ziemistości, takiej niemal surowej. Ziemia, z której wyłaniają się korzenie drzew.

Lekka gorzkawość dymnego kakao zmieniła się w grejpfruta, a z ziemi odeszła sugestia kwasku. Ociągając się, przybrała postać cytrusów. To jednak tylko taki "niby kwasek", bo zrobiło się raczej słodko. Cały czas obecna w tle słodycz była silna, ale ustępowała poszczególnym smakom. Dość szybko zrobiło się egzotycznieowocowo, w czym dominowały banany. Czułam się, jakbym jadła słodki chlebek bananowy, ale i niedojrzałe banany (ściągająco-cierpkie, na co pewnie ogromny wpływ miała struktura). Ten smak bardzo długo przewodził, choć pojawiały się przy nim akcenty
malinowo-pudrowo-kwiatowe (odzwierciedlenie zapachu).

Chlebek bananowy, a więc bardziej ciastowe klimaty, w przyjemny sposób zamknął krąg, wracając do smaku palono-dymnego. Wychwyciłam bardzo wyraźną mieszankę orzechów, szybko wchodzących w ziemiste klimaty. W ziemi z kolei trafiłam na mnóstwo kawy w postaci palonych ziaren.

To właśnie ziemiście-kawowa gorzkawość, ogólna egzotyczna słodycz i dość mocna taninowa cierpkość, suchość pozostawały w posmaku na bardzo długo.

Muszę przyznać, że czekolada bardzo mi smakowała i oczarowały mnie jej nuty, jednak nie pasowało mi coś w konsystencji (połączenie tłustości i ściągającej suchości). Ziemista baza z gorzkimi nutami kawy i dymu z ogromem bananowej i pudrowej słodyczy nie została pozbawiona sugestii kwasku, który świetnie się w egzotyce owoców i ziemi odnalazł (żałowałam, że na sugestii się skończyło, że nie pojawił się jako smak). Wolałabym, by słodycz zatrzymała się na tej bananowej i zdziwiłam się, że było raczej pudrowo niż kwiatowo (w końcu ekwadorskie kakao jest bardzo kwiatowe), ale nie można mieć wszystkiego. To zdecydowanie słodka tabliczka, nie siekiera, ale z charakterkiem. Producent napisał o śmietance, figach i karmelu - doprawdy, pojęcia nie mam, skąd to wziął. Może to "mój chlebek bananowy", ale... kto to wie? (Co ciekawe, z tego co czytałam na blogach, chyba nikt, oprócz producenta, tych nut nie poczuł. Co więcej, z tego co zauważyłam, przy starym opakowaniu prawie wszyscy narzekali, że słodycz była za silna; moja wcale aż taka przesłodzona nie była.)


ocena: 9/10
kupiłam:  Sekrety Czekolady
cena: 14,99 zł (za 50g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 574 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy

7 komentarzy:

  1. Podoba mi się jej skład ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Spróbowałabym ze względu na bananowość i związaną z nią ciastowość. Kawa jest super, ziemistość brzmi okropnie. Cytrusy mi tu nie pasują, do wywalenia. Zresztą o czym ja piszę... I tak żadnej z tych nut bym nie odnotowała :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie piłaś nigdy żadnej kawy, która miała mieć ziemiste nuty? Ziemiste tony w winie? To naprawdę nie smak czegoś, w czym pełza nie wiadomo co, a wszystko co chodzi po tym świecie i żyje na to s... Dobra, wiem, że Ty i tak byś to odebrała jako za mocne, gorzko-kwaśne czy coś. :(

      Usuń
    2. Moje kawowe zapotrzebowanie najpierw zaspakajała rozpuszczałka Nescafe, a potem pylista rozpuszczałka z Lidla.

      Usuń
    3. U mnie króluje Jacobs Crema z rozpuszczalnych, bo Mamie inne kawy nie smakują, a mi właśnie i rozpuszczałka Grossa z Lidla odpowiadała, ale że sypałam coraz więcej łyżeczek, kompletnie przestało się opłacać kupować. To tak z kaw codziennych. Za dużo ich piję, by stawiać tylko na te parzone alternatywnymi metodami itp. - te to jak ciasto / posiłek na wyjściu.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.