sobota, 7 lipca 2018

Happy Benjamino Lemon Spirulina + Protein ryżowa 45 % ze spiruliną i cytryną

Nie rozumiem, dlaczego spirulina jest postrzegana jako dodatek kontrowersyjny. Wiele rzeczy z nią smakowało mi i wcale nie czułam w nich jakiś dziwnych, obrzydliwych nut. Połączenie spiruliny i cytryny? Mi wydało się ciekawe i od razu przypomniały mi się Libeert Lemon & Ginger i Pacari Spirulina, a potem zaczęłam sobie wyobrażać, jak połączenie tego może smakować. Po co się jednak zastanawiać, gdy można sięgnąć do szuflady? Cieszyłam się na ten moment, aż do chwili, gdy okazało się, że o czekoladzie miałam zupełnie błędne wyobrażenie.

Happy Benjamino Lemon Spirulina + Protein to czekolada ryżowa o zawartości 45 % kakao z Nikaragui ze spiruliną i cytryną. To chyba "mleczna" wegańska, białkowa (białko ryżowe).

Cytrynowy zapach poczułam jeszcze przed otwarciem kartonika. Potem oczywiście nasilił się i to do tego stopnia, że później miałam problem z pozbyciem się go z dłoni. Szybko się ulatniał i nie był już taki silny, ale odebrałam go jako "wgryzający się".
Była to cytryna częściowo soczysta, a częściowo goryczkowata w sposób a'la jakieś galaretki, żelki (raczej moje wyobrażenie). Przy łamaniu i jedzeniu poczułam też algową nutę akwarium, pylistość kakao i dziwnie... papierową proszkowość.

Było to dość upiorne wraz z tym, co widziałam. Najpierw myślałam, że czekolada jest zepsuta, bo wyglądała dziwnie. Nie był to wydzielony tłuszcz, ani zwykły osad. Matową tabliczkę pokrywał jakby pyłek, którego nie dało się pozbyć. Miała jakby zbeżowiało-zszarzały kolor. Aż telefon miał problem ze złapaniem ostrości i koloru - na zdjęciach wygląda nieco inaczej.
Przy łamaniu nie była twarda, ale miękka też nie. Odebrałam ją za jako dziwnie mączną.

Ostrożnie spróbowałam. Tu dopiero przeżyłam szok. Otóż czekolada leniwie, choć w tempie normalnym, miękła do złudzenia przypominając bardzo, bardzo ciepłą plastelinę. Była tłusta i strasznie mączna.

Natychmiast poczułam goryczkowaty posmak olejku cytrynowego, który potem zrobił się też trochę kwaskowaty, ale nie kwaśny. Była to taka "słodka cytrusowość" kojarząca się ze słodkimi cukierkami, gumami rozpuszczalnymi (luźne wyobrażenia).

Równie szybko w ustach rozeszła się pylistość. Zarówno sucho kakaowa, taka wyprana ze smaku, choć nieco orzechowa, jak i dziwnie po prostu mdła. Miałam wrażenie, jakbym jadła mąkę z nieco orzechowymi nutami. Kakao... wydało mi się strasznie wyprane ze smaku. Właściwie kakao jako takiego nie czułam. Czułam za to maślaność.

W tle, przy tym mdłym smaku pojawiło się coś akwariowatego, algowego...? Takiego proszkowo-spirulinowego. Nie wiem, czy ktoś z Was kiedyś próbował czystą sproszkowana spirulinę. Ja tak i nie uważam, by była zła. To był właśnie jej smak, tylko jakby wymieszany z mąką. Potem do głowy przyszło mi, że w sumie może się to kojarzyć z makaronem ryżowym. Spirulina nasilała się, aż w pewnej chwili niemal dominowała.

W sumie nie miała i konkurencji, bo inne smaki były mdłe. Akwarium połączyło się z cukierkową cytryną i skojarzyło mi się z jakimiś... "sprzedawanymi w kioskach chińskimi gumami do żucia o smaku teoretycznie żadnym, a praktycznie karmy dla rybek, które przesiąkły papierowym opakowaniem". O dziwo w smaku cytryna właściwie odchodziła w niepamięć.

Po wszystkim pozostawał dziwny posmak... jakby odżywki białkowej (?), kartonu, lekko orzechowo-maślany, sztucznie cytrynowy i algowo-rybkowy. Po połowie kostki (w sumie są dość spore) myślałam, że zwymiotuję. Miałam poczucie, jakbym najadła się plasteliny.

Byłam pewna, że to ciemna czekolada (np. 70 %), co sugeruje kostka widoczna na opakowaniu, zdrapałam nalepkę z tłumaczeniem i... 45 % kakao. Cóż... to i tak dużo, bo "po smaku" nie powiedziałabym, że tam w ogóle jest miazga. Obstawiałabym raczej mieszankę tłuszczu kakaowego i kakao w proszku.

Takiego oblecha dawno nie jadłam. Nie podchodzą mi wegańskie zamienniki mlecznych, białkowych rzeczy nie lubię, ale... Nie wiem, gdybym miała rozpatrywać to jako czekoladę "mleczną ryżową", może powinnam wystawić nieco wyższą ocenę, ale ja czuję się oszukana ("mlecznej ryżowej" za nic bym nie kupiła). Patrząc na opakowanie łatwo odnieść wrażenie, że ma się do czynienia z ciemną czekoladą. Trzeba patrzeć na skład... no, zawartość kakao odkryłam dopiero po zdrapaniu nalepki z tłumaczeniem, a np. śmietanka kokosowa zasugerowała mi nadzienie czy coś (a przynajmniej coś niezłego). Nie podlega jednak dyskusji fakt, że smakowało okropnie.


ocena: 1/10
kupiłam: Naturalny24
cena: 12,90 zł (za 70g)
kaloryczność: 561 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, białko ryżu w proszku 13%, śmietanka kokosowa, białko migdałów w proszku 8%, spirulina w proszku 1,5%, lecytyna słonecznikowa, olejek cytrynowy 0,04%, wanilia Bourbon

9 komentarzy:

  1. Współczuję, ależ obleśnie wygląda. Potwierdza się moja teoria, że te "wegańskie", "organiczne", "ekologiczne" czy "sportowe" czekolda to żerowanie na modzie (dobre czekolady też czasem są oznaczane jako wegańskie, ale to niejako przy okazji :). Jeszcze te proteiny na opakowaniu. Już te sproszkowane białka w składzie ostrzegają, że będzie paskudnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, bo ciężko, żeby ciemne czyste były niewegańskie.

      Tak! Nie cierpię proteinowych rzeczy, ale przy tej czekoladzie jakoś tak... za bardzo napaliłam się na cytrynę i spirulinę (i ładną, CIEMNĄ kostkę na opakowaniu).

      Usuń
    2. Nie dziwie się, bo sam coraz bardziej lubię spirulinę w Pacari, zawsze staram się mieć jedną tabliczkę w zapasie. Ostatnio sięgam po nią częściej niż po marakujową.

      Usuń
  2. JUż jej wyglad mnie zniechęcił a ocena to potwierdziła

    OdpowiedzUsuń
  3. "Dziwna" z wyglądu to dla niej komplement. W pełni rozumiem, dlaczego pomyślałaś, że jest zepsuta. W tej czekoladzie nie zachęca nic. Ewentualnie szata graficzna, ale kto będzie chciał zachować opakowanie po paskudztwie? (Swoją drogą... zatrzymałabyś zajebiste opakowanie po ohydnym produkcie? Pewnie tak, bo chciałaś puszkę po Short Cakes). Fujki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po czekoladach zachowuję wszystkie opakowania. Nawet po Wedlach itp. - te zapaskudzone za mocnym aromatem przecieram dokładnie. :P
      Zachowałabym, a fajnymi puszkami / pudełkami nigdy nie pogardzę.

      Usuń
    2. O, to mogę oddać Ci moją kolekcję Ritterów. Miałam ją wywalić, ale mi szkoda.

      Usuń
    3. Niee, dzięki, bo po czekokadach zbieram tylko te, które jadłam - na pamiątkę.

      Usuń
  4. Już sam wygląd ma tragiczny :P

    OdpowiedzUsuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.