wtorek, 22 stycznia 2019

Pacari Tutu Iku 70 % ciemna z Ekwadoru i Kolumbii

Gdy wypatrzyłam dzisiaj przedstawianą tabliczkę, postanowiłam zdobyć ją za wszelką cenę. A jak coś sobie do głowy nabiję, to po prostu MUSZĘ to zrealizować. Dlaczego wydała mi się aż tak pociągająca? Pacari robi czekolady z ekwadorskiego kakao, jednak w przypadku tej... wymieszano je z kolumbijskim. Sama nazwa czekolady jest zagadkowa: czyżby w jakimś dziwnym języku... co znaczy? W języku Arhuaco znanym jako Iku, nazywają się tak torby artystycznie zdobione, robione przez rdzenną ludność - indiańskie plemię Arhuaco, które zamieszkuje górskie regiony Sierra Nevada w Kolumbii. I właśnie stamtąd pochodzi kakao użyte do produkcji tej limitowanej czekolady.
Ekwadorsko-kolumbijską mieszankę Pacari jedną już jadłam (Lacumbia 70 % Ecuador & Colombia), ale tamta była z innego regionu.

Pacari Tutu Iku 70 % to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao (miazga + tłuszcz) Arriba Nacional z Ekwadoru oraz z Kolumbii z regionu Sierra Nevada.

Po otwarciu spiorunowała mnie moc owoców. O dominację walczyły słodko-kwaśne cytrusy, czerwone owoce (w pierwszej chwili były to porzeczki, potem na myśl przyszedł mi granat, a z czasem maliny) i jeżyny oraz... jakieś słodziuteńkie i żółte / złociste (?). Mimo wyraźnie zaznaczonej wilgotnej, czarnej ziemi i palonych ziaren kawy, zapach miał rozkosznie lekki wydźwięk. Nadał mu go ogrom kwiatów z różami na czele. Cudownie ozdobiły szlachetny karmel wytworzony przez połączenie palonych ziaren kawy i te jakieś "słodziuteńkie owoce".

Tabliczka była bardzo twarda i przy łamaniu głośno trzaskała. Wydała mi się pełna i zwarta.
Wrażenie to potwierdziło się w ustach, bo była bardzo zbita, a przy tym dość tłusta. Chwilami wydawała mi się nawet nieco śliska, ale... po chwili zaczęła z niej płynąć taka soczystość, że jednoznacznie skojarzyła mi się z... owocowymi nadzieniami Zottera.

W smaku już w pierwszej sekundzie do rywalizacji stanął owocowy kwasek i słodycz. Kwasek wyskoczył szybko, a słodycz zaczęła powoli rozpływać się po całych ustach. Smakowało to brzoskwinią... taką w jednym miejscu kwaśniejszą, a ogólnie soczystą i już cudownie dojrzałą. 

Obok rozeszła się słodko-zwiewna różano-perfumowa nuta. Najpierw była lekka, później zaczęła przybierać na ciężkości (wchodząc w niemal odymione klimaty)."Różany dym" i soczystość utworzyły wyraźnie ziemisty smak. Znalazła się tu odrobina gorzkości podchodzącej pod paloną kawę. Kawa przez pewien moment wybiła się ponad wszystko i pozwoliła sobie na mały pokaz.

Znów pojawił się wyraźniejszy kwasek. Ziemiście-cytrusowy, niemal surowy, a później coraz bardziej soczyście owocowy. Brzoskwinie i cytrusy stały się słodko-kwaśnymi jabłkami. Poczułam przejrzałe, może prawie nadgniłe, owoce leśne z wywyższającymi się cierpkawymi jeżynami, jakby wgniecionymi w ziemię. O tak, przybył leśny klimat - wilgotna ziemia i owoce leśne.

W połowie rozpływania się kęsa na myśl przyszły mi też brzoskwinie w syropie albo jabłka w karmelu (wyobrażenie, bo nigdy ich nie jadłam), ponieważ po chwili z płynącej słodyczy wynurzył się palony karmel przechodzący w łagodny, jakby soczysty miód. Pomyślałam o malinowym, takim bardzo lekkim, który po chwili zmienił się w malinowy syrop. Karmel wciąż pobrzmiewał, ale mieszał się z owocami. Był zbyt owocowy na karmel... Może to bardziej rodzynki?

Ziemistość, dymno-kawowe i teraz jeszcze karmelowo-rodzynkowe nuty zasugerowały mi jakąś tartę lub ciastka maślane na samym końcu, w towarzystwie kawy, wciąż jednak z pewną cytrusowością.

W posmaku pozostał posmak soku z cytrusów, palonych ziaren kawy i niemal nibsowość wymieszana z rodzynkowo-karmelową słodyczą. Czułam także naperfumowaną słodycz róż.

Ta czekolada wyszła trochę jak połączenie charakterystycznych dla Pacari róż, cytrusowej ziemistości i odymionego karmelu z bardzo rodzynkowo-miodową, kawowo-cytrusową Manufakturą z Kolumbii. Zestawienie słodkich partii z całym mnóstwem owoców wydało przyjemne, słodko-kwaskowate nuty brzoskwiń i jabłek. Bardzo mi się to spodobało. Mimo że gorzkość nie była za mocna, przodowała raczej bogata, wykwintna słodycz, uwiodła mnie. Polubiłam jej wyważenie, uzyskane za sprawą ogromu soczystości, ale w sumie słabego kwasku owoców (był, przełamywał, ale to czysta natura).

Całość wyszła przecudownie. Może mogłaby być minimalnie mniej słodka i mniej tłusta (choć tak jak pisałam: w trakcie jedzenia to aż tak nie dawało się we znaki), ale to naprawdę oryginalna czekolada.


ocena: 9/10
cena: £6,49 (za 50g)
kaloryczność: 571 kcal / 100 g
czy znów kupię: chciałabym

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa

3 komentarze:

  1. Strasznie ciężko kupić te ich limitki :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Za ziemię, zgnilizny i maliny podziękuję. Kawa, karmel (wolałabym w wersji niepalonej) i soczyste brzoskwinie poproszę. Tabliczka wydaje się całkiem przyjemna, mogłabym chrupnąć.

    Wstęp przypomniał mi zajęcia na kulturoznawstwie, na których rozmawialiśmy o przejęciu przez białych Australii. Zniszczyliśmy Aborygenom sztukę, która miała znaczenie nie tylko estetyczne, ale także - przede wszystkim! - sakralne, duchowe. Wieeele lat później walczono za nich, by mogli wystawiać prace w galeriach, ale umówmy się... Skoro ich sztukę robiło się na piasku i później zakopywano, to nagle kazanie im malowania na papierze mija się z celem. Jest tak, jak chce biały, a nie jak czuje rdzenny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Surowa kawa i sam biały cukier, skoro niepalone? Na dietę raw przeszłaś? ;>

      Z tym co piszesz, to mogę tylko skomentować kiwaniem głową. Jak by na to nie spojrzeć, takie działania przy globalizacji są nie dość, że nieuniknione to jeszcze wpychane w pewną otoczkę, byśmy sami, ludzie, poczuli się lepiej, ale... Tak jest. Ciekawe są też wykłady, spojrzenie pod kątem, że pewne grupy tak łatwo (chętnie?) porzucają kulturę na rzecz blachy falistej.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.