Czekolady Dolfin bardzo lubię, więc im mniej ich miałam, tym coraz bardziej zwlekałam z sięgnięciem po kolejną. Czas dzisiaj opisywanej jednak nadszedł i nie miałam wyboru, jak poddać się swojej smakowej ochocie na nią. Nastał w końcu październik, jesień, a więc mój czas na miętowe czekolady. Piątkowe, dwugodzinne okienko tylko sprzyjało, by zająć się dobrą czekoladą i lekturą anglojęzycznego komiksu, którego za młodu nie udało mi się skompletować, a teraz "odświeżam pamięć". A to, że książko-komiks miał miętową okładkę, to już tylko taki uroczy, mały szczegół.
Dolfin Chocolat Noir Feuilles de menthe to ciemna czekolada o zawartości 60 % kakao z suszoną miętą.
Po otwarciu poczułam smakowity zapach słodkich czekoladek miętowych, który po chwili nabrał głębi. Rozeszła się słodka woń palonej kawy i mięty w herbacianym klimacie.
W ustach rozpływała się gładko-kremowo, odpowiednio tłustawo w maślanym kontekście. Drobno posiekanej wraz z mini-łodyżkami, suszonej mięty z czasem odsłoniło się naprawdę sporo. Była miękko-trzeszcząca, a zatem przystępna.
Smak witał słodyczą o kakaowo-wytrawnym zacięciu, niczym gęsty, czekoladowy sos, który po chwili utonął zupełnie w smaku palonej kawy. Czułam łagodną, ale ewidentnie ciemną kawę. Palony motyw był silny, ale jakoś nie oddziaływał na słodycz.
Mięta pojawiła się szybko, ale nieśmiało. Przyniosła lekki chłodek, uplasowała się za palonością. Na myśl przyszły mi miętowe czekoladki, których nadzienie jeszcze się nie odsłoniło.
Słodycz w dużej mierze odłączyła się od mięty i poszła w waniliowo-maślanym kierunku. Nie było to nazbyt ciężkie, nie gryzło się z palono-kawowym smakiem, a płynęło powoli obok. Wydaje mi się że to rześka mięta tak w gruncie rzeczy uprzyjemniła ten wątek.
Mięta wciąż była trochę słodko-czekoladowa, ale mniej więcej od połowy rozpływania się kęsa, gdy zaczęło odsłaniać się sporo suszków, dominować zaczęła ta herbaciano-ziołowa. Ze względu na paloność i słodycz, to właśnie herbata / napar miętowy czułam. Ziołowość zaznaczała się jedynie jako chłodzący, nienachalny (bo naturalny) efekt. Żadnej gorzkości.
Gdy na koniec pozostały drobinki i mini-łodyżki mięty, w ustach przyjemnie rozchodził się jej łagodny suszono-ziołowy, rześki smak.
W posmaku pozostała właśnie taka chłodnawa, słodko-herbaciana mięta i palona kawa.
Całość wyszła przejrzyście smakowo; wyraźnie czułam naturalną miętę, co wyszło bardzo smacznie. Z racji tego, że była herbaciana, a wszystkiemu nie brakowało słodyczy, ta tabliczka to bardzo przystępny i wyważony kąsek. Mi trochę brakowało większej gorzkości kakao, mocniejszej ziołowej nuty, ale i tak jestem zaskoczona, że maślaność mi nie przeszkadzała. Bardzo słodka, łagodna, ale jednak smakująca czym trzeba. Bardzo udana. Ogromny plus za wyczuwalną w smaku suszoną miętę.
ocena: 9/10
kupiłam: Smacza Jama
cena: 6,95 (dostałam rabat -50%) za 70g
kaloryczność: 532 kcal / 100 g
czy kupię znów: kiedyś może i mogłabym
Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, mięta 2%, lecytyna sojowa, naturalny aromat waniliowy
Kto wymyślił połąvzenie czekolady z mięta? XD ten ktoś ewidentnie mnie nie lubi :D
OdpowiedzUsuńWystarczy po nie nie sięgać. Ja uważam, że za połączeniem tym stoi jakiś geniusz.
UsuńRozumiem, kazdy ma swój gust, chcialam tak tylko zazartowac :D
UsuńWiem, wiem. Gdyby Cię nie lubił, musiałby być ambitniejszy, by Cię odnaleźć i swym wynalazkiem faszerować.
UsuńKrótka ta recenzja jak na Ciebie, ale w sumie ta czekolada nie była tak skomplikowana ^^ Mam pytanie odnośnie wstępu: jakie dwugodzinne okienko masz na myśli? Zdradź coś więcej :D
OdpowiedzUsuńPrzecież nie będę sztucznie rozciągać, prawda?
UsuńNic ciekawego, pustka między wykładem, a zajęciami w piątek.
I napisałaś to bez żadnego entuzjazmu? Ja pierdykam xD A zdradzisz mi z czego te wykłady i gdzie ta ścieżka edukacyjna prowadzi?
UsuńPS W kontekście recenzji chodziło mi raczej, że ta czekolada jest ,,płaska" tudzież ,,płytka" w doznania ;)
Jak to bez entuzjazmu?! Z pełnym entuzjazmem i zachwytem, tylko krótko i tyle.
UsuńEkonomia, a potem technologie informacyjne. Dziennikarstwo, ale mam nadzieję, że w końcu dzięki temu oficjalnie zostanę pisarką.
Co do PS to się nie zgadzam. Czekolada była prosta, ale w sensie, że wyrazista. W życiu nie nazwałabym jej płaską.
Zatem źle ją odebrałam, może dlatego, że nie walisz bezmyślnie emotki jak ja... Najwidoczniej mnie to gubi w komunikacji z innymi ;)
UsuńTrzymam za Ciebie mocno kciuki, powodzenia!
Ciebie może i gubi kwestia emotek, a pomyśl, co ja mam, kiedy pisząc, robię najróżniejsze miny do ekranu, a przecież ten, do kogo piszę, tego nie widzi... Zostają same słowa, bez emotek, haha. Ja i moja logika. No, ale jakoś nie lubię wstawiać emotek, jakoś nie rozumiem ich za bardzo. Czuję się przez to niedzisiejsza. Nie, żeby mi to przeszkadzało, ale po prostu gdybym więcej ich wstawiała, czułabym się sztucznie, więc wybacz. Czasem najwyżej będziemy musiały sobie naokoło bardziej powyjaśniać, o co chodziło, bo... no nieemotkowy ze mnie człek.
UsuńDziękuję!
Sympatyczna, trudno jest zrobić dobrą miętową czekoladę.
OdpowiedzUsuńJa chyba mam do nich szczęście, bo na zbyt wiele złych nie trafiłam.
UsuńZ uwagi na smak mogłabym spróbować, ale ponieważ napisałaś o zostających na języku łodyżkach mięty, degustacja odpada. Pamiętam test miniaturek Dolfinów. Miałam kilka z lawendą i choć były smaczne, strasznie dużo miały tego sianowego badziewia.
OdpowiedzUsuńMoże chcieli Ci tę lizawkę dla konia / jednorożca zapakować, a sami po drodze zlizali i zostało już tylko siano?
UsuńJa lubię smak suszków tego typu, ale w sumie takie pozostające na języku są takie... Łe.